Konsekracja wdów. W czarnych welonach, eleganckich garsonkach, ze świecami w rękach procesyjnie przyszły do ołtarza. Tam konsekrował je biskup. Teraz każda ma w sobie coś z Rut, Judyty, a nawet prorokini Anny.
Teresa Jaros, Zofia Trębska i Leokadia Gałecka z parafii św. Stanisława w Skierniewicach oraz Janina Koziarska z parafii Podwyższenia Krzyża w Jeruzalu przed końcem roku powiększyły grono wdów konsekrowanych. Do tego kroku przygotowywały się przez 3 lata podczas spotkań formacyjnych pod okiem ks. Adama Domańskiego. Po konsekracji nie zaczęły nosić habitów ani nie zamknęły się w zakonach. Nie przestały także być kochającymi matkami i babciami gotującymi pyszny rosół i najlepszą na świecie pomidorówkę. Żadna nie zrezygnowała także z modlitw i nawiedzania grobu nieżyjącego męża. Jedynymi zewnętrznymi znakami przynależności do Chrystusa stały się (na nowo) ich złote obrączki i krzyże noszone na piersiach, a podczas ważnych uroczystości także czarne welony. Każda z nich odmawia brewiarz, uczestniczy w Eucharystii, wiele czasu spędza na adoracji i służbie bliźnim.
Powołanie w powołaniu
Wdowy, które podjęły decyzję o oddaniu życia na wyłączną służbę Bogu, obecne były w Kościele od czasów apostolskich, a zatem na długo przed powstaniem pierwszych zakonów. To jedna z najstarszych form życia konsekrowanego. „Bóg, który jest Panem życia, wybiera kogo i kiedy chce” – mówił w wywiadzie dla „Niedzieli” o. Wiesław Łyko, ogólnopolski duszpasterz wdów i dziewic konsekrowanych. „Dla Boga nigdy nie jest za późno, dlatego wdowieństwo jest powołaniem i misją. Oczywiście nie wdowieństwo samo w sobie. W doświadczeniu rozłąki ze swym małżonkiem wdowa może otrzymać nowe »powołanie w powołaniu« i nie tylko w sposób nieskrępowany przeżywać swoje wdowieństwo, ale w tym stanie poświęcić siebie Bogu”. Ostatnio na drogę konsekrowanego wdowieństwa weszły Zofia, Leokadia, Janina i Teresa, które w katedrze łowickiej złożyły ślub czystości, a także wyraziły gotowość do wypełniania – w miarę możliwości – zadań wyznaczonych przez biskupa czy proboszcza. Wdowy zadeklarowały także chęć prowadzenia skromnego życia i wypełniania każdego dnia modlitwą, adoracją i służbą bliźnim, nie wyłączając z tego własnej rodziny.
Podczas uroczystej Eucharystii połączonej z konsekracją bp Andrzej F. Dziuba mówił: – Pan schylił się nad każdą z was i wysłuchał waszego wołania. A Kościół to wołanie w akcie konsekracji przyjmuje i wspiera je swoim wielkim doświadczeniem i miłością. Oto macie dołączyć do już konsekrowanych wdów, do tej wielkiej tradycji, którą na kartach Pisma Świętego pokazuje i wdowa Miriam, i wdowa Rut, i prorokini Anna ze świątyni jerozolimskiej, i przez wieki tyle konsekrowanych wdów, które podjęły to wezwanie. Nie licząc tylko na swoje siły, na siły swoich bliskich, ale przede wszystkim na złożenie w Panu całej nadziei. Dlatego konsekracja wdowieństwa jest w Kościele tym pięknym powołaniem, które w niczym nie narusza przeżytego powołania małżeńskiego i rodzicielskiego. „Tak” powiedziane przy ołtarzu aż do śmierci teraz jest niejako powtarzane w gotowości pełnego oddania i zaufania Bogu – wyjaśniał ordynariusz.
Uzdrowienie i marzenia
Zofia Trębska jeszcze podczas trwania małżeństwa chciała wstąpić do III Zakonu św. Franciszka. Brak zgody męża zamknął jej jednak do tego drogę. – Kiedy zostałam wdową, zaczęłam się zastanawiać, czy konsekracja nie jest jednak moją drogą – mówi pani Zofia. – Przez pewien czas modliłam się o rozeznanie. Z tą intencją stanęłam także na modlitwie wstawienniczej, na której zostało mi to potwierdzone. Lata formacji były czasem zbliżania się do Boga. Z dnia na dzień coraz bardziej pragnęłam dążyć do świętości. Teraz Jezus jest już nie tylko moim przyjacielem, ale i Oblubieńcem. Będąc z Nim w relacji, każdego dnia modlę się za swojego męża. Nasze życie nie zawsze było kolorowe. By ocalić małżeństwo, zdecydowaliśmy się na separację. Z tego też powodu wzięłam udział w rekolekcjach o uzdrowienie wspomnień. Gdy się jest uzdrowionym, rana przestaje krwawić. Wówczas łatwiej o żarliwą modlitwę i przebaczenie – wyznaje pani Teresa, która zauważa, że wraz z powołaniem Bóg daje także wiele łask potrzebnych do kroczenia obraną drogą.
– On sam nas uczy zaufania, ofiarności i miłości. Doświadczałam tego zarówno w małżeństwie, jak i teraz w konsekrowanym wdowieństwie – podkreśla Z. Trębska. Dzień konsekracji był wielkim świętem dla Janiny Koziarskiej, która ze swoim mężem przeżyła 44 lata. – Od 11 lat jestem wdową. Całe moje życie było związane z Bogiem. Mimo że nie brakowało na nim krzyży, potrafiłam znajdować w nim radość – przekonuje pani Janina, której mąż od młodości chorował na zanik mięśni. – Mimo jego cierpienia, przykucia do wózka inwalidzkiego, udało się nam zrealizować wszystkie marzenia. Prowadziliśmy gospodarstwo, wychowaliśmy trójkę dzieci, doczekaliśmy się wnuków. Podołanie wszystkiemu było możliwe dzięki Bożej pomocy i wielkiej miłości oraz zaufaniu, jakim się darzyliśmy. Mimo że od śmierci męża minęło już 11 lat, chętnie wracam do wspólnie spędzonych chwil. Do dziś pamiętam, jak stawałam przed nim z pytaniem, czy dobrze wyglądam. Kiedy mu się podobało, zawsze zalotnie się uśmiechał. Lubił, gdy byłam elegancka. Po jego śmierci usłyszałam w kościele o wdowach konsekrowanych. Pojechałam na rekolekcje, na których głęboko w sercu poczułam zaproszenie do tego stanu – wspomina pani Janina, która odczytując swoje powołanie, bezwarunkowo zaufała Bogu i Jego prowadzeniu.
– Nigdy nie wiemy, co nas może spotkać. Po śmierci męża, mimo że nie byłam już młoda, wzięłam wnuki i poszłam na pielgrzymkę do Częstochowy. Z Bożą pomocą przetrwałam także wypadek syna i śmierć jego żony. Jak będzie dalej wyglądało moje życie, wie tylko Bóg, któremu ufam bezgranicznie. Jego zaproszenie do konsekracji to kolejny prezent, za który chcę dziękować swoim zaangażowaniem, modlitwą i służbą – wyznaje pani Janina. Już niebawem będzie mogła zrealizować jedno ze swoich marzeń – nawiedzenie Ziemi Świętej, miejsc, w których żył i umarł Jej Oblubieniec, Jezus. To prezent od najbliższej rodziny w związku z konsekracją.
Prezent od oblubieńców
W niezwykły sposób do konsekracji doprowadził Jezus także Teresę, która od wielu lat w namacalny sposób doświadczała Jego miłości, prowadzenia i niezwykłej pomocy w pokonywaniu cierpień. Pani Teresa przez całe życie starała się otaczać wartościowymi ludźmi. Kierując dużymi zespołami ludzi, ubolewała, że nie ma wystarczająco dużo czasu na modlitwę. Już wówczas postanowiła, że po przejściu na emeryturę wiele czasu poświęci Bogu. I tak się stało. Zajmując się wnukami, wiele czytała i na różne sposoby poznawała Jezusa. Codzienna Eucharystia, czytanie Pisma Świętego i modlitwa różańcowa wyznaczały rytm każdego dnia. Bliskości z Bogiem nie osłabiła choroba nowotworowa. Pokonanie raka było kolejnym potwierdzeniem, że Bóg ma ją w swojej opiece. Śmierć męża, który zmarł po operacji tętniaka aorty, była ciosem. Nie mniejszym była informacja o tym, że syn choruje na tę samą chorobę. Lekarze dawali mu 3 miesiące życia. Pani Teresa i cała rodzina rozpoczęli szturmowanie nieba. I syn został uzdrowiony.
Palec Boży dało się zauważyć także podczas sprzedaży domu. Nie mając już sił, pani Teresa wystawiła swój dom na sprzedaż. Przez kilka miesięcy nie udało się znaleźć nabywcy nieruchomości. – Pewnego razu, gdy szłam do kościoła, jeden z sąsiadów dotknął mnie, mówiąc, że na pewno nie sprzedam domu. Podczas adoracji i Mszy św. zostawiłam tę sprawę Jezusowi. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła kobieta zainteresowana kupnem. Na drugi dzień przyszła z mężem i architektem. Po obejrzeniu domu kazała zdjąć ogłoszenie. Dom został sprzedany. I jak tu nie dziękować Bogu? – pyta retorycznie pani Teresa. Dziś w modlitwie i służbie ludziom potrzebującym znajduje ukojenie i odpoczynek. Sama zaś konsekracja była dla niej dniem niezwykłym nie tylko z powodu zaślubin z Jezusem. Miesiąc wcześniej minęła 50. rocznica jej ślubu, który – podobnie jak konsekrację – przeżywała w katedrze łowickiej. – Myśląc sobie o tym, miałam wrażenie, że to wspólny prezent od dwóch najbliższych mi osób: męża i Jezusa – wyznała wzruszona.
Obrączka od Jezusa
Nie mniej wzruszająca była droga do konsekracji Leokadii Gałeckiej, która przez całe swoje małżeństwo starała się żyć dla męża i dzieci. Po śmierci męża myślała nawet o wstąpieniu do zakonu. Ze względu na sytuację rodzinną nie mogła tego zrobić. – Nie mam wątpliwości, że Pan Bóg przygotował mnie do samotności – mówi z przekonaniem pani Leokadia. – Śmierć męża było łatwiej przyjąć ze względu na bliskość Jezusa. Od 1992 r., od kiedy zetknęłam się z Odnową w Duchu Świętym, weszłam na drogę nawrócenia. Od tego czasu zaczęłam korzystać z formacji i kierownictwa duchowego. Na kilka miesięcy przed śmiercią męża uczestniczyłam w rekolekcjach w Magdalence, bardzo głęboko je przeżywając. Do dziś pamiętam moment osobistego błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. Wtedy doświadczyłam fizycznej obecności Jezusa i Jego miłości. W nocy zaś miałam sen, że przyszły do mnie moje koleżanki z grupy modlitewnej i na swoich dłoniach przyniosły mi obrączkę. Dając mi ją, powiedziały: „Loniu, to dla ciebie”. Kiedy się zdziwiłam, mówiąc, że mam obrączkę, stwierdziły, że ta jest od Jezusa.
Jak już wspomniałam, za kilka miesięcy zostałam wdową. Po śmierci męża wiedziałam, że chcę żyć dla Boga, który dwa razy darował mi życie. Pierwszy raz przy porodzie syna, kiedy oboje otarliśmy się o śmierć. Po powrocie do zdrowia całkowicie poświęciłam się rodzinie. Potem, w 2008 roku, zaczęły się u mnie problemy onkologiczne. Najpierw z powodu guza straciłam nerkę, potem jajniki. Później nowotwór zaatakował trzustkę i wątrobę. Po operacji trzustki, po której wiele cierpiałam z powodu powikłań, uszyłam sobie garsonkę do trumny. Pan Bóg miał jednak inne plany. Podczas modlitwy o uzdrowienie, na którą namówiła mnie córka, mówiąc, że to moja jedyna szansa, zostałam uzdrowiona. Lekarze, którzy mnie prowadzili, przyznali, że cuda na świecie jednak się zdarzają. Dziś jestem całkowicie zdrowa. Drugi raz ocalone życie oddaję Bogu. Na konsekrację, której nie mogłam się doczekać, uszyłam sobie nową garsonkę – opowiada pani Leokadia.
– Pragnę być nieskończenie wdzięczna za tak cudowne powołanie. Chcę, aby moja wierność Bogu była coraz większa i by była rezultatem mojego zawierzenia i przyzwolenia na Boże prowadzenie. Z całego serca chcę służyć Bogu, swoim bliskim i tym, których Bóg postawi na mojej drodze, poprzez modlitwę i dawanie świadectwa o Jego miłości miłosiernej – wyznaje Leokadia. Otrzymany od biskupa krzyż nosi – podobnie jak pozostałe wdowy – z wielką radością. Zewnętrzny znak przynależności do Jezusa zdejmuje tylko do spania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).