Misyjna karuzela

Boże Narodzenie na tej wyspie to czas cyklonów. Przypuszczam, że ks. Joachim Leszczyna jest tam nieco odrębnym zjawiskiem meteorologicznym.

Reklama

Bardzo smakują mu duże, prażone ćmy, które nazywają się findi. Gdy tonęła łódź z jego motorem, nie panikował, tylko robił zdjęcia. Kiedy cyklon zerwał piorunochron na 30-metrowym maszcie radia – wspiął się na szczyt, bo inni bohaterowie jakoś w okolicy się nie pojawili. Trochę na szczycie huśtało, przyznaje. I się śmieje. – Ja mam w życiu zawsze wesoło – mówi. To wchodzenie na wysokość to może jakaś tradycja. Kiedy z pielgrzymki dzwonił do rodziców, żeby powiedzieć, że idzie do seminarium, musiał wspiąć się na drzewo – bo nie było zasięgu. Obok misjonarza siedzi jego mama Helena Leszczyna i siostra Teresa Jarzyńska. Co rusz pojawia się i znika siostrzeniec Dominik, który raz udaje głośno mruczącego kota, za chwilę przybiega z balonem, a potem z lemurem „ogoniastym”. W domu rodzinnym ks. Joachima Leszczyny MSF, misjonarza Świętej Rodziny, w Kotulinku (część parafii Kotulin), jest wesoło, miło, swojsko. Na zdjęciach oglądam księdza na starodawnym (jak dla nas, w Polsce) traktorze marki „Hanomag”, niosącego worki na budowie (katedry, jak się okaże na końcu), z rozbawionymi dziećmi, na targu, na przeprawie przez rzekę, w drodze przez błota i wyrwy tras Madagaskaru, w czasie liturgii.

MacGyveryzm w postaci misyjnej

Prawie cały czas jest uśmiechnięty – a może ma taki naturalny wyraz twarzy? – i wygląda na to, że radzi sobie w nietypowych sytuacjach. Pytam, czy skończył jakieś technikum mechaniczne albo elektryczne. – Nie, liceum w Zawadzkiem. Ale dużo MacGyvera oglądałem! A teraz MacGyveryzm kwitnie na Madagaskarze – śmieje się ks. Joachim. Tylko czy MacGyver w czasie jednej trasy dziewięć razy złapał gumę, musiał kleić i wymieniać opony w tropikalnym upale?! Ksiądz opowiada o życiu i przygodach na Madagaskarze normalnie, bez zadęcia, z humorem. W każdym razie nie czuję w tej opowieści tonów przechwałki. Mimochodem na przykład rzuca uwagę, że zakładał radio diecezjalne. Tak! Radio diecezjalne! A już niemal niezrozumiałe dla mnie jest to, że dopiero na koniec trzygodzinnej rozmowy dowiaduję się, że buduje nową katedrę w Morombe, gdzie pracuje jako ekonom w kurii. Widocznie tam nie jest to nic nadzwyczajnego – być budowniczym katedry. – Kuria to zwykły dom, gdzie nawet łupinki orzeszków ziemnych na podłodze nikomu bardzo nie przeszkadzają – opowiada misjonarz. Więcej mówi o innych: o dzieciach, o lekarzu, który choć mocno i od rana „dawał w palnik”, ale ludziom zawsze pomagał, o wolontariuszce-nauczycielce i o niepowstrzymanej, wręcz dziecięcej radości ludzi, do których osiem lat temu przyjechał głosić Ewangelię. – Tam nawet starzy ludzie lubią kręcić się na karuzeli. Radocha jest zawsze. Nawet powódź ich nie przeraża. Jak jest cyklon, to przynajmniej w wiosce coś się dzieje – opowiadał ks. Leszczyna młodzieży z Kotulina o kobiecie, która siedziała spokojnie przy straganie w zalanej wiosce, jak pośrodku jeziora.

Radio Wiosło Morombe

Zakładanie radia też było wyczynem godnym MacGyvera. – Miejscowi, którzy mieli robić radio, do tej pory nie widzieli nawet myszki komputera, a ja nie znałem wtedy ich języka – wspomina ks. Leszczyna. Ale radio gra! – Nasze RFM – Radio Five Morombe czyli Radio Wiosło Morombe ma sto procent słuchalności. Mamy luksus: wszyscy muszą słuchać nas, bo innego radia u nas nie ma – misjonarz znowu się śmieje. Radio jest niezwykle popularne, bo jest w zasadzie jedynym medium – oprócz internetu, który obejmuje już większość terenu. Telewizji nie ma, bo za droga. A do słuchania „Wiosła” wystarczy małe radyjko, dwie bateryjki i antena zakończona… łyżką. W ramówce rozgłośni: modlitwy, muzyka i informacje. Normalnie, profesjonalnie. I do tego lokalny koloryt. – Jedną z najbardziej lubianych audycji są wieczorne opowieści, legendy, baśnie mówione na żywo – mówi misjonarz. – Nasi nie lubią słuchać muzyki ze stolicy: czy to slow, czy rap malgaski albo zagraniczny – to nie dla nich. Oni mają swoich muzyków, swoją muzykę, proste instrumenty. Ale jak to wszystko gra! – opowiada misjonarz. W każdej wiosce jest korespondent radia, który ma służbową komórkę. Do niego przychodzą ludzie, a on wysyła ich komunikaty, wiadomości, życzenia, które nadawane są na antenie. Newsy bywają takie: „W okolicy X uciekła mi biała koza, kto ją widział, niech przyprowadzi tu i tu”, „Poinformujcie, że wujek Z z wioski Y jest chory”. Osobnym dżinglem wyróżniane są wiadomości o zmarłych. To wiadomość, że trzeba zbierać się na pogrzeb, który obchodzony tu jest bardzo uroczyście i… hucznie. Groby rodzinne są jak piękne kaplice, o wiele bogatsze od domostw, biednych chatynek.

Szpilki do kościoła

W toku opowieści moralista wyłowiłby pewnie sporo problemów toczących tę społeczność. – Jak przyjechałem, powiedziano mi: patrz, oglądaj i słuchaj. Za wiele się nie wtrącaj – wspomina ks. Leszczyna. Podkreśla, że rodziny są wielkie, mają wiele dzieci (tak od 7 do 10), nawet 15-letnie dziewczynki rodzą, ale wszystkie dzieci otaczane są czułą troską. Jeśli rodzice nie mogą ich utrzymać, na wychowanie biorą je ciocie albo wujkowie. Ogromnym szacunkiem otacza się rodziców i starszych. Mama ks. Joachima, która odwiedziła syna na Madagaskarze, doświadczyła tego osobiście. – Trzy raz mi się kłaniali, jak dowiadywali się, że jestem mamą misjonarza – opowiada pani Helena. Zachwycał ją udział Malgaszy w liturgii. – Jak radośnie tańczą i śpiewają! Kobiety ubierają się na Mszę jak do ślubu. Pełna elegancja: wymalowane nawet paznokcie u stóp, a stopy w butach na szpilkach – mówi. Jeśli te szpilki da się włożyć dopiero w kaplicy czy w kościele, panie na Mszę idą boso po glinie albo piasku, a szpileczki niosą. Boże Narodzenie nie różni się niczym od innych dni świątecznych. Może tym, że wtedy zaczyna się pora cyklonów. – Ale cyklon nie jest zły, on nawadnia ziemię. Ludzie czekają na cyklony – zauważa misjonarz z Kotulina. Chyba że jest to cyklon zbyt silny. Jak ten, który dwa lata temu tak zniszczył Morombe i okolicę, że postanowiono wybudować nową katedrę, zamiast remontować dotychczasową, która ma 80 lat (diecezja powstała zaledwie 55 lat temu). Nowa katedra będzie kosztować 200 tys. euro i ma kształt ryby. – To przejdziesz do historii jako budowniczy katedry w Morombe – mówię na do widzenia misjonarzowi, który chciał być ze mną po imieniu – bo tak prościej. – I jako Ojciec Założyciel radia! – śmieje się.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama