Piłka, jaranie 
i dobre granie

Karol Białkowski


GOSC.PL |

publikacja 17.10.2015 06:00

Wojtek i Adam przekonali się, 
że kariera sportowa to nie wszystko. W życiu są ważniejsze rzeczy, dlatego żeby być szczęśliwym, trzeba znaleźć kogoś, 
kto poukłada je w odpowiedniej kolejności.


Malej i Kocik nic już dzisiaj 
nie robią pod publiczkę. 
Swoje plany powierzają Bogu Malej i Kocik nic już dzisiaj 
nie robią pod publiczkę. 
Swoje plany powierzają Bogu
Karol Białkowski /Foto Gość

Wojtek Kocielski „Kocik” pochodzi z Dzierżoniowa i jest zawodowym piłkarzem. Aktualnie strzeże bramki drugiej drużyny WKS Śląsk Wrocław. – Kilka razy trenowałem już z pierwszym zespołem, byłem też w młodzieżowej reprezentacji Polski, dla której zagrałem kilka meczy międzynarodowych – opowiada. Jego kariera przez półtora roku była wstrzymana przez kontuzję barku. Dzisiaj ciężko pracuje, by podnieść swoje umiejętności. Wtedy być może otworzą się drzwi do tzw. wielkiej piłki.


Adam Maleska „Malej” pochodzi ze Zgorzelca. Przez lata trenował koszykówkę w miejscowym Turowie, a dziś studiuje na AWF-ie 
we Wrocławiu i chce zostać trenerem swojej ulubionej dyscypliny. – Mój zespół w pewnym momencie się rozsypał. W ciągu roku wpadłem w nie najlepsze towarzystwo. Alkohol, dziewczyny, trawa. Po roku pojawiła się jednak propozycja, by wyjechać do Wrocławia i wznowić treningi w drużynie WKK. Byłem bardzo zaskoczony. Wydawało mi się, że nie zasługuję na to, bym mógł jeszcze grać – wspomina. Decyzja była szybka. – Musiałem to zrobić, bo czułem, że się staczam – mówi.


Sport to zdrowie?


Młodzi sportowcy mieszkali w jednym internacie. To właśnie tu mieli ze sobą pierwszy kontakt. Jeden leczył kontuzję, drugi próbował wyjść z zakrętu życiowego na prostą. – Początkowo trzymałem się z daleka. Starałem się być po prostu dobry. Dziś wiem, że o własnych siłach nie mogłem tego dokonać. Nie minęło dużo czasu i z Wojtkiem znaleźliśmy wspólny język i zainteresowania – wspomina. Tym, co chłopaki robiły wspólnie, wcale nie było oglądanie meczów piłkarskich, czy koszykarskich. – Co tu dużo mówić, jaraliśmy trawkę. Na początku od czasu do czasu, a potem był trening i trawka. To przestawało być czymś niewinnym – dodaje Adam, a Wojtek uzupełnia: – Gdy stracisz coś, na czym bardzo ci zależy, w moim przypadku była to możliwość grania, to nie wiadomo, co ze sobą zrobić. Wtedy do głowy przychodzą różne głupoty.


Kocik i Malej mają, obok sportu, jeszcze jedną wspólną pasję. To muzyka. – Mam starszego brata i to on podrzucał mi hiphopowe kawałki. Nie mieściło się ich wiele w telefonie czy empetrójce, dlatego znało się je na pamięć i podśpiewywało przy każdej okazji – zaznacza Wojtek. Pewnego razu, słysząc beat, zaczął pisać tekst. – Gdy skończyłem, poleciałem do Adama i zacząłem nawijać. Dopiero potem pochwaliłem się, że to moje – mówi ze śmiechem. Reakcja kolegi była niespodziewana. – Byłem zaskoczony, ale powiedziałem mu, że ja też piszę w zaciszu mojego pokoju różne teksty. Z tym, że ja się wstydziłem o tym komuś powiedzieć i nie ujawniałem się – wyjaśnia Malej.
 To była chwila. Przyjaciele postanowili... nagrać to, co stworzyli. – Byliśmy młodzi i łechtało nas to, że możemy zostać popularni we Wrocławiu. Ja byłem w trzeciej klasie liceum, a Kocik w pierwszej. Chcieliśmy być zauważeni – opowiada Adam.

