Rozumiem rozgoryczenie zranionych. Nie rozumiem braku chrześcijańskiego dystansu tych, którzy patrzą z daleka.
Koło 360 zabitych, jeszcze więcej rannych, z których część pewnie też nie przeżyje. Tak wyglądał bilans ostatnich zamachów na Sri Lance w środę, kilka dni po tych tragicznych wydarzeniach. Z podziwem patrzę na tamtejszych chrześcijan i ich biskupa, Winstona Fernando. „Muszę powiedzieć, że jestem wdzięczny Bogu za to jak ludzie reagują na tę tragedię. Obchodziliśmy dopiero co Święta Wielkanocne i myślę, że to motywuje ich, aby przyjąć cierpienie – mówi bp Fernando. – Oczywiście wszyscy trwają w ogromnym bólu, ale życie Jezusa i Jego nauczanie jest tym, co pomaga ludziom zmierzyć się z tym czasem próby. Niektórzy mówią, że chcieliby umrzeć właśnie w Niedzielę Zmartwychwstania. Widać wielką wiarę katolików. Rzecz jasna nie możemy zaprzeczyć, że są także osoby zbulwersowane i rozzłoszczone, ale księżom, osobom zakonnym i wiernym świeckim udaje się je przekonywać, by przyjęły to ze spokojem i nie reagowały pochopnie”. Tak, to postawa godna zaszczytnego imienia chrześcijan, uczniów Jezusa z Nazaretu, który będąc Bogiem z pokorą przyjął zadane Mu przez ludzi męki i śmierć.
Warto to zauważyć: „i nie reagowały pochopnie”. O co może chodzić? Zapewne o chęć odwetu. Władza Sri Lanki już robią swoje, przynajmniej część winnych tej tragedii za to odpowie. Zemsta, często zresztą nie widząca różnicy między winnym a Bogu ducha winnym, to nie jest dobre wyjście. Tylko nakręci spiralę niechęci i wzmoże nienawiść. Nie, trzeba inaczej. Zwłaszcza że jak usłyszeliśmy to... też był odwet. Za to co niedawno wydarzyło się w Nowej Zelandii, gdzie biały zamachowiec zabił w meczecie koło 50 muzułmanów. Głupi, bezmyślny odwet. Ktoś musi przerwać, prawda?
Najbardziej dla mnie zaskakujące w komentarzach podobno wierzących w Chrystusa internautów? Nie, nie gniew. Wskazywanie winnego. To... papież Franciszek. Bo jeździ do muzułmanów, rozmawia z nimi, a nawet podpisał niedawno w Abu Zabi wspólną deklarację. Tak się zastanawiam. Jaka jest dla takich działań alternatywa? Co ci, którzy krzyczą, że nie ma co z muzułmanami „dialogować” (brr, co za koszmarne słowo) proponują w zamian?
Może mam słabą wyobraźnię, ale gdy odrzucić dialog i budowanie mostów widzę tylko dwa wyjścia. Albo skazanie na osamotnienie chrześcijan z krajów muzułmańskich i odgrodzenie się od tamtego świata nową żelazną kurtyną albo wojna. Niekoniecznie gorąca, ale te ekonomiczne też pociągają za sobą ofiary. Także niewinne.
Myślę, że papież Franciszek swoim odważnym spotykaniem się z muzułmanami więcej robi dla chrześcijan w krajach muzułmańskich, niż wszyscy oskarżający go i wymachujący szabelką razem wzięci. Łatwo wykrzykiwać takie rzeczy, gdy mieszka się w kraju bezpiecznym, gdzie zamachy są możliwością raczej teoretyczną. Łatwo nie widzieć, że nie dialogiem, ale właśnie zawziętością, nakręcaniem spirali nienawiści najbardziej naraża się bezpieczeństwo chrześcijan w krajach muzułmańskich (zaznaczam, że Sri Lanka jest raczej krajem buddyjskim i hinduistycznym, a islam jest tam niewiele większy niż chrześcijaństwo).
Taka mentalność – taniej odwagi, przekonania o świętości swoich racji, folgowania niskim instynktom i braku refleksji nad własną postawą. I przekonanie, że krzykiem czy wyrażeniem oburzenia można w takich sprawach coś zmienić nawet gdy na oko widać, że to przynosi odwrotny skutek. Z takich podstaw bierze się między innymi oskarżanie Piusa XII o milczenie w obliczu zagłady Żydów. No cóż... Nie sądzę, by pisaniem można było takich ludzi przekonać. A jeśli mimo wszystko to piszę to tylko po to, by ci, którzy mają więcej oleju w głowie nie dali się na coś takiego przekabacić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).