O geniuszu Benedykta XVI, majstrowaniu przy sumieniu i dobru, które jest zadziorne, z ks. prof. Jerzym Szymikiem rozmawia Szymon Babuchowski.
Szymon Babuchowski: Ukazał się III tom trylogii Księdza Profesora, zatytułowanej „Theologia Benedicta”. Długo już trwa przygoda z dziełem Josepha Ratzingera?
Ks. prof. Jerzy Szymik: Równe 10 lat. 19 kwietnia 2005 r., tuż po konklawe, na balkon bazyliki św. Piotra wyszedł Benedykt XVI, skromny, wycofany, przejęty. Przypomniały mi się słowa z góry Tabor, jakbym je słyszał: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. To nie było nic nadzwyczajnego – miliony katolików kojarzą różne słowa Ewangelii z postacią papieża – ale jednak czułem się tak, jak w późnym dzieciństwie, kiedy zaczynałem rozumieć, że mam być księdzem: prowadzony… No i potem przez 3 lata przeczytałem prawie wszystko, co napisał, potem rok myślałem nad koncepcją trylogii, a potem – czytając równolegle jego nowe papieskie teksty – przez 6 lat ją pisałem. Ręcznie, żelowym długopisem, dla radości wodzenia dłonią po czystej karcie papieru i zaczerniania jej myślą... W dniu, kiedy zacząłem pisać III tom, zadzwonił Tomek Jaklewicz: Jurek, papież ustąpił. To było kwadrans po napisaniu pierwszego zdania.
Jak się Ksiądz z tym czuł?
Źle. Oczywiście rozumiałem, że to jest rzecz większa niż ja, i nie mnie oceniać papieża, ale wiedziałem, że z obecnością linii jego myślenia i nauczania będzie już tylko gorzej. Że łatwiej będzie teraz Benedykta wygumować – tak jakby między Janem Pawłem a Franciszkiem nie było nikogo. Natomiast powoli zacząłem też rozumieć, jaka tu jest lekcja dla mnie – wszystkie dobre dzieła życia muszą być oczyszczone przez cierpienie. I że muszę spuścić głowę wobec – użyję największych słów – wyroków Bożych.
Jedna z Księdza książek nosi tytuł „Kocham teologię! Dlaczego?”. Dlaczego Ksiądz kocha teologię Benedykta?
Zajmuję się teologią przeszło 40 lat i większej nie spotkałem. Ani przenikliwszej i głębszej diagnozy współczesności. Poznałem kogoś, kto na najgłębszym poziomie wyjaśnia mi, co się dzieje – ze mną, z nami, ze światem.
Teologia jako diagnoza?
Skąd ma płynąć diagnoza, jak nie z nauki o Lekarzu przywracającym zdrowie zbawienia? A tym jest teologia. Benedykt XVI daje też receptę – fenomenalnie katolicką.
W najnowszym tomie zderza Ksiądz ze sobą dwie postawy: „bez-bożność” i „po-bożność”. Czy żyjemy w czasach ich szczególnego ścierania się?
Ścierały się zawsze, ścierają się i dzisiaj. Natomiast na pewno za mojego życia polaryzacja nabrzmiewa, szarpanina staje się bardziej widoczna, coraz ostrzejsza i – jak zawsze – jest walką na śmierć i życie. Na wieczną śmierć i wieczne życie.
Zatem być chrześcijaninem to walczyć? W motcie książki Benedykt XVI mówi: „Prawdziwe dobro jest zadziorne...”.
„…ponieważ chce dobra innych, któremu oni często sami się przeciwstawiają. Właśnie w tej zadziorności dowodzi ono swojej prawdy i powagi”. To prawda. Ale łagodność, budowanie pokoju, umiejętność wybaczania, cierpliwość znoszenia innych i siebie – wcale nie zostały zdezaktualizowane. Chodzi tylko o to, że życie bez zrozumienia, iż jest ono „bojowaniem”, może stać się bezkształtną breją, w której dobro zniknie, wessane w bylejakość jak w bagno. Rzecz jasna, że to miłość jest celem i żadne jej podróbki nie są w stanie nasycić ludzkiego serca. Ale właśnie bez wytrwałości, zdolności ponoszenia ofiar czy zadziorności dobra wobec zła – miłość jest niemożliwa, jest nie do ocalenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).