Boży sen o człowieku

O krwi męczenników, która rodzi powołanie, z o. Jarosławem Wysoczańskim OFMConv, sekretarzem generalnym Sekretariatu Generalnego ds. Animacji Misyjnej zakonu franciszkanów konwentualnych, rozmawia Marcin Kowalik.

Reklama

To był czas, gdy działalność Świetlistego Szlaku, komunistycznej organizacji terrorystycznej, bardzo się w Peru nasiliła. Czy na misji czuliście zagrożenie?

Wiedzieliśmy, że terroryzm istnieje. Przybywając tam, nie odczuwaliśmy lęku, ale byliśmy uważni. Już na miejscu docierały do nas informacje o atakach na władze, ale było to daleko od nas. Z założenia terroryści nie atakowali Kościoła. Zdarzały się pojedyncze przypadki. Nie mówiło się jednak o nich otwarcie. Wkrótce po naszym przybyciu terroryści nie mieli skrupułów.

Nadszedł 9 sierpnia 1991 roku. Terroryści otoczyli klasztor. Związali ojców Michała i Zbigniewa, wywieźli za wioskę i tam ich zamordowali.

Byłem wtedy na urlopie w Polsce. Wyjechałem jako pierwszy z naszej trójki. O śmierci Michała i Zbyszka dowiedziałem się w Polsce. Pewnie gdybym tam był, to by mnie spotkał ten sam los. Zamordowali ich, twierdząc, że oszukiwali naród, głosili pokój i usypiali ludzi religią poprzez Różaniec, Msze św. i czytanie Pisma Świętego. Sprawili, że mieszkańcy tych okolic sprzeciwili się rewolucji. Terroryści wybrali naszą misję, ponieważ chcieli zadać cios Kościołowi, a przede wszystkim Polakowi Janowi Pawłowi II, który był dla nich symbolem imperializmu, przyczyną upadku komunizmu w Europie. To było dokładnie w tym czasie, gdy Jan Paweł II przebywał w Polsce. Spotkałem się z ojcem świętym w Krakowie. Udzielił mi błogosławieństwa. Zaraz po spotkaniu wsiadłem do samolotu i wróciłem przez Argentynę do Peru. Tam dowiedziałem się, że terroryści zamordowali trzeciego kapłana – Allessandra Dordiego. Musiałem przez pewien czas ukrywać się w Kolumbii i Meksyku. Po śmierci Zbyszka i Michała zgłosiło się trzech nowych ojców na misje do Peru. Oni nie byli jedyni.

Ojciec generał w liście do całego zakonu napisał, że po 50 latach od śmierci Maksymiliana Kolbego Pan Bóg dał dar nowych męczenników dla braci z tej samej prowincji. Prosi zakon, żeby zgłosili się bracia, którzy mogliby pomóc nowo rodzącej się misji. Jednym z pierwszych, którzy się zgłosili, był... Niemiec Vincente Imhof. Od dzieciństwa marzył, żeby pracować na misji w Peru. Po obejrzeniu filmu w telewizji o zamordowanych braciach na przyjazd zdecydował się też świecki – Dariusz Mazurek. Tak zrodziło się jego powołanie. Podczas drugiej rocznicy śmierci braci wręczył mi podanie o przyjęcie do zakonu. Krew męczenników pobudziła wiele serc młodych ludzi w Polsce, którzy wstąpili w tym czasie do zakonu.

To nielogiczne. Śmierć powinna odstraszać, a przyczyniła się do wzrostu powołań.

Cały problem polega na tym, jak odkryć Boży sen w stosunku do człowieka. Każde powołanie, nie tylko zakonne, jest odkrywaniem Bożego planu miłości dla nas. Pan Bóg w nas wierzy, wierzy w każdego człowieka, że będzie dobry, uczciwy, wspaniały. Wszystko zależy, na jakim fundamencie buduję moje człowieczeństwo. Jeżeli odkryję, że jestem bardzo ukochany przez Boga i odkryję plan miłości Boga w stosunku do mnie, wtedy moja odpowiedź na to staje się konkretną decyzją o wyborze drogi życiowej, która rozpoczyna się od miłości.•

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama