Jeśli chrześcijan rozpoznaje się jedynie po tym, że w niedzielę chodzą do kościoła, w piątek nie jedzą mięsa i są przeciw aborcji, in vitro i legalizacji związków homoseksualnych, to trochę za mało.
Czytam, co papież Franciszek mówił do patriarchów i arcybiskupów większych podczas sesji plenarnej Kongregacji dla Kościołów Wschodnich. Właściwie nic takiego. A jednak porusza. Zacytuję fragment notatki Radia Watykańskiego.
„(Papież) wskazał jego (spotkania) uczestnikom na potrzebę dawania wiarygodnego świadectwa, wstrzemięźliwego stylu życia na wzór Chrystusa oraz braterskiej i zarazem ojcowskiej miłości wobec powierzonych im biskupów, księży i wiernych. Oczekują jej zwłaszcza ci, którzy są osamotnieni i zepchnięci na margines. «Mam na myśli przede wszystkim naszych kapłanów potrzebujących zrozumienia i wsparcia, także na płaszczyźnie osobistej – mówił Papież. – Mają oni prawo do tego, by mieć z naszej strony dobry przykład w sprawach dotyczących Boga, jak i w każdej innej działalności kościelnej. Domagają się od nas przejrzystości w zarządzaniu dobrami i troski obejmującej wszelkie słabości czy potrzeby. A przy tym wszystkim trzeba stosować z najwyższym przekonaniem autentyczną procedurę synodalną, tak znamienną dla Kościołów Wschodu»”
Wiarygodne świadectwo, wstrzemięźliwy styl życia, ojcowska miłość wobec biskupów, kapłanów i wiernych; dobry przykład w sprawach dotyczących Boga i działalności kościelnej, przejrzystość w zarządzaniu dobrami, troska obejmująca wszelkie potrzeby czy – uwaga – też słabości. To niby oczywiste. Tak powinno być i nie ma się w ogóle nad czym zastanawiać – powie niejeden. Ano właśnie. Tak powinno być i w ogóle nie powinniśmy się nad tym zastanawiać. I pewnie całkiem sporo chrześcijan tak właśnie stara się żyć. Niestety, całkiem też sporo takich spraw w ogóle nie dostrzega. Jakby owe wypływające przecież z Ewangelii wskazania miały znaczenie marginalne. A mnie się wydaje, że jeśli takich rzeczy nie dostrzegamy, pod znakiem zapytania staje cały nasz rzekomo chrześcijański styl życia.
Nie tak dawno dowiedziałem się o pewnej sytuacji, która miała miejsce już lata temu. Pewien pobożny i pracujący w instytucji katolickiej chrześcijanin chciał zapobiec zgorszeniu, jakie dawał jego zwierzchnik. Zgodnie z ewangeliczną zasadą poszedł i upomniał go w cztery oczy. Skutek? Szybko musiał szukać innej pracy. I co? I nic. Zupełnie nic. No przecież szef ma prawo decydować kogo zatrudnia, prawda? A zasady Ewangelii? Czepianie się. No wiadomo, są inne, ale to ideały. Powinniśmy do nich dążyć, ale różnie to bywa, ludzie są słabi itd. itp. aż do przywołania biblijnego cytatu, że przecież wszelka władza pochodzi od Boga.
Podobnych przykładów można by podać więcej. Najsmutniejsze, że wielu z nas wydaje się, że właściwie nie ma problemu. O, co innego gdy ktoś cudzołoży albo zje w piątek kiełbasę. Ale jeśli do porządku dziennego przechodzimy nad takimi sprawami i nie uwiera nas ta niezgodność z zasadami ewangelicznymi, czym się właściwie różnimy od „świata”, który tak nieraz zaciekle krytykujemy?
Straszna jest ciemność tego, który mówi, że widzi, a tak naprawdę jest ślepy…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nieco się wolnością zachłysnęliśmy i zapomnieliśmy, że o wolność trzeba dbać.
Abp Paul Richard Gallagher mówił o charakterystyce watykańskiej dyplomacji.