O otwartych parafianach, zamkniętych kościołach i pewnym nie do końca przypadkowym spotkaniu z Kristapsem Oliŋšem, uczącym się w metropolitalnym seminarium w Rydze, rozmawia ks. Piotr Sroga.
Jak to się jednak stało, że nieochrzczony młodzieniec poszedł drogą powołania kapłańskiego – pomimo obojętności religijnej rodziny?
Od dzieciństwa interesowałem się historią. Przez to doszedłem do pytania o sens życia. Kiedy czytałem o wielkich postaciach z historii świata, zadałem sobie to pytanie. Potem pojawiło się pytanie o śmierć. A miałem wtedy kilkanaście lat. Poszukując sensu, zapytałem sam siebie: „Ile czasu masz jeszcze na to?”. Pojawił się taki egzystencjalny lęk. Jednocześnie w podręcznikach historii natrafiłem na dzieje krzyżowców. Zafascynowało mnie to, że ofiarowali często całe swoje życie dla Boga, w którego wierzyli. Pomyślałem sobie wtedy: „Dam szansę temu Bogu”.
W jaki sposób dałeś Mu szansę?
Poszedłem do kościoła. Była to niedziela i trafiłem do baptystów. Było ciekawie, ale chciałem ich odwiedzić też w tygodniu, a tu kościół był zamknięty. Spróbowałem następnego dnia i to samo – kościół zamknięty. Poszedłem do innej świątyni, do luterańskiej, i tam drzwi były zamknięte. Wtedy pomyślałem sobie, że pastor jest pewnie zajęty, bo musi się zająć swoją rodziną. Wtedy też przyszła myśl, że celibat nie jest taki zły. (śmiech) Po tych próbach powiedziałem Bogu: „Dwa razy próbowałem. Mam dość. Kiedy umrę i Cię spotkam, to mam usprawiedliwienie, bo mi nie pomogłeś”.
Ale się nie zniechęciłeś?
Właściwie to był „przypadek”. Poszedłem pewnego dnia na spacer i spotkałem po drodze księdza, szedł w sutannie i miał maltański krzyż. Widziałem taki krzyż w podręcznikach do historii. Nie miałem jednak wtedy odwagi go zaczepić i poszedłem dalej. Któregoś dnia jechałem tramwajem i zobaczyłem tego samego kapłana przed kościołem – odmawiał Różaniec. Postanowiłem pójść do tego kościoła. Po Mszy św. poszedłem do zakrystii i powiedziałem, że chcę przyjąć chrzest. Usłyszałem: „Najpierw musisz się przygotować”. I tak się stało. Potem pojawiło się powołanie do kapłaństwa. Pamiętam dokładnie Wielki Piątek, kiedy ludzie podchodzili do krzyża i go adorowali. Pamiętam ich twarze pełne autentyczności. Wtedy pomyślałem, że dla nich warto poświęcić życie.
Jak zareagowała Twoja rodzina?
Nie mieli nic przeciwko mojemu chrztowi, ale gdy zacząłem chodzić w tygodniu do kościoła, myśleli, że to jakaś sekta. Ojciec wiedział coś na temat Kościoła katolickiego i wszystkich uspokoił. Kiedy powiedziałem, że chcę wstąpić do seminarium, nie znieśli tego. Ojciec pojechał nawet na rozmowę do księdza. W rozmowie z mamą powiedziałem: „Nie możesz powiedzieć, że przez Kościół jestem gorszy. Popatrz na moje oceny – są coraz lepsze. Jestem też lepszym człowiekiem”. Obecnie jedyną osobą, która mnie wspiera, jest moja babcia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).