Olaboga, gender widzę!!!

Jakby nie patrzeć, jedna ręka ojca silna, męska, spracowana, druga smukła, delikatna, kobieca. A to Rembrandt, proszę państwa.

Reklama

Lata 60. XVII wieku. Rembrandt maluje „Powrót syna marnotrawnego”. Patrzę na ten obraz, patrzę i co widzę? Wypisz, a raczej wymaluj – gender!!!

Jakby nie patrzeć, jedna ręka ojca silna, męska, spracowana, druga smukła, delikatna, kobieca. Trochę człowiek baranieje, bo przecież ojciec na tym obrazie, jak również w przypowieści, jest figurą Ojca w niebie. No i co z tym fantem zrobić? Obrazić się na klasyka, że uprawia wrogą propagandę?

Dzisiaj w mediach czytam, że Kościół koniecznie potrzebuje wroga, więc obrał sobie gender. Wokół sprzeciwu wobec tej teorii chce zbudować swój autorytet, zjednoczyć siły, a tak naprawdę dokładnie nie rozumie, na czym polegają gender studies.

To o czym dość dziwacznie opowiadają ideolodzy gender, nie jest w Kościele specjalną nowinką. Jeśli sięgniemy do sedna, idzie między innymi o to, by kobiety i mężczyźni byli traktowani równorzędnie, by ani jednych, ani drugich nie dyskryminowano ze względu na takie czy inne cechy. Co więcej, cechy tzw