– Misja to walka z burzą, ale jak człowiek nie podejmie wyzwania, to nie zmieni świata – mówi siostra Rita z misji Maggotty na Jamajce. Pojechałem zobaczyć, jak wygląda walka o lepszy świat, o której żaden przewodnik turystyczny nie wspomina.
Zapotrzebowanie na miłość
6.30 – wspólna Msza Święta, śniadanie, omówienie planów i rozejście się do swoich zadań – tak każdy dzień powszedni rozpoczyna ekipa z Maggotty. Największym dziełem jest tak zwany program edukacyjny.
Wszystko zaczęło się od grupki dzieci wałęsających się po okolicy. Ksiądz Marek zaczął pytać, czemu nie są w szkole, na co ciągle dostawał tę samą odpowiedź: do tego potrzebne są pieniądze. Powstała koncepcja systemowej pomocy. Początkowo był to skromny datek na grupowe dojazdy do szkoły taksówką, zakup kanapek i podstawowego wyposażenia szkolnego. Skorzystało pięcioro dzieci.
Od 2001 roku w budowę programu zaangażowała się świecka misjonarka Marta Socha. – Zaczynaliśmy od kontenera. Od początku mamy zasadę, aby nie odbierać dzieciom poczucia godności. Nie chcieliśmy ich uczyć przyjmowania jałmużny. W zamian za otrzymane pieniądze musiały być spełnione podstawowe warunki: frekwencja w szkole, zaangażowanie w naukę i obecność na katechezach – mówi.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Martę przy pracy, siedziała nad wielką księgą, w której skrupulatnie zapisywała każdego podopiecznego. – W parafii jest może 1,5 proc. katolików. Dzieci więc – w większości – nie są katolikami, ale wymagamy, aby brały udział w podstawowej formacji i nauce zasad moralnych.
Z biegiem czasu program się rozrósł. W 1999 roku tylko kilka procent dzieci w regionie docierało do szkoły. Teraz na 220 uczniów jedynie pięcioro nie korzysta z pomocy. Dzięki darczyńcom zasiłek szkolny wynosi średnio 500 USD rocznie na dziecko. Szkoła posiada nowoczesną salę komputerową, bibliotekę i sale lekcyjne. Szkoła wystawia dyplomy respektowane przez oficjalne instytucje na Jamajce. Obok zabudowań szkolnych w 2009 roku powstała klinika, wyposażona w profesjonalne pomieszczenie zabiegowe do pierwszej pomocy, gabinet lekarski, dentystyczny. Rocznie klinika obsługuje 14 tysięcy pacjentów.
Zapytałem doktora Krolla, co sprawiło, że postanowił przerwać swoją karierę w USA, aby tak ofiarnie pracować na Jamajce, gdzie przyjmuje za darmo pacjentów od rana do wieczora. – Nigdzie nie spotkałem się z takim zapotrzebowaniem na miłość. Zdecydowana większość moich pacjentów nie ma rodziny. Oni czują, że jej potrzebują, ale nikt nie pokazał im, jak ją stworzyć. Kiedy postawiłem rodzinne zdjęcie na biurku, wielu nie mogło uwierzyć, że wciąż z żoną jesteśmy razem. Staram się pokazać, że to jest dobra droga. Zawszę im mówię „Jezus Cię kocha i ja Cię kocham, dlatego tu jesteśmy” – odpowiedział wzruszony. Po chwili ciszy dodał: – Tu jest teraz moje miejsce, tu jestem potrzebny, przemodliłem to z żoną, to nasza wspólna ofiara.
Dopełnieniem działalności misji są tak zwane wizyty domowe. Misjonarze odwiedzają najbiedniejszych. Jadąc górskimi drogami, mijaliśmy kolejne wioski. Dawno nie widziałem takiej ilości ciepła i tylu uśmiechów skierowanych do osób duchownych. Każdy, kto zobaczył drobną, białą sylwetkę siostry sercanki w parafialnym samochodzie, machał ręką albo się uśmiechał.
Wdzięczność lokalnej społeczności była dla mnie ostatecznym potwierdzeniem siły dzieła misji w Maggotty. Wracam do kurortu w Montego. W radiu znowu słyszę piosenkę Boba Marleya „Wszystko będzie dobrze”. Teraz te słowa nabrały dla mnie nowego znaczenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.