– Najbardziej poruszające są momenty, gdy dociera do ciebie, że żyjesz jak pączek w maśle, a za murem są rodziny, które nie mają elektryczności czy bieżącej wody. To wiele zmienia w człowieku – mówi Jerzy Banaszczak.
Ma 80 lat i mieszka sama na wsi. Niedawno złodzieje splądrowali jej mieszkanie i zabrali oszczędności. Choruje. Po odliczeniu kosztów utrzymania na życie zostaje jej 200 zł. 6,70 zł na dzień, na przeżycie. Marzeniem jest bieżąca woda. Takich, a niekiedy i trudniejszych historii słuchają wolontariusze Szlachetnej Paczki. W całej diecezji jest ich prawie 200 w 10 rejonach, m.in. z powiatów kutnowskiego, rawskiego i łowickiego, gmin Dmosin i Głowno oraz miast Mszczonów i Żyrardów. Dzięki ich pomocy i zaangażowaniu prawie 500 rodzin dostanie paczkę przed świętami. Mimo że z roku na rok przybywa rodzin, które żyją w trudnych warunkach, nie brakuje też darczyńców i nowych rejonów, gdzie są ludzie gotowi nieść pomoc.
Ma być i już
W Skierniewicach od 2015 roku liderem rejonu jest Jerzy Banaszczak. – W 2014 roku chciałem przygotować paczkę. Wszedłem na stronę i nie mogłem znaleźć nikogo w moim mieście. Zadzwoniłem więc do centrali powiedzieć im, że mają błąd, bo nie pokazują się wszystkie rejony. Wtedy usłyszałem, że zabrakło osób, które mogłyby objąć te miejsca pomocą. Gdy zdenerwowanie i inne emocje opadły, postanowiłem, że w Skierniewicach Paczka ma być i już, a ja zostanę liderem rejonu i znajdę osoby, które chcą nieść pomoc. I w ten sposób działamy kolejny rok.
Podobnie postąpił Jarosław Sieczka, lider rejonu Jaktorów–Międzyborów, który w poprzednich latach pomagał Paczce w innych oddziałach. – Wszędzie są osoby, które potrzebują pomocy. Także w naszej gminie. Sam nie jestem w stanie przygotować paczki dla rodziny, więc postanowiłem pomóc w inny sposób. Zgodziłem się zostać liderem, współpracować z instytucjami, firmami, darczyńcami i innymi wolontariuszami dla dobra innych. Pracy jest wiele, bo to godziny spędzone na trudnych wywiadach z rodzinami, gdzie trudno wejść do kogoś do domu i wypytywać o zarobki, wydatki, ale to konieczna praca, by wiedzieć, jak najlepiej pomóc. Potem jest oczekiwanie na darczyńców, decydowanie, w jaki sposób okazać wsparcie rodzinie. Jednak widok ofiarodawców, chcących dalej pomagać potrzebującym (którzy nie kryją łez wzruszenia), to niesamowite przeżycie – mówi Jarek.
Nie tylko weekend
Choć wydawać by się mogło, że Szlachetna Paczka działa raz do roku, a wolontariusze najwięcej pracy i serca wkładają w czas przygotowań i finałowy weekend, często wygląda to inaczej. – To ogromne emocje – od stresu przed wizytą u rodziny, przez zdenerwowanie i niezrozumienie, że ktoś zostaje bez dachu nad głową, później radość wolontariuszy w momencie, gdy jego rodzina zyskuje darczyńcę, aż po łzy szczęścia rodzin, które otrzymują pomoc – mówi Weronika Reszczyńska, lider rejonu sochaczewskiego.
– 4 lata działam w Paczce i wiele już widziałam. Najbardziej w pamięć zapadają momenty, gdy poznajemy rodzinę, której chcemy pomóc. Widzimy przemianę jej członków, ich działania, by nie zmarnować szansy i pomocy, jaką otrzymali. Wielu darczyńców, głównie firmy, nie tylko przygotowuje paczkę, ale często także zatrudnia potrzebujących u siebie, by ta pomoc nie była jednorazowa. Jeżeli rodzina wyrazi zgodę na to, by darczyńca mógł ją poznać, często nie jest to weekend cudów, a miesiące małych kroków, postępów, które poprawiają położenie rodzin – dodaje Weronika.
Także dla darczyńców jest to czas, w którym wiele doświadczają. – Przygotowuję dwie paczki od paru lat. Jedną robimy z firmą, drugą – z przyjaciółmi. Gdy robiłam to po raz pierwszy, myślałam, ze „zbawiam świat”. Jaka jestem wspaniała, bo robię paczkę dla potrzebujących. Szybko sprowadziły mnie na ziemię opisy rodzin. Kiedy kobieta po trzydziestce płacze jak małe dziecko, bo uświadamia sobie, jak marne są jej problemy w porównaniu z innymi, to znak, że Paczka to nie tylko jednorazowa pomoc, ale przemiana wielu serc. Zarówno darczyńców, jak i rodzin.
Z jedną z rodzin jestem w stałym kontakcie od 5 lat i widzę, jak iskierka, którą zapaliliśmy podczas Paczki, stała się ogniem, a rodzina – dzięki silnej woli i chęci zmiany – wyszła z długów, pokonała chorobę i jest jeszcze silniejsza. Za to właśnie nie lubię, a kocham ludzi – mówi pani Edyta, jedna z darczyńców.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).