– W „Liście do Diogneta” jest piękne zdanie: „Czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie”. Ono dobrze oddaje istotę życia zakonnego. Świat uważa nas za stracone, ale my chcemy pokazać, że istnieje coś ważniejszego. Pokazać cel podróży – tłumaczy s. Beata z Białorusi.
– Pracowałam w zakładzie krawieckim. Jedna z moich koleżanek z pracy w pewnym momencie zniknęła. Dowiedziałam się, że poszła do sióstr Jezusa Miłosiernego. To mnie zaciekawiło, a z czasem, po spotkaniu z siostrami, pojawiła się myśl o życiu konsekrowanym. Mój kuzyn ksiądz powiedział, żebym prosiła Pana Jezusa o konkretny znak. Powiedziałam, że jeśli na urodziny dostanę Pismo Święte, to będzie to znak, że mam iść do zakonu. Miałam urodziny i byłam pewna, że od znajomych ze wspólnoty czcicieli Miłosierdzia Bożego dostanę „Dzienniczek” siostry Faustyny. Otworzyłam prezent, a tam Pismo Święte!
Oczywiście znalazłam sobie zaraz wymówkę, że przecież to pobożni ludzie i dlatego dali mi Pismo Święte. Ale następnego dnia przyjechała moja przyjaciółka, która nie chodziła za bardzo do kościoła. Zaniemówiłam, gdy powiedziała mi, że zamówiła dla mnie Biblię, ale nie ma jej ze sobą, bo jeszcze nie przywieźli. Wtedy już nie miałam nic do powiedzenia – kontynuuje.
W glanach do zakonu
Wprawdzie pierwszy raz o zakonie pomyślała, mając 12 lat, ale wtedy było to tylko chwilowe. Mając naście lat, s. Beata Kulevich z Białorusi była daleka od tej drogi. – Wyglądałam jak moi rówieśnicy. Tu wygolone, tam postawione, a na nogach glany. Był taki ksiądz, który nabijał się ze mnie, ale też nieświadomie był głosem Boga. Pamiętam, jak widział mnie, to zawsze z uśmiechem mówił: „Ale masz głupią fryzurę, lepiej byś pomyślała o chwale Bożej”, albo „Ale jesteś durnowato ubrana, lepiej byś pomyślała o chwale Bożej” – opowiada s. Beata. – Jak później przyjechałam do zakonu, to ugrzeczniłam swoją fryzurę, ale i tak, jak mnie siostra zobaczyła, to powiedziała: „Z taką śmiałą fryzurą do zakonu?”. W glanach jeszcze chodziłam w nowicjacie, a później jak je schodziłam, to wyrzuciłam – dodaje.
Przed bierzmowaniem do jej rąk trafił jednak „Dzienniczek” siostry Faustyny. – Myślałam, że nie istnieje takie zgromadzenie i nawet sama chciałam je założyć – śmieje się s. Beata.
– W tym czasie miałam chłopaka. To była wielka miłość, ale wciąż myślałam o zakonie. Pamiętam, jak kiedyś szłam ulicą i modliłam się: „Panie Boże, jak mam iść do zakonu, to niech on pierwszy pójdzie”. I co zabawne, tak się stało! Poszedł do sercanów. Już nie miałam wymówki, a poza tym wcale nie chciałam się wymawiać. Tata jest niewierzący i co jakiś czas ma kryzys mojego powołania, a mama powiedziała: „Jak już idziesz, to idź, ale nie oglądaj się jak żona Lota” – kontynuuje.
Książka od s. Celiny
Wśród sześciu sióstr jest jedna nasza diecezjanka. S. Maria Laura Kaczmarek pochodzi ze Zbąszynka. – W naszym mieście siostry Jezusa Miłosiernego były ponad 20 lat. Więc ja wychowałam się wśród nich w szkole i przy parafii. Słuchając na katechezie opowiadań o siostrze Faustynie, nawet myślałam, że to działo się w mojej parafii – wyjaśnia s. Maria Laura. – Do sióstr też jeździłam na dni skupienia dla dziewcząt i tak naprawdę to zawsze chciałam być siostrą zakonną – dodaje. Siostry jednak wyjechały z parafii, a zbąszynianka poszła na studia pedagogiczne i do pracy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.