Najważniejsze jest, by w ogóle wejść na tę drogę. By zacząć coś robić, nie tylko narzekać na nieidealność cudzych intencji.
Nieważne, czy to jest wielka akcja, czy pojedynczy odruch dobra. Takie głosy można usłyszeć zawsze. Pomagają? Mówią o tym? Są głośni i – nie daj Boże – podziwiani? Lansują się! Dla mówiących przekreśla to natychmiast całą wartość akcji i sens włączania się w nią. A ja będę się upierać: co to ma za znaczenie?
Chcą się lansować? Niech się lansują, skoro efektem tego lansu nie jest czyjeś upokorzenie, a wręcz przeciwnie: realna pomoc. Im więcej osób pomaga – z dowolnych motywacji, ale w sposób, który nikogo nie poniża – tym więcej osób potrzebujących pomoc otrzyma. Proste.
Nie chcesz się lansować? Ależ nikt Ci nie każe. Pomagaj inaczej. Po cichu. Bez lansu. Potrzebujących nie zabraknie, nie ma obawy. A ocenę intencji osób, które pomagają, zostaw im samym i Panu Bogu. Nie jesteś Bogiem – nie wiesz, co się w nich dzieje.
Nie chcesz się włączać w żadną pomoc? Twój wybór. Nikomu nic do tego. Nie musisz się nikomu tłumaczyć. Być może to właściwa decyzja. Najlepsza z możliwych. Ale nie niszcz w drugim człowieku pragnienia (czy może zwykłego odruchu), by pomóc. Nie deprecjonuj dobra. Może ci się przecież udać. Możesz spowodować, że ktoś nigdy więcej nie pomoże. I będzie to bardzo konkretny przejaw zgorszenia.
Chyba nie trzeba przypominać, co czeka tych, którzy stali się przyczyną zgorszenia jednego z tych małych? To dość dobrze znany fragment Ewangelii…
A przecież wystarczy trochę pomyśleć. Jeśli planuję akcję pomocy, która ma dotrzeć do wielu osób, muszę ją nagłośnić. Inaczej nie znajdę wystarczającej liczby ofiarodawców. Jeśli ich nie znajdę, mniejszej liczbie osób pomogę. To bardzo prosta i oczywista zależność. Ale to tylko jeden wymiar dobra, jakie płynie z upublicznienia.
Nagłośnione akcje – przykłady znanych postaci – to wszystko buduje kulturę pomagania. Poczucie, że pomagać warto. Być może dzięki temu ktoś spróbuje. Być może doświadczy radości z tego, że włączył się w coś dobrego. Być może doświadczy, jaką radość może sprawić czyjaś radość. Być może będzie chciał to doświadczenie powtórzyć. I o to chodzi. Pomagania drugiemu człowiekowi, dzielenia się z nim tym, co mamy, musimy się uczyć. Tę naukę – jak każdą – zaczyna się od małych kroków.
Na większe przyjdzie czas. Na bezinteresowność i działanie w ukryciu również. Najważniejsze jest, by w ogóle wejść na tę drogę. By zacząć coś robić, nie tylko narzekać na nieidealność cudzych intencji.
W końcu chodzi o konkretnych ludzi, którzy na pomoc czekają.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.