„Podczas międzynarodowej konferencji rozpocząłem swój wykład od słów: «witam przyszłe zwłoki». Usłyszałem potem, że takiego szoku jeszcze ci naukowcy nie przeżyli i jak można się witać w taki sposób” – wspomina ks. prof. Piotr Morciniec z Uniwersytetu Opolskiego.
Kremacja staje się modna. Jeśli motywem są względy estetyczne lub ekonomiczne, to kapłan może odmówić katolickiego pochówku?
W świetle aktualnego nauczania, kapłan nie ma podstaw do odmówienia pogrzebu z urną. Współczesna sytuacja postawiła Kościół niejako „pod ścianą”. Biskupi niemieccy w jednym z dokumentów uczciwie napisali kilkanaście lat temu, że jeżeli księża nie będą grzebać urn z prochami, to nie będzie już katolickich pogrzebów. Chodziło zwłaszcza o wschodnie Niemcy, gdzie praktycznie nie ma już tradycyjnych pochówków, a palonych jest prawie 100 proc. ciał, więc pozostają tylko urny. W jakimś sensie Kościół poniósł porażkę, bo nie przekonał wiernych do wartości pochówku ciała w ziemi. Nie chcąc stracić zupełnie wpływu na ludzi, zaakceptował stan faktyczny związany ze spopielaniem ciał. Ponadto, względy ekonomiczne często przeważają nad światopoglądowymi. Jeżeli ludzie żyją w biedzie, a kremacja w danym regionie jest tańsza o połowę od tradycyjnego pochówku, to wybór jest właściwie jeden.
Jest jeszcze inny motyw, którym przynajmniej od kilku wieków kierują się ludzie w wyborze kremacji – lęk przed letargiem. Jego społeczną obecność dobrze ilustruje chociażby bajka o królewnie Śnieżce. W mediach też nieraz słyszymy, że ktoś obudził się w kostnicy lub w trumnie. Spopielenie zwłok ma dać pewność i być lekiem na te obawy.
Moim zdaniem, obecność kapłana na ekspozycji urny nie ma większego sensu, choć pomodlić można się zawsze. Zadaniem księdza jest pożegnanie ciała zmarłego, czyli powinien być obecny przed kremacją. Nielogicznie brzmią słowa wypowiadane nad urną: „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”, ponieważ spopielenie już stało się faktem. Nie ma natomiast większego znaczenia, czy prochy zostaną pochowane w ziemi czy w kolumbarium. Byleby nie stały w domu na komodzie czy nie zostały rozsypane poza cmentarzem.
A jeśli wybór kremacji podyktowany jest negacją wiary w zmartwychwstanie ciała?
Wtedy istnieje obowiązek odmowy katolickiego pochówku. Prawda wiary o zmartwychwstaniu ciała jest w chrześcijaństwie fundamentalna. Jeśli ktoś deklaruje się jako katolik, a jednocześnie neguje prawdy wiary, to jest co najwyżej „ ale-katolikiem”, mówiącym o sobie: „jestem katolikiem, ale…”. Z szacunku dla osoby, która nie wierzy w zmartwychwstanie, nie należy jej pośmiertnie zmuszać do obrzędów, które są ewidentnie związane ze zmartwychwstaniem właśnie.
Jak przebiega kremacja zwłok?
Kremacja to proces technologicznie bardzo poprawny. Wszystkie parametry są dokładnie wyliczone. Całe ciało nie ulega jednak spopieleniu. Zostają kawałki kości, które potem są mielone w specjalnej maszynce. Trzeba byłoby używać dużo większych temperatur, aby spopielić wszystkie kości, co wymuszałoby większe koszty. Niestety, w niektórych krematoriach ze względów ekonomicznych dochodzi do nadużyć. Ciała nie pali się pojedynczo, ale podwójnie lub grupowo. Znamy doniesienia, że prochy wydaje się jeszcze zanim właściwe ciało zostanie skremowane… Nikt nie robi ekspertyz, czy są to ludzkie prochy, czy może zwierzęce lub po prostu spalone drewno. I tak bańka iluzji o estetycznym radzeniu sobie ze zwłokami pęka.
Coraz częściej zdarza się, że skremowane prochy nie są odbierane przez rodziny, ale grzebane w zbiorowej mogile. Czy to efekt laicyzacji społeczeństwa?
Niestety, nie wszystkie prochy są grzebane… Rozsypuje się prochy z tysięcy zwłok na tzw. polach pamięci. Znika tożsamość zmarłych osób, tak jakby nigdy nie istnieli. Przypomina mi to II wojnę światową i obozy koncentracyjne, gdzie hitlerowcy w ten sam sposób zacierali tożsamość palonych Żydów i Polaków… Wtedy było to świadome i perfidne działanie mające celu pozbycie się niepożądanych narodów i wymazanie pamięci o nich.
Współcześnie człowiek wielokrotne sam sobie funduje przejście w niebyt. W Pradze około 90 proc. prochów nie jest odbieranych, w Kopenhadze – 70-80 proc. Powodowane jest to dramatycznym rozluźnieniem więzów emocjonalnych i rozczarowaniem ludzkimi relacjami. Z jednej strony, umierający człowiek nie chce, żeby po nim coś zostało, żeby nie „sprawiać kłopotu rodzinie”. Z drugiej strony, najbliżsi to potwierdzają, bo nie są zainteresowani szczątkami zmarłego.
Wielu młodych żyje tu i teraz, nie myśli o wieczności, stąd nie chcą oni celebrować „kawałka ziemi z kośćmi lub worka prochów”. Śmierć dla wielu to koniec, więc pozostałości doczesne trzeba zutylizować. Można też wskazać grupę ludzi, którzy kierują się myśleniem romantyczno-emocjonalnym, dlatego proszą o rozsypanie swoich prochów w miejscach, które kochali – w górach, na morzu, nad jeziorem, w lesie. Znam księdza, który w USA został zdyscyplinowany przez swojego proboszcza do uczestniczenia w pogrzebie morskim, sprzecznym przez swój synkretyzm religijny z katolicyzmem. W czasie obrzędu na motorówce wszyscy uczestnicy pili szampana na cześć zmarłego, a na pamiątkę dostali breloczki z jego prochami, tak po amerykańsku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).