Dla św. siostry Faustyny ważnym autorytetem był jej ojciec Stanisław, ale i jemu w pewnym momencie musiała się przeciwstawić, aby być wierna swemu powołaniu.
Przyjechał tu z młodszą o 7 lat, poślubioną w 1892 roku żoną Marianną. Sam postawił dom, uprawiał 5 hektarów lichej ziemi i dorabiał jako cieśla u okolicznych chłopów. Jego warsztat ciesielski stoi do dziś w dawnym domu Kowalskich w Głogowcu, zamienionym w muzeum świętej Faustyny. Przez 10 lat małżeństwa Kowalscy nie mieli dzieci, co musiało być dla obojga cierpieniem, ale nikt, chciałoby się dodać, nie proponował im in vitro. Modlili się. Pierwsze dziecko urodziło się w 1902 roku, kolejne rok później, Helena była trzecim dzieckiem, a następnie przyszło na świat jeszcze siedmioro, z tym że dwie dziewczynki zmarły.
Stanisław musiał ciężko pracować, by wyżywić tak liczną rodzinę, a i tak żyli bardzo biednie. Wszystkie dzieci od najmłodszych lat miały obowiązki. Helena nie tylko pomagała matce w opiece nad młodszym rodzeństwem, ale także pasła krowy oraz bronowała, co musiało być ciężkim zajęciem dla nastolatki. Ojciec uczył odpowiedzialności, pracowitości. Bywał twardy.
„Był srogi, bezwzględny, wymagający dla wszystkich w domu” – wspominał syn Mieczysław. Wychowywał w karności, posłuszeństwie i uczciwości. Kiedy syn Stanisław zerwał witki z brzozy sąsiada, sprawił mu tęgie lanie. Helenie jako małej dziewczynce imponowało, że ojciec był jedną z dwóch osób we wsi, które umiały czytać i pisać, a przynajmniej się podpisywać. To on nauczył Helenę czytać.
„...nie umiałabym się tak szczerze i gorąco modlić
” Helena-Faustyna miała wrodzoną wrażliwość religijną, od dziecka odczuwała, choć nie umiała tego nazwać, powołanie do życia zakonnego i doznawała nadprzyrodzonych przeżyć. I chociaż rodzice nie umieli jej pomóc w rozeznaniu powołania, religijna atmosfera domu miała na nią duży wpływ. Stanisław Kowalski wprowadzał Helenę, podobnie jak pozostałe dzieci, w życie religijne, uczył swoim przykładem pobożności. Po pracy czytał dzieciom religijne książki czy artykuły z czasopism, które prenumerował. Ze wspomnień rodzeństwa, ale też z zapisków św. Faustyny w „Dzienniczku”, można wnioskować, że bardziej niż matka pobożny był ojciec. To on pielgrzymował do Częstochowy, skąd przywiózł krzyż i fajansowe figurki Jezusa i Maryi, stojące odtąd na stole w pokoju. Stanisław Kowalski codziennie rano śpiewał głośno Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, nucił „Kiedy ranne wstają zorze”, a w Wielkim Poście Gorzkie Żale. „Wstawał pierwszy, gdy rodzina jeszcze spała i – nie zważając na dzieci ani też zmęczoną i przy dzieciach w dzień i w nocy zapracowaną matkę – śpiewał głośno i zawzięcie swoje Godzinki, pragnąc nade wszystko uczcić Najświętszą Pannę. Matka, ledwo żywa, prosiła lub nawet gniewała się za to budzenie jej. Nic nie pomogło...” – wspominało rodzeństwo. Była to, można powiedzieć, pobożność twarda, ale konsekwentna. Codziennie wieczorem rodzice z dziećmi klękali do pacierza. Helena była pod wrażeniem postawy ojca – silnego, twardego mężczyzny, który modlił się na kolanach.
W takiej postawie widziała go, gdy w 1935 roku przyjechała z Wilna do Głogowca, zaalarmowana ciężką chorobą matki. Widząc, jak ojciec się modli, napisała: „(...) zawstydziłam się bardzo, że ja po tylu latach w zakonie nie umiałabym się tak szczerze i gorąco modlić, toteż nieustannie składam Bogu dzięki za takich rodziców” („Dzienniczek”, 398).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.