Kilkaset osób odpowiedziało na zaproszenie Konferencji Episkopatu Polski i przyjechało do niewielkiej wsi do diecezji na północy Polski, żeby zastanawiać się, jak ewangelizować wieś – bogatą w religijne tradycje, ale i borykającą się z problemami.
– Większość ludzi naprawdę na nas czeka już przy płocie, zaprasza, otwiera szeroko drzwi domów. Sami mówią o tym, że to dla nich święto. I są to bardzo wzruszające spotkania, bo proponując wspólną modlitwę, pytamy, czy są jakieś szczególne intencje, w których chcieliby prosić. Wtedy często pojawiają się łzy, dzielą się z nami swoimi problemami: chorobą, samotnością, brakiem nadziei – opowiada Asia, która ma za sobą już kilka letnich akcji na wsiach. – Podczas ewangelizacji wsi nauczyłam się przede wszystkim indywidualnego podejścia do człowieka. Nie wymyślone wcześniej zdania i historyjki, które miałam w głowie, ale słuchanie potrzeb tych ludzi i osobiste świadectwo było najmocniejsze – dodaje.
Ewangelizatorzy, którzy przyjechali z całej Polski, mają masę pytań. O to, co mówić, jak radzić sobie z odrzuceniem propozycji rozmowy? Księża pytają o to, skąd wziąć ludzi do ekip ewangelizacyjnych i czy proboszczowie chętnie zgadzają się na zwalnianie księży ruszających na wieś z normalnych obowiązków duszpasterskich. Zainteresowanie jest duże nie tylko wśród tych, którzy na co dzień starają się ewangelizować wieś.
– W ofercie diakonii mamy propozycje ewangelizowania różnych środowisk, ale rzeczywiście jeszcze nie przygotowaliśmy nic dla wsi. Dla nas to zupełnie nowy, nieznany obszar. Pytałam nawet męża, czy spakował na ten wyjazd gumowce – śmieje się Agata z Wejherowa, która od lat razem z mężem działa w Ruchu–Światło–Życie. – Ale ze zdumieniem słucham tego, co mówi się podczas kongresu, o całym tym bogactwie pobożności ludowej i już sama chciałabym ruszać na wieś – dodaje z zapałem. – Nas fascynuje człowiek, a doświadczaliśmy podczas dotychczasowych ewangelizacji ludzi z dużego miasta, bo nawet obrzeże Trójmiasta to właściwie noclegownia dla tych, którzy spędzają życie i pracują w dużej aglomeracji. Teraz jesteśmy ciekawi duchowości i przeżywania wiary ludzi z małych społeczności – dopowiada jej mąż Jarek.
– Pobożność ludowa jest siłą, ale w zetknięciu z dzisiejszym światem nie wystarczy, zostanie wessana. Religijność ludowa ma za krótkie ręce. Przekaz wiary kuleje nawet w najbliższym środowisku, w rodzinie. Płacz rodziców i dziadków, że dzieci odchodzą od Boga i Kościoła jest dość częstym zjawiskiem. To znaczy, że zachwiany jest przekaz żywej wiary – chłodno ocenia jednak ks. Jerzy Janeczek z diecezji tarnowskiej, w której ani na brak przywiązania do tradycji, ani na frekwencję w kościołach narzekać nie można.
A to problem, z którym boryka się nie tylko wieś
– My też się borykamy z tym, jak głosić wiarę. Miasto też nie bardzo wie, jak mówić do ludzi, żeby dać im jasny, autentyczny przekaz. Musimy przestawić się z pobożności zastanej na dzielenie się osobistym świadectwem. Chyba wszyscy potrzebujemy zrozumienia, że wiara to osobiste spotkanie z Jezusem – nieważne czy na wsi, czy w mieście – podsumowuje Ania Mikołajczyk, ewangelizatorka z Poznania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.