To przez tę małą

Przyznaje, że właściwie „to chyba przez nie obie” w 17. roku kapłaństwa, 42. roku życia rozpoczyna pracę misyjną w San Bernardo w Chile.

Reklama

Łódź, wiosła, żagle

Ksiądz Robert pracował do tej pory w ośmiu parafiach. – Żeby sobie samemu wytłumaczyć powołanie misyjne, przedstawiłem sobie to w taki sposób: parafia w Zebrzydowicach przygotowała mi łódkę; parafia w Kętach przygotowała mi wiosła i postawiła żagiel; a Duch Święty może tylko powiać i poprowadzić łódkę mojego życia aż do Chile. Bagaż misjonarza nie jest pokaźny. – Dużo nie trzeba. Zabieram strój liturgiczny, którego tam brakuje, sutannę, alby, komżę, trochę paramentów liturgicznych, zwłaszcza dla posługi chorym. Jedyną książką, jaką biorę, jest Pismo Święte – Biblia Jerozolimska po hiszpańsku. A gdyby ks. Robert mógł z tej Biblii zabrać tylko jedną stronę, zabrałby tę ze słowami: „Porque tanto amó Dios al mundo, que dio a su Hijo unigénito, para que todo el que cree en él no se pierda, sino que tenga vida eterna” („Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”). – To słowo zawsze mi towarzyszyło w kapłaństwie. Jadę z ufnością.

Rodzeństwo kibicuje

W Zwardoniu zostają rodzice księdza i czwórka rodzeństwa. Jeszcze na kilka dni przed wylotem zdążył pobłogosławić małżeństwo brata. – Dla rodziców moja decyzja jest trudna. Dzięki nim mam wszystko. Dzięki ich modlitwie zostałem księdzem i towarzyszą mi nią stale. W duchu wiary przyjęli też moją decyzję wyjazdu. Ufam, że ich wiara pomoże im w dalszych latach życia, a dla mnie będzie umocnieniem w pracy misyjnej. Rodzeństwo kibicuje. – O swojej decyzji Robert poinformował każdego z nas osobno – mówią jego siostry i brat. – Jasne, że wolelibyśmy, żeby był bliżej, ale jesteśmy z niego bardzo dumni. Zawsze będzie miał nasze wsparcie. Ma wielki dar słuchania ludzi i przyjmowania każdego z uśmiechem. Na drogę daliśmy mu pióro. Żeby mógł je mieć zawsze przy sobie.

O swojej modlitwie zapewniali też ks. Roberta parafianie z Kęt, którzy przyszli na Mszę św. koncelebrowaną pod jego przewodnictwem w przeddzień wyjazdu. – To, czego dzisiaj potrzebuję, to modlitwa – zwracał się do wiernych ks. Robert. – Tym jest jedność Kościoła i taka wymiana dóbr duchowych jest możliwa…

Trzeba iść za Jego głosem

ks. Jerzy Musiałek, proboszcz parafii NSPJ w Kętach

– Ks. Robert jest rozmiłowany w Biblii i medytacji biblijnej. Jego homilie są bardzo bliskie rzeczywistości każdego człowieka. Zainicjował w naszej parafii kręgi biblijne. Kościół to jedno ciało. Jeśli tam, w Chile, Kościół cierpi z powodu braku kapłanów, to my wszyscy ponosimy szkodę. W Polsce wciąż jeszcze mamy księży. W wielu parafiach jest nas nawet po kilku. Jeśli któryś z nas czuje się wezwany przez Pana Boga, to trzeba iść za Jego głosem.

S. Weronika Śluz, zmartwychwstanka, zakrystianka w parafii NSPJ w Kętach

– Z ks. Robertem spotykaliśmy się często na modlitwie przed Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Cieszę się, że usłyszał wezwanie do wyjazdu na misje i że dzięki niemu ludzie tam będą mogli poczuć, że są częścią Kościoła powszechnego. Idzie do nich z Panem Jezusem, ze słowem Bożym, które tak bardzo kocha. A to Słowo daje prawdziwe życie, więc jak się nie cieszyć!

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama