Rok temu na wodach wokół Lampedusy zginęło 368 uciekinierów. To była największa tragedia na cieśninie sycylijskiej od czasów II wojny światowej. Tragedia, która trwa.
Do tragedii doszło w nocy z 3 na 4 października 2013 r., niespełna 60 km od wybrzeża Półwyspu Apenińskiego. Utonęło dokładnie 368 głównie obywateli Libii, wśród nich kobiety i małe dzieci. Ciał 180 z nich nie znaleziono do dziś. Pozostałych pochowano na lampeduskim cmentarzu. By uczcić ich pamięć u wybrzeży wyspy, na łodziach, odbędzie się dziś ekumeniczne nabożeństwo z udziałem federacji kościołów ewangelickich oraz diecezji Agrigento.
Na wyspę od wczesnych godzin porannych przybywają na koszt włoskich linii lotniczych Alitalia ci, którzy ocaleli. Po upływie roku wielu z nich to obywatele Włoch, Szwecji, Danii, Holandii. Dobrze ubrani, zadbani, czyści, z iskrą nadziei w oczach. Wchodząc do samolotu, uśmiechają się, bo, jak mówią, dla wielu „to pierwszy legalny lot”, „już nie musimy uciekać”, czy „jestem wreszcie normalnym człowiekiem, nie czuję się jak uciekające przed wojną i głodem zwierzę”. Kiedy lądują na wyspie, nastroje wyraźnie ulegają zmianie.
- Przeżyliśmy koszmar – mówią. Jedna z kobiet klęka nad brzegiem i zanosi się przejmującym płaczem. Niektórzy wypatrują w dal, na spokojna taflę morza, jakby czekali na tych, którzy już nigdy nie wrócą…
- Tam utonęli moi bracia i siostry – z trudem powstrzymuje emocje jeden z mężczyzn – Śni mi się to po nocach.
Kilkanaście osób przywiozło ze sobą spreje. Na gigantycznych kamieniach przy plaży piszą w języku angielskim: „Tęsknię za tobą”, „Gdzie jesteś, kocham Cię”.
Nobel dla Lampedusy
Włoska telewizja lansuje dziś akcję „Pokojowy Nobel dla Lampedusy”. Inicjatywa, którą przed dwoma laty promował już były premier Berlusconi. Tym razem chodzi bardziej o poruszenie ludzi, społeczną akcję medialną na Twitterze, Facebooku i specjalnej utworzonej przez Rai stronie dla Lampedusy. Faktycznie wyspa zdała i nadal zdaje egzamin – przy takiej liczbie uciekinierów na wyspie nie doszło ani do zamieszek, ani starć, żadnej agresji.
Jak podsumował to już w ubiegłym roku przewodniczący Episkopatu Włoch, kard. Angelo Bagnasco - „Lampeduzini są wyjątkowym przykładem chrześcijańskiej cierpliwości i wrażliwości na uciekinierów. To silne przesłanie o prawdziwej miłości do człowieka”. Faktycznie mieszkańcy wyspy pochylają się nad imigrantami - na ile to możliwe - sami piorą ich ubrania, żywią, myją. Ale wielu nie wytrzymuje już sytuacji. Jeden ze starych tutejszych rybaków żali się przed kamerami telewizji: „Mamy tu cmentarz rozwalonych na morzu barek. Ile razy któraś dobija do naszego portu słychać z niej płacz dzieci, głodnych, zmarzniętych, jęki, wołania. Niektóre łodzie przywożą trupy. Tego nie da się znieść”.
Włoski rząd zrobił, co mógł – na Lampedusie powstał specjalny ośrodek, powołano jednostki do strzeżenia granic, patroli i pomocy uciekinierom. Nadal z problemem Włosi są sami (czytaj: bez pomocy Unii Europejskiej). A do wybrzeży Półwyspu Apenińskiego wciąż dobijają nowe łodzie. Przed kilkoma dniami kolejna tragedia zabrała życie niemal 180 imigrantom. Wszyscy uciekinierzy subsaharyjscy.
Od 2012 r do Europy tym morskim dzikim tranzytem przedostało się setki tysięcy osób.
A problem narasta. Według szacunków agencji Acnur, liczba uciekinierów z terenów wojennych Afryki rośnie błyskawicznie. Tylko w pierwszym trymestrze 2014 r. przez Morze Śródziemne przeprawiło się 130 tysięcy osób, a ponad dwa tysiące straciło życie w drodze. Jest to, jak twierdzi agencja, dokładnie podwójna liczba w stosunku do roku 2013.
Dziś ocaleli z tragedii z 3 na 4 października mają spotkać się z Martnem Schultzem, przewodniczącym Parlamentu europejskiego. UE planuje bowiem konferencję pod enigmatycznym sloganem: „Ocalić ludzi i granice”. Kłopot w tym, że od konferencji i odczytów, statystyk rozwiązań problemu nie przybędzie.
Jak podaje dziennik „Avvenire”, wczoraj włoska żegluga uratowała życie 300 osobom w ramach operacji Mare Nostrum. 16 z nich zatrzymano. Dotychczasowa minister spraw zagranicznych Włoch, przyszła szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini podkreśliła przy tej okazji: „Mare nostrum uratowała życie setkom, albo i tysiącom już osób. Ale to nie koniec i nie wystarczy już tylko to. Dojdzie do poważnych komplikacji, jeśli nie stawimy czoła problemowi na niwie politycznej, u jego korzeni. Ale do tego potrzeba odwagi na podium Europy!”
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.