Tylko jedno marzenie

Dziękuję za ofiarę ks. Mateusza Dziedzica i wkład misjonarzy w budowanie pokoju w Republice Środkowoafrykańskiej. Zostali z tymi, którym przyjechali służyć, w najtrudniejszym momencie. Ludzie nigdy im tego nie zapomną – mówi abp Dieudonné NzapalaInga w rozmowie z Beatą Zajączkowską

Reklama

Beata Zajączkowska: Już trzeci rok trwa wojna w Republice Środkowoafrykańskiej. Tysiące zabitych i setki tysięcy ludzi w obozach dla uchodźców. Jak wygląda obecnie sytuacja?

Abp Dieudonné Nzapalainga: W języku sango nazwa Republiki Środkowoafrykańskiej oznacza „serce Afryki”. Dla funkcjonowania organizmu serce jest najważniejsze. Jeśli serce szwankuje, to i cała reszta zaczyna podupadać i w końcu może umrzeć. Tak właśnie trzeba spojrzeć na sytuację w naszym kraju. Ten przeciągający się kryzys dotknął nie tylko nas, ale bardzo naznaczył cały region. Nasza krwawa wojna odbija się na sąsiednich krajach: obu Sudanach, Kamerunie, Czadzie, Demokratycznej Republice Konga i Kongu Brazzaville. Kryminaliści próbują wykorzystać sytuację chaosu do przemytu narkotyków, inni zajmują się handlem bronią na szeroką skalę, jeszcze inni korzystają na destabilizacji, by dokonywać nielegalnej eksploatacji surowców mineralnych, które są bardzo dochodowe. Odczuwalne są też wpływy muzułmańskich dżihadystów, którzy starają się narzucić islam, w czym wspierają ich kraje arabskie. Najbardziej w tej sytuacji cierpi bezbronna ludność cywilna. Jej los tak naprawdę nikogo nie interesuje. Musimy więc uzdrowić serce Afryki, tak by do sąsiednich krajów pompowało pokój, rozwój i postęp, a nie zagrożenie. Myślę, że Republika Środkowoafrykańska zaczyna właśnie okres rekonwalescencji i potrzebuje w nim pomocy wspólnoty międzynarodowej. Kościół w tym procesie odgrywa zasadniczą rolę, niejednokrotnie przejmując zadania nieistniejącego państwa.

Ostatnia wojna w RŚA jest niesłusznie odbierana na świecie jako konflikt religijny. Czy tak jest rzeczywiście?

To nieprawdziwe uproszczenie. A wzięło się stąd, że w ugrupowaniu Seleka większość stanowili muzułmanie – najemnicy mówiący po arabsku i nieznający nawet lokalnych narzeczy środkowoafrykańskich. W drugim natomiast ugrupowaniu – Anti-balaka byli chrześcijanie. Łatwo więc mówić o wojnie między islamem a chrześcijaństwem. Jeśli jednak zapytacie o definicję tej wojny ludzi w naszym kraju, powiedzą, że podłoże konfliktu nie jest religijne, tylko militarno-polityczne. Chodziło o władzę, która się nie sprawdziła i była kontestowana. To doprowadziło do puczu i obalenia prezydenta. Instytucja państwa uległa totalnemu rozkładowi. Pod kontrolą władz znajdowała się co najwyżej stolica. Na obrzeżach nic nie funkcjonowało: dzieci nie chodziły do szkoły, przestał działać i tak słaby system opieki medycznej. Niezadowolenie społeczne eksplodowało i doszło do rebelii. A więc u podłoża konfliktu stały złe zarządzanie krajem, ogromne ubóstwo, korupcja, niewydolny system edukacji, brak sprawiedliwości, wręcz przyzwolenie na bezkarność. Trzeba dodać, że żaden ze środkowoafrykańskich przywódców religijnych nie wzywał do rebelii, ani po stronie muzułmańskiej, ani chrześcijańskiej.

Na Księdza Arcybiskupa wydano wyrok śmierci i straszono, by nie uczestniczył w mającej doprowadzić do dialogu Platformie Międzyreligijnej…

Jeśli damy się zastraszyć, już w punkcie wyjścia jesteśmy przegrani. Musimy dawać przykład innym i pokazywać, że normalne ludzkie współżycie, jakie istniało w ciągu wieków między wyznawcami islamu a chrześcijanami, jest wciąż możliwe. Gdy trwały straszne rzezie, jeździłem po mieście, prosząc o powstrzymanie przemocy. Niektórzy się dziwią, że mówiłem wówczas: „By zabijać innych, będziecie musieli najpierw zabić mnie”. Jednak to nie było na pokaz, ale był to gest ludzkiego braterstwa. Nawet imamowie cierpieli z rąk Seleki, która była w większości rebelią składającą się z arabskich najemników. W moim domu przez pięć miesięcy mieszkał stołeczny imam z rodziną, ponieważ za nawoływanie do dialogu i porozumienia grożono mu śmiercią. Razem pomagaliśmy uchodźcom i razem włączaliśmy się w dialog pokojowy, pokazując wyraźnie, że to nie jest wojna religii, bo my – jak bracia – wspólnie żyjemy i pracujemy. Członkom Seleki zależało na zaprowadzeniu islamu wszelkimi sposobami, ale nasz kraj jest w większości chrześcijański i ludzie nie chcieli się na to zgodzić, z tego powodu też bardzo wycierpieli.

Wielu jako receptę na pokój w RŚA podaje podział kraju na islamską i chrześcijańską część, trochę na wzór Sudanu…

To zły pomysł, bo taki podział utrwaliłby tylko przekonanie o religijnym podłożu wojny. Przyszłość to życie w przyjaźni Środkowoafrykanów reprezentujących wszystkie religie i wyznania. Nikt nie może być uprzywilejowany ani nikt nie może być prześladowany. I to jest właśnie wielkie zadanie dla przywódców religijnych. Podział kraju doprowadziłby też do przejęcia przez muzułmanów całkowitej kontroli nad terenami bogatymi w surowce naturalne: ropę naftową czy uran.

Co, z perspektywy RŚA, może zapobiec islamizacji Afryki? Prezydent Michel Djotogia, który dokonał przewrotu, już w 2010 r. mówił o stworzeniu państwa islamskiego z terenu Darfuru, Czadu, Sudanu i RŚA…

Najgorsze konsekwencje obecnego konfliktu to nie są zniszczenia materialne, bo już nieraz odbudowywaliśmy swe domy. Zostało zabite społeczne zaufanie, zupełnie zerwano więzi społeczne, ludzie stali się podejrzliwi wobec siebie. Rozwiązania naszego konfliktu nie przyniesie broń. Może to nastąpić tylko dzięki dialogowi. Musimy wsłuchać się w cierpienia naszego narodu, który już nie widzi szans na przyszłość. Odmienność, także ta religijna, musi być uznana za bogactwo, a nie źródło problemu czy podziału.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama