Wojtek i Adam przekonali się, że kariera sportowa to nie wszystko. W życiu są ważniejsze rzeczy, dlatego żeby być szczęśliwym, trzeba znaleźć kogoś, kto poukłada je w odpowiedniej kolejności.
Wojtek Kocielski „Kocik” pochodzi z Dzierżoniowa i jest zawodowym piłkarzem. Aktualnie strzeże bramki drugiej drużyny WKS Śląsk Wrocław. – Kilka razy trenowałem już z pierwszym zespołem, byłem też w młodzieżowej reprezentacji Polski, dla której zagrałem kilka meczy międzynarodowych – opowiada. Jego kariera przez półtora roku była wstrzymana przez kontuzję barku. Dzisiaj ciężko pracuje, by podnieść swoje umiejętności. Wtedy być może otworzą się drzwi do tzw. wielkiej piłki.
Adam Maleska „Malej” pochodzi ze Zgorzelca. Przez lata trenował koszykówkę w miejscowym Turowie, a dziś studiuje na AWF-ie we Wrocławiu i chce zostać trenerem swojej ulubionej dyscypliny. – Mój zespół w pewnym momencie się rozsypał. W ciągu roku wpadłem w nie najlepsze towarzystwo. Alkohol, dziewczyny, trawa. Po roku pojawiła się jednak propozycja, by wyjechać do Wrocławia i wznowić treningi w drużynie WKK. Byłem bardzo zaskoczony. Wydawało mi się, że nie zasługuję na to, bym mógł jeszcze grać – wspomina. Decyzja była szybka. – Musiałem to zrobić, bo czułem, że się staczam – mówi.
Sport to zdrowie?
Młodzi sportowcy mieszkali w jednym internacie. To właśnie tu mieli ze sobą pierwszy kontakt. Jeden leczył kontuzję, drugi próbował wyjść z zakrętu życiowego na prostą. – Początkowo trzymałem się z daleka. Starałem się być po prostu dobry. Dziś wiem, że o własnych siłach nie mogłem tego dokonać. Nie minęło dużo czasu i z Wojtkiem znaleźliśmy wspólny język i zainteresowania – wspomina. Tym, co chłopaki robiły wspólnie, wcale nie było oglądanie meczów piłkarskich, czy koszykarskich. – Co tu dużo mówić, jaraliśmy trawkę. Na początku od czasu do czasu, a potem był trening i trawka. To przestawało być czymś niewinnym – dodaje Adam, a Wojtek uzupełnia: – Gdy stracisz coś, na czym bardzo ci zależy, w moim przypadku była to możliwość grania, to nie wiadomo, co ze sobą zrobić. Wtedy do głowy przychodzą różne głupoty.
Kocik i Malej mają, obok sportu, jeszcze jedną wspólną pasję. To muzyka. – Mam starszego brata i to on podrzucał mi hiphopowe kawałki. Nie mieściło się ich wiele w telefonie czy empetrójce, dlatego znało się je na pamięć i podśpiewywało przy każdej okazji – zaznacza Wojtek. Pewnego razu, słysząc beat, zaczął pisać tekst. – Gdy skończyłem, poleciałem do Adama i zacząłem nawijać. Dopiero potem pochwaliłem się, że to moje – mówi ze śmiechem. Reakcja kolegi była niespodziewana. – Byłem zaskoczony, ale powiedziałem mu, że ja też piszę w zaciszu mojego pokoju różne teksty. Z tym, że ja się wstydziłem o tym komuś powiedzieć i nie ujawniałem się – wyjaśnia Malej. To była chwila. Przyjaciele postanowili... nagrać to, co stworzyli. – Byliśmy młodzi i łechtało nas to, że możemy zostać popularni we Wrocławiu. Ja byłem w trzeciej klasie liceum, a Kocik w pierwszej. Chcieliśmy być zauważeni – opowiada Adam.
Łatwo poszło. Prosty podkład i nawijka. Chłopcy podkreślają, że teksty nie były zbyt ambitne. Dotyczyły tego, czym żyli oni i ich rówieśnicy, czyli m.in. palenia trawy. – Okazało się, że całe liceum się tym zachwyciło. Osiągnęliśmy cel. Staliśmy się popularni w środowisku – dodaje. Spędzili w studiu... pół godziny, nie wiedząc nic na temat masteringu, miksowania i innych przydatnych w produkowaniu muzyki rzeczy. – Gość, który nas nagrywał, pytał, czy ma coś „ulepszać”, ale nam to wystarczyło i zaraz wrzuciliśmy na YouTube’a, a potem się rozeszło – przekonuje Wojtek. Adam natomiast dodaje, że z perspektywy czasu, w tej dość pustej pogoni za rozgłosem był też czynnik „Boski”. – W jednym z kawałków z tamtego okresu śpiewaliśmy m.in. słowa „Bracia i siostry – my to rodzina”. Nie wiedzieliśmy co mówimy, ale wypowiadaliśmy prawdy Boże.
Od skręta do skręta
Co spowodowało refleksję Kocika i Maleja nad dotychczasowym życiem? – Cały czas miałem świadomość obecności Boga i posiadania sumienia, czułego na wyrządzane przeze mnie zło. To ono sprawia, iż nie czuję się dobrze – tłumaczy Adam. Tę świadomość wyniósł z domu. Po jakimś czasie od rozwodu rodziców jego mama zaangażowała się mocno w Kościele ewangelickim. – Miałem wtedy trzy lata. W tym nurcie byłem wychowywany i wzrastałem. W czasie gimnazjum wiara nie była mi na rękę, bo Jezus przeszkadzał mi być fajnym. Uznałem błędnie, że mnie zniewala – opowiada.
Im bardziej wszystko chłopakom wychodziło, tym bardziej Malej miał świadomość wchodzenia do tej samej rzeki, w towarzystwo podobne jak kiedyś w Zgorzelcu. – Pozornie wszystko kręciło się pozytywnie, ale to było zewnętrzne złudzenie. W środku czułem niepokój. Znów nie byłem sobą. Przestałem uprawiać sport, paliłem za dużo zielska. Wpadłem w zaklęte koło – nic nie dawało mi szczęścia, a mój świat kręcił się od skręta do skręta – wyznaje. – Wtedy zacząłem całkiem świadomie szukać Boga.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.