– U nas nie było wigilii. To był normalny dzień przygotowań. Wszyscy się krzątali i szykowali do świąt – mówi Brygida Kasprzycka.
Prosfora z miodem
Zupełnie inne doświadczenie Bożego Narodzenia ma Maria Dula, która przybyła na Warmię z Kresów Wschodnich w ramach akcji przesiedleńczej po II wojnie światowej. Przybyła z rodziną z miasta Sokal, spod Lwowa. Jest wyznania greckokatolickiego i mieszka dziś w jednej z podolsztyńskich wiosek. – Wychowałam się na gospodarce. Było nas czworo rodzeństwa, z czego troje jeszcze żyje – mówi 93-letnia kobieta. W miejscu jej dzieciństwa Ukraińcy mieszkali obok Polaków i panowała zgoda. Przykładem byli jej rodzice, bo mama była Ukrainką, a tata Polakiem. Potrafiono wtedy dobrze ze sobą żyć. Brat pani Marii został ochrzczony w kościele rzymskokatolickim, a reszta rodzeństwa w cerkwi. W roku 1947 przyjechali transportem na Warmię i Mazury. Pomimo wojennej zawieruchy zachowali rodzinne tradycje, w tym bożonarodzeniowe zwyczaje.
W Kościele greckokatolickim Boże Narodzenie jest celebrowane dwa tygodnie później niż w rzymskokatolickim – według kalendarza juliańskiego. – Na wigilijnym stole były m.in. pierogi, kapusta z grochem i fasolą, gołąbki z kaszą jaglaną, śledzie i kutia, która jest najważniejszą potrawą. Obowiązkowa była także prosfora, czyli mały przaśny chlebek, wcześniej poświęcony w cerkwi. Smaruje się go miodem i po wspólnej modlitwie dzielimy się nim.
U nas w kuchni rządziła babcia, mama jej pomagała – wyjaśnia Maria Dula. Post obowiązywał przez cały dzień, aż do wieczerzy wigilijnej. W Sokalu cerkiew była spalona, dlatego nabożeństwa odbywały się na plebanii w dwóch przeznaczonych do tego pokojach. Komuniści zrobili w ruinach zniszczonej cerkwi magazyn na węgiel i inne rzeczy. Po latach ludzie odbudowali cerkiew i dziś już normalnie funkcjonuje. Pani Maria wie o tym z relacji najbliższych, którzy zostali po tamtej stronie granicy.
Jak we wszystkich tradycjach, w Boże Narodzenie obdarowywano się prezentami. Mama piekła ciasto i każdy dostawał trochę słodkości i kilka jabłek. Na te proste dary dzieci oczekiwały w napięciu i z radością odkrywały je pod choinką. – Święta były bardzo radosne. Ludzie chodzili po wiosce i śpiewali kolędy, starsi i młodsi. Mój brat i siostra bardzo ładnie śpiewali – wspomina Maria.
Bardzo cicha noc
Czas wojenny nie zakłócił bożonarodzeniowego świętowania, bo miejscowość była położona nieco na uboczu. Po przesiedleniu rodzina pani Marii musiała najpierw zamieszkać w jednym domu z dwoma innymi rodzinami. W budynku nie było okien i drzwi. – Kiedy przyjechaliśmy, nie umieliśmy mówić po polsku, chociaż mój tata był Polakiem. Pomógł nam tamtejszy sołtys w pierwszym okresie pobytu. Mieliśmy konia i krowy. Mieszkańcy przychodzili do nas po mleko i tak się z nimi poznaliśmy. Było dużo życzliwych ludzi. Choć pamiętam, że pierwsze Boże Narodzenie odprawialiśmy jakoś po cichu, bo się baliśmy. Potem powoli się wszystko zmieniło – mówi.
Dziś Maria Dula wraz z córką i zięciem pielęgnują przekazane jej przez rodziców tradycje. W miejscu jej zamieszkania jest tylko kościół rzymskokatolicki, ale to jej nie przeszkadza i wraz z sąsiadami uczestniczy w Pasterce i innych uroczystościach religijnych. Jeździ jednak wraz z dziećmi także do cerkwi do Olsztyna. Ta otwartość wyraża się również w fakcie, że przyjmuje dwie wizyty duszpasterskie. Zarówno ksiądz grecko-, jak i rzymskokatolicki są zawsze mile widziani w jej domu.
Każdy ma swój świat dzieciństwa pełen dobrych wspomnień. Jedne z tych najpiękniejszych często dotyczą Bożego Narodzenia. Socjologowie religii twierdzą, że różnorodność pochodzenia mieszkańców Warmii i Mazur wpływa ujemnie na ich religijność. A może jest to bogactwo, które należy dobrze zagospodarować. Przecież wszystko zależy od tego, czy młode pokolenia podejmą się pielęgnowania tradycji swoich rodziców i dziadków.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).