Różnymi ścieżkami powołanie zawiodło ich za klasztorną furtę. Odkrywali je stopniowo, krok po kroku, albo dzięki błyskawicy, która oświetliła przyszłą drogę życia.
Jezus jak tato dla mamy
– Kiedy nocuję w rodzinnym domu, dzieci mojego brata czekają, by opowiedzieć im bajkę. Pewnego razu zjawiłam się zbyt późno i Łucja zasnęła. Nieco starsza Julka zgodziła się, aby nie było bajki… Po chwili jednak zapytała szeptem: „Ciociu, a co ty byś teraz robiła, gdybyś nie była w zakonie?” – „O! Zaczęło się… – pomyślałam. – Kończy się czas bajek i wchodzimy w poważne tematy…”. „Pewnie miałabym męża i dzieci... – odpowiedziałam głośno – a tak, to mam Was!” – dodałam, by utrafić w jej oczekiwania. Ale Julka drążyła dalej: „Ale właściwie dlaczego poszłaś do zakonu?”. Gdy opowiedziałam, że poznałam Pana Jezusa i stał się dla mnie tak „jedyny”, jak ich tato dla mamy, dziewczynka podniosła się na łokciu, popatrzyła mi uważnie w oczy i zapytała: „Serio?” – tak ciepło o swoim powołaniu opowiada pochodząca z Dąbrówki k. Ulanowa s. Dawida Ryll, sekretarka generalna i rzecznik prasowy Zgromadzenia Sióstr św. Michała Archanioła, a zarazem poetka i członkini Związku Literatów Polskich.
Po tej szczerej rozmowie z dziewczynką s. Dawida sama zadała sobie pytanie, czy nadal tak „serio” traktuje Jezusa jak wtedy, gdy podejmowała decyzję życia.
– Kolejność była rzeczywiście taka: fascynacja Jezusem (od dziecka), podziw dla tego, co czynił i co mówił (z zapartym tchem słuchałam w kościele Ewangelii i opowieści księdza na lekcjach religii), szukanie kontaktu z Nim w bardzo osobistych rozmowach (głównie pośród pól i łąk), odkrycie, że przychodzi bardzo „namacalnie” w Komunii św., i pragnienie przyjmowania Go (od VII klasy szkoły podstawowej niemal codziennie). Potem szukanie sposobu, by być jeszcze bliżej Niego w codziennym życiu i nie utracić Go w wyniku własnych słabości, błędów, pokus tego świata… W tym czasie poznałam już siostry zakonne, ale nie przychodziło mi na myśl, by być jedną z nich. Pan Bóg jednak przygotowywał mnie do takiej decyzji, powoli odsłaniał tajniki swojej woli względem mnie – opowiada michalitka.
Siostra Dawida przyznaje, że w liceum spotykała się z chłopakami, chodziła na dyskoteki, nie ominęła chyba żadnej „prywatki”, na którą była zaproszona, a jednocześnie dreptała uparcie do kościoła, czytała Biblię, omawiała z Jezusem swoje relacje z ludźmi. Powoli zacierały się w niej dziewczęce marzenia o własnej rodzinie, kochającym mężu, gromadce dzieci i… leśniczówce. – Odkryłam, że znajomość z siostrami zakonnymi nie jest przypadkiem. I że w zakonie jest miejsce, gdzie Jezus chce być bliżej mnie i gdzie mi ułatwi – jak myślałam wówczas – wchodzenie w wieczność, w rzeczywistość nieba podczas ziemskiej wędrówki – dodaje siostra.
Co dziś, po ponad 30 latach spędzonych w zakonie, powiedziałaby młodym ludziom? – Bycie w klasztorze ma sens, gdy się idzie ze względu na Niego. To nie dzieła charytatywne są najbardziej istotne. I nie wysokie miejsce w tzw. hierarchii zakonnej uszczęśliwia. To Jezus jest życiem i szczęściem. Z Nim „jarzmo jest słodkie i brzemię lekkie”. Nie wierzysz? Przyjdź i zobacz… – zachęca s. Dawida Ryll.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.