"Nie sposób zrozumieć chrztu Polski, nie zdając sobie sprawy, czym dla chrześcijanina jest chrzest." O chrzcie św. i jego rozumieniu rozmawiają: bp Grzegorz Ryś, bp Marcin Hintz i bp Jerzy Pańkowski.
Józef Wolny /Foto Gość Nie sposób zrozumieć chrztu Polski, nie zdając sobie sprawy, czym dla chrześcijanina jest chrzest To wymaga chyba bardzo wysokiego poziomu świadomości obu stron.
Bp G.R.: Absolutnie tak. Dlaczego jednak o tym mówię? Skoro biskup Jerzy poświęcił temu tematowi tyle uwagi, pomyślałem, że warto przywołać tu słowa Benedykta XVI. One być może pokazują nam jakąś drogę.
Kontynuując refleksję na temat chrztu, dodałbym na koniec dwie rzeczy. Po pierwsze, przez chrzest uczestniczymy w tajemnicy paschalnej Jezusa Chrystusa, zostajemy zanurzeni w Jego śmierć, aby wraz z Nim zmartwychwstać. I nie jest to reanimacja, ale wejście w życie Boga. Oto otwiera się przed nami niesłychana perspektywa: człowiek może odtąd
żyć tym życiem, które jest właściwe Bogu w Trójcy Świętej jedynemu. I po drugie, w Kościele katolickim, zwłaszcza po Soborze Watykańskim II, bardzo mocno podkreśla się, że chrzest wprowadza człowieka w potrójną godność Jezusa Chrystusa, w Jego misję kapłańską, prorocką i królewską. Kiedy kardynał Wojtyła pisał książkę o Vaticanum II, próbując jakoś usystematyzować nauczanie soboru, osią swojej refleksji uczynił właśnie tę potrójną godność Chrystusa, pokazując, że nosi ją w sobie każdy człowiek ochrzczony. Wydaje mi się, że w naszej katechezie na temat chrztu stanowczo za rzadko o tym mówimy. Nie pokazujemy, jak bardzo chrzest uzdalnia nas do wolności − w wymiarze królewskim, i do odpowiedzialności za prawdę − w wymiarze prorockim. Nie podkreślamy, że czyni nas wszystkich kapłanami, uczestnikami kapłaństwa Chrystusowego.
Bp M.H.: W Kościele ewangelicko-augsburskim nie ma sakramentu kapłaństwa, wierzymy za to, że konsekwencją chrztu jest powszechne kapłaństwo wiernych − i to z niego właśnie wyrasta urząd duchowny. Dla nas także ważny jest triplex munus Christi. Nazywamy go potrójnym urzędem Chrystusa, aby podkreślić, że chodzi w nim raczej o charakter służebny aniżeli o nabycie pewnej godności. Urząd ten bowiem to przede wszystkim misja i służba, a nie
władza.
Na marginesie warto zauważyć, że pierwotnie również słowo „minister” oznaczało sługę. Takie właśnie miano − ministrów − nadawano dawniej w wielu miejscach ewangelickim duchownym, dziś natomiast minister kojarzy się raczej z kimś bardzo ważnym, kto sprawuje władzę.
Bp G.R.: Tu nie ma między nami sporu. Munus można przetłumaczyć jako dar, urząd, posługę.
Bp M.H.: Chciałbym jednak dopowiedzieć, dlaczego tak istotna jest dla mnie wspomniana na początku naszej rozmowy deklaracja o wzajemnym uznaniu chrztu. Jeszcze w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku na terenach zamieszkiwanych przez ewangelików zdarzało się, że dzieci tego wyznania trafiały do domów dziecka i katolicy powtórnie je chrzcili, tak aby mogły one uczestniczyć w katolickiej katechezie. Dla lokalnej społeczności było to czymś bardzo bolesnym. Cieszę się, że − w świetle deklaracji z 2000 roku − nie ma powrotu do tego rodzaju praktyk. Duchowny, który by się ośmielił zaproponować coś takiego, nie tylko obraziłby cudze uczucia religijne, ale wręcz sprzeniewierzyłby się nauce swojego Kościoła. To ogromny postęp. Gdyby ktoś usiłował to zmienić, podważyłby sens ekumenizmu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).