– Burzliwa to była rozmowa. Rzuciłam księdzu: „Z »czarnuchami« nie gadam”. A on spokojnie: „Powiedz, że w Boga nie wierzysz, a Jezus nie istnieje”. Coś mnie przydusiło.
Zacząłem szukać swojego miejsca w kościele, wspólnoty dla mężczyzn. Modliłem się o to. I przy wyjściu z kościoła w Sosnowcu w oczy rzucił mi się plakat z zaproszeniem na spotkanie Wspólnoty Mężczyzn św. Józefa. Poszedłem na jedno spotkanie i zostałem. Kiedy powstało u nas Centrum Nowej Ewangelizacji, ucieszyłem się, że i tu będzie działać coś podobnego do wspólnoty Eweliny w Bielsku.
Szczęśliwi
Wspólne pasje: nauka chińskiego i życie z Jezusem pochłaniały ich coraz bardziej. Oboje bardzo chcieli pojechać do Chin – szlifować język, poznać ludzi, kulturę. – Wymyśliłam sobie, żeby postarać się o stypendium – mówi Ewelina. – Nie było łatwo, ale to akurat mnie wybrano i mogłam jechać – w zeszłym roku. Tymczasem rozchorowałam się na tyle poważnie, że musiałam zrezygnować z wyjazdu. Żadne leki nie pomagały na bardzo silną alergię. – Nie rezygnowaliśmy z pomysłu wyjazdu, ale postanowiliśmy, że chcemy wyjechać razem i nie chcemy brać dziekanki – mówi Tomek. – Zacząłem szukać kontaktu z polskimi misjonarzami. Tak trafiliśmy na ojca Sławka. Obroniliśmy nasze licencjaty i… ruszamy w drogę. – Nie mogę nie odczytywać tego jako Bożego planu, bo kiedy nasze marzenia zaczęły nabierać realnego kształtu, moja choroba po prostu zniknęła… – dodaje Ewelina…
Oboje mówią, że czas w Hongkongu chcą wykorzystać na służbę innym, pracę w szkole, ale i praktyczną naukę kantońskiego i mandaryńskiego. Po powrocie chcą zacząć studia magisterskie. Ewelina planuje też zebranie materiału do pracy naukowej o kulturze i tożsamości mieszkańców Hongkongu. – Co biorę na drogę? Pewność, że z Jezusem jestem człowiekiem szczęśliwym, człowiekiem, który ma piękne marzenia – podkreśla. – Każdy dzień jest cudowną niespodzianką! Moim największym marzeniem jest, żeby ludzie zobaczyli we mnie Jezusa, tam gdzie nie będę mogła o Nim mówić głośno…
Ewelina i Tomek są w Hongkongu od 26 sierpnia. Nie zamykają się w placówce misyjnej. Szeroko otwierają oczy na świat i życie, które toczy się w cieniu drapaczy chmur, tak charakterystycznych dla tego miejsca. A nie brakuje w nim biedy i ludzkich dramatów. „Proszę was o modlitwę za biednych z hongkońskich ulic i za to miejsce, w którym pieniądz jest bożkiem i jedyną wartością…” – napisała przed chwilą…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.