"Nie sposób zrozumieć chrztu Polski, nie zdając sobie sprawy, czym dla chrześcijanina jest chrzest." O chrzcie św. i jego rozumieniu rozmawiają: bp Grzegorz Ryś, bp Marcin Hintz i bp Jerzy Pańkowski.
ks. Zbigniew Wielgosz /Foto Gość Najstarsza chrzcielnica w Małopolsce znajduje się w Szczepanowie Bp J.P.: Niestety, wciąż zdarzają się takie przypadki. W świecie prawosławnym, na przykład na Świętej Górze Athos, do dzisiaj istnieją wspólnoty stojące na stanowisku, że w razie konwersji potrzebny jest ponowny chrzest, a nie tylko jego uzupełnienie. Oczywiście trudno mi oceniać mnichów ze Świętej Góry Athos, osobiście jednak nie podzielam tego stanowiska. I myślę, że jestem po stronie znacznej większości. Niemniej Kościoły prawosławne, jak wiadomo, mają charakter autokefaliczny: cechuje je daleko idąca niezależność.
Bp G.R.: Ja z kolei, jako biskup rzymskokatolicki, muszę się przyznać do naszych katolickich win wobec wyznawców prawosławia. W przeszłości − pomimo papieskich rozstrzygnięć dotyczących ważności chrztu − na terenach dawnej Rzeczypospolitej nierzadko powtórnie chrzczono prawosławnych, którzy przechodzili do Kościoła katolickiego. Nie wynikało to wcale z jakichkolwiek przesłanek teologicznych, tylko z powodów politycznych, etnicznych i tym podobnych. Tym bardziej myślę, że z naszej strony potrzebne jest słowo „przepraszam”. Oczywiście dotyczy to także tych wszystkich sytuacji, o których przed chwilą mówił biskup Marcin.
Bp J.P.: Bardzo dziękuję Księdzu Biskupowi za te słowa. Tego rodzaju wypowiedzi nadają naszej rozmowie inny
wymiar.
Bp G.R.: Wspomniana deklaracja o wzajemnym uznaniu chrztu jest i dla mnie bardzo ważna, zamyka bowiem długą i dramatyczną tradycję, która chyba dla nikogo z nas nie jest powodem do chluby.
Bp M.H.: No właśnie. Nie jest to może tekst szczególnie wyrafinowany z punktu widzenia teologii, ma jednak ogromne znaczenie dla życia naszych wiernych. Swoją drogą, niewiele wart byłby ekumenizm, któremu chodziłoby wyłącznie o niezrozumiałe dla ogółu dywagacje teologiczne, a nie o praktykę dnia codziennego.
[...]
Rozpoczęliśmy tę rozmowę od wyrażenia nadziei, że namysł nad sakramentem chrztu pomoże nam zrozumieć, czym jest dla nas chrzest Polski. Na ile jest to nadzieja uzasadniona?
Bp M.H.: Chrzest jest powiązany z nadzieją. Jest on dla nas nie tylko sakramentem inicjacji, ale w tradycji ewangelickiej, a zwłaszcza luterańskiej, niemal na każdym kroku podkreślamy, że jest także nowym narodzeniem, nowym życiem w Chrystusie. Z faktem tym łączy się nadzieja. Nestor ewangelickiej teologii Jürgen Moltmann podkreślał w swych analizach z lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku, że w teologii za mało jest spojrzenia w przyszłość, że ze zbyt małym optymizmem patrzy ona w to, co dopiero przed nami. Prawdziwa teologia chrześcijańska musi być zarazem teologią nadziei. Dotyczy to w sposób szczególny teologii ewangelickiej, która kładzie akcent na Ewangelię, dobrą wieść, dobrą nowinę o zbawieniu w Chrystusie. Tę wizję czy diagnozę chciałbym odnieść do naszej debaty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).