30 cm do Kibeho

11 miesięcy w drodze, 14 przemierzonych krajów, 3 kontynenty. I pełne zaufanie Panu Jezusowi. O swojej pieszej pielgrzymce z Gietrzwałdu do Kibeho w Rwandzie były biznesmen Piotr Chomicki.

Reklama

Krzysztof Błażyca: Pieszo do Rwandy... Trochę to ekstrawaganckie i szalone. Po co?

Piotr Chomicki: Do dzisiaj pytam o to siebie i Matkę Bożą. Wierzę i czuję, że to było zaproszenie Maryi, bym pielgrzymował do Kibeho. Zaczęło się w 2010, w roku mojego nawrócenia. Przez 15 lat byłem daleko od Pana Boga. Prowadziłem dobry biznes, zarabiałem naprawdę duże pieniądze i byłem spełnionym człowiekiem. Ale była w tym jakaś pustka. Starałem się ją zapełnić różnymi rzeczami, np. podróżami po świecie. Przełom nastąpił wraz z pojawieniem się trudności finansowych. Pomyślałem sobie: pojadę na Jasną Górę poprosić Matkę Bożą o pomoc. I w ciągu miesiąca otrzymałem dokładnie to, o co prosiłem Maryję. Dla mnie to było niewiarygodne. To był początek drogi nawrócenia.

Zważywszy na to, że nie byłeś zbyt pobożny, jak sam mówisz, podszedłeś do sprawy raczej „biznesowo”...

Według myślenia: jak trwoga to do Boga. Ale po tym wydarzeniu wróciłem w jakimiś stopniu do Kościoła. A potem zetknąłem się z orędziami z Medjugorie i rozpoczął się cały zbieg „przypadkowych” Bożych zdarzeń. Pojechałem do sanktuarium maryjnego w Gietrzwałdzie i tam „przypadkiem” kupiłem książkę o objawieniach w Kibeho. Przeczytałem jednym tchem i poczułem w sercu silne zaproszenie do Kibeho. Od kilku miesięcy byłem pod silnym wpływem orędzi maryjnych. Najpierw pomyślałem, że po prostu polecę samolotem. Potem pojawiła się myśl pielgrzymowania na piechotę. Aby Panu Bogu wynagrodzić za tę całą moją grzeszność, rozłąkę. Korzyści materialne i kariera biznesowa tylko oddaliły mnie od Niego. Czułem silne pragnienie powrotu. Trudno je wytłumaczyć. Ono po prostu było.

Monika Ryba Rybczyńska 10 milionów kroków do Kibeho
Reportaż filmowy z pieszej pielgrzymki do Kibeho.

Znajomi nie zaczęli na Ciebie patrzeć z niepokojem? Ty, ustawiony biznesmen, zaczynasz im uciekać w dewocję!

Nikomu nie mówiłem o moich planach. Tylko przyjacielowi wspomniałem, że będę robił „coś innego”. Wszystko trzymałem i rozważałem w sercu, bo nie wiedziałem do końca, czy wyruszę. Zaplanowałem, że za dwa lata wybiorę się na pielgrzymkę,  że zakończę swoją karierę biznesową i tym sposobem oddam się woli Bożej. Przez ten czas wzrastałem duchowo, a sprawy zawodowe toczyły się raz lepiej, raz gorzej. Wierzę, że ta pielgrzymka była mi dana. Jak Panu Bogu otwierasz serce, to On daje znaki. I trzeba rozeznawać.

Co dla Ciebie było znakiem do ruszenia na pielgrzymkę do Kibeho?

Tych znaków było kilka. Na przykład pewnego dnia poszedłem na Mszę świętą do katedry warszawsko-praskiej, choć zazwyczaj chodziłem do innego kościoła. A tam mnie zaczepia czarnoskóry mężczyzna. Rozmawiamy, on mówi, że jest z Rwandy, pokazuje dowód osobisty. Widzę, że ma na imię Alphonsine. To też imię jednej z trzech widzących z Kibeho, która obecnie jest zakonnicą we Francji. Byłem w szoku. Akurat był 15 września, święto Matki Bożej Bolesnej, a taki też drugi tytuł ma Matka Boża w Kibeho. Już nie miałem pytań, czy pielgrzymka do sanktuarium w Kibeho jest wolą Bożą.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7