Łatwo poszło. Prosty podkład i nawijka. Chłopcy podkreślają, że teksty nie były zbyt ambitne. Dotyczyły tego, czym żyli oni i ich rówieśnicy, czyli m.in. palenia trawy. – Okazało się, że całe liceum się tym zachwyciło. Osiągnęliśmy cel. Staliśmy się popularni w środowisku – dodaje. Spędzili w studiu... pół godziny, nie wiedząc nic na temat masteringu, miksowania i innych przydatnych w produkowaniu muzyki rzeczy. – Gość, który nas nagrywał, pytał, czy ma coś „ulepszać”, ale nam to wystarczyło i zaraz wrzuciliśmy na YouTube’a, a potem się rozeszło – przekonuje Wojtek. Adam natomiast dodaje, że z perspektywy czasu, w tej dość pustej pogoni za rozgłosem był też czynnik „Boski”. – W jednym z kawałków z tamtego okresu śpiewaliśmy m.in. słowa „Bracia i siostry – my to rodzina”. Nie wiedzieliśmy co mówimy, ale wypowiadaliśmy prawdy Boże.


Od skręta do skręta


Co spowodowało refleksję Kocika i Maleja nad dotychczasowym życiem? – Cały czas miałem świadomość obecności Boga i posiadania sumienia, czułego na wyrządzane przeze mnie zło. To ono sprawia, iż nie czuję się dobrze – tłumaczy Adam. Tę świadomość wyniósł z domu. Po jakimś czasie od rozwodu rodziców jego mama zaangażowała się mocno w Kościele ewangelickim. – Miałem wtedy trzy lata. W tym nurcie byłem wychowywany i wzrastałem. W czasie gimnazjum wiara nie była mi na rękę, bo Jezus przeszkadzał mi być fajnym. Uznałem błędnie, że mnie zniewala – opowiada.


Im bardziej wszystko chłopakom wychodziło, tym bardziej Malej miał świadomość wchodzenia do tej samej rzeki, w towarzystwo podobne jak kiedyś w Zgorzelcu. – Pozornie wszystko kręciło się pozytywnie, ale to było zewnętrzne złudzenie. W środku czułem niepokój. Znów nie byłem sobą. Przestałem uprawiać sport, paliłem za dużo zielska. Wpadłem w zaklęte koło – nic nie dawało mi szczęścia, a mój świat kręcił się od skręta do skręta – wyznaje. – Wtedy zacząłem całkiem świadomie szukać Boga.


Kocik został wychowany w wierze katolickiej. Chodził z rodzicami do kościoła. – To była rutyna i obowiązek. Od trzeciej klasy podstawówki trenuję, więc oprócz niedzielnej Mszy św. w weekendy były też mecze – wspomina. Całe jego młode życie było podporządkowane ewentualnej piłkarskiej karierze. Ze śmiechem wspomina, że początkowo nikt nie wierzył, że będzie z niego piłkarz. Dlaczego? Bo był... za gruby. Wkrótce zaczął jednak rosnąć i zbędne kilogramy znikły, a ciężki trening w Lechii Dzierżoniów i rosnące umiejętności sprawiły, że po wielu perypetiach trafił do klubu z ul. Oporowskiej.

– Z moją wiarą nie było najlepiej. Wszystko było takie powierzchowne. Do kościoła chodziłem tylko z rodzicami, nie czytałem Pisma Świętego, byłem obojętny – zaznacza. Podkreśla przy tym, że Adam przez mniej więcej rok siał w jego sercu pewne treści, które, jak się okazało, miały zaowocować. – Musimy mieć jasność, że nie mówiłem nic z perspektywy człowieka nawróconego. Wylewałem swoje rozterki i próbowałem znaleźć swoje miejsce. Wojtek dostawał rykoszetem – zastrzega Malej.


Chcą nieść 
Dobrą Nowinę


W chłopakach odezwało się sumienie. Zadali sobie pytanie: co z ich działania, również nagranych piosenek, wyszło dobrego? – Naszych utworów słuchało kilka tysięcy ludzi, zapewne głównie młodych. Trochę się przeraziliśmy, że to, o czym śpiewamy, może stać się dla kogoś sensem życia, a my nie chcieliśmy nikogo wciągać w błoto, w którym tkwiliśmy – mówi Adam. To był punkt zwrotny.

– Zacząłem czytać Biblię, spotkałem się z jedną osobą, która bardzo mnie zmotywowała i przekonała, że nie muszę palić i mogę wrócić do Boga, bo On nie chce, żebym się zmarnował. A ja w to uwierzyłem – dodaje ze wzruszeniem. Opowiada też o swojej pierwszej od dłuższego czasu modlitwie. – Powiedziałem Mu, że ja już nie chcę tak dłużej żyć i przepraszam za wszystko zło. Poprosiłem również o zmiłowanie nade mną, bo wiedziałem, że bez Jego łaski nie mam szans wrócić na dobrą drogę.
 Malej zaznacza, iż wszystko zaczęło się zmieniać. Jest przekonany, że to dlatego, bo przestał się skupiać na samym sobie, ale otworzył się na innych – docenił rodzinę, przyjaciół, a także tych, którzy słuchali jego i Kocika utworów w internecie.

Wojtek był wówczas na zupełnie innym etapie. Widząc przemianę starszego kumpla, intensywnie o niej myślał i doszedł do wniosku, że on też chce odnaleźć źródło wolności i miłości. Musiał jednak trochę poczekać na swój czas.

Chłopcy wciąż tworzyli, chociaż teraz byli dużo bardziej ostrożni przy doborze treści. Wkrótce dołączył do nich jeszcze jeden kolega i z „Kocik&Maley” powstał „Igła Squad”. 
Muzycznie było na tyle nieźle, że dzięki znajomościom udało się zaczepić na koncert w Zgorzelcu. Zespół występował jako support przed Dawidem Podsiadło. – Nocowaliśmy u Maleja w domu. Jego mama zobaczyła, że czytam jakaś ciężką książkę teologiczną. Przerwała mi i powiedziała, że ma dla mnie słowo. Był to fragment Księgi Daniela, wyjęty z kontekstu, ale zrozumiałem go tak, iż mam stać się podporą dla innych i czynić tak, by inni czerpali z tego dobro – wspomina. Kobieta zapytała go również, czy chce przyjąć Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela. – Odpowiedziałem, że chcę. Świadomie podjąłem decyzję. Domownicy zaczęli się nade mną modlić. To było mocne doświadczenie. Wzruszyłem się ogromnie – dodaje i podkreśla, że dziś ciągle na nowo odkrywa swoją wiarę.


Dla Maleja i Kocika muzyka jest dziś środkiem wyrazu ich wewnętrznych przeżyć związanych z ciągle świeżą wiarą. Znów śpiewają w duecie. To nie znaczy, że nagrywają kawałek za kawałkiem. – Musimy być cierpliwi, bo tu nie chodzi tylko o tworzenie, ale też o wartości. Chcemy, aby nasze utwory niosły Dobrą Nowinę, żywego Jezusa, niezależnie od tego, że ja jestem protestantem a Wojtek katolikiem – wyjaśnia Adam.


Na stronie: wroclaw.gosc.pl znajdziesz teledysk do niezwykle optymistycznego utworu „Dobry klimat” autorstwa 
Kocika&Maleja.

TAGI: