Z ks. Grzegorzem Pawłowskim (Jakubem Herszem Grinerem) o nowych książkach, o rodzinie i ocaleniu z zagłady rozmawia ks. Rafał Pastwa.
Ks. Rafał Pastwa: Ukazały się właśnie dwie nowe ksiązki autorstwa księdza infułata. Ma Ksiądz jeszcze siłę pisać?
Ks. Grzegorz Pawłowski: Pisanie książek to dla mnie forma duszpasterstwa pośmiertnego, bo zbliżam się do kresu życia. Pierwsza to spojrzenie na osobę Mesjasza z perspektywy Starego i Nowego Testamentu. Robię to jako ksiądz i Żyd. Pamiętam, jak kilka lat przed Zagładą mama powiedziała do mnie: będziesz żołnierzem Mesjasza. Wtedy tych słów nie rozumiałem, teraz stają się one dla mnie jasne.
Skoro wspomniał Ksiądz o rodzinie, to właśnie jej poświęcona jest druga publikacja.
Wpisuje się ona w tematykę niedawno zakończonego synodu biskupów Rzymie. Pokazuję w niej piękno życia rodzinnego i wyjątkowość życia ludzkiego. Miałem wspaniałą rodzinę, którą straciłem mając niespełna 11 lat.
Jak to się stało?
Urodziłem się w 1931 r. w Zamościu, w religijnej rodzinie żydowskiej. Miałem starsze rodzeństwo: brata Chaima, siostry Szajndlę i Surę. Rodzice Miriam i Mendel zajmowali się handlem węglem i drzewem opałowym. Kiedy rozpoczęła się II wojna światowa, Rosjanie weszli do Zamościa. Mój brat wiedział, kim są Niemcy. Wyjechał z Rosjanami na Wschód. Po pewnym czasie ślad się urwał. Mieszkaliśmy w domu przy ul. Mikołaja Reja 26, lecz na początku wojny nasz dom się spalił. Przenieśliśmy się na ul. Gminną do naszych znajomych. Mieliśmy jeden pokój w głębi mieszkania. Kiedyś wpadli niemieccy żołnierze. To był 1942 rok. Schowałem się ze strachu pod łóżko. Było słychać strzały i krzyk wypędzanych. Do naszego pokoju jednak nikt nie wszedł. Kiedy wszystko się uspokoiło, zobaczyłem na korytarzu we krwi gospodarza domu, a na zewnątrz jego martwego syna.
Co było potem?
Utworzono getto w Zamościu. Tam trafiliśmy całą rodziną. Ojciec pracował u Niemców. Pewnego razu przed wyjściem do pracy płakał i żegnał się z nami, bo mówił, że nie wie, czy wróci. I nie wrócił. Gdy następowała likwidacja getta, przepędzono nas do Izbicy. Umieszczono nas w domach pożydowskich. Pewnego razu była akcja, schowaliśmy się w piwnicy. Znaleźli nas. Nie wiem dokładnie, czy to byli Niemcy, volksdeutsche czy Ukraińcy. Nie mówiąc nic matce i siostrom instynktownie uciekłem. Na zewnątrz stali Polacy i gapili się. Ktoś krzyknął: to chłopiec żydowski! Ale pozostali go uciszyli. Już w taki sposób ratowano dziecko żydowskie. Wieczorem dotarłem na krańce miejscowości. Podszedł do mnie Polak, wyglądało, jakby mnie znał, ale o nic nie pytał. Wskazał dom, w którym mnie nakarmią i przenocują. Był to koniec października 1942 r.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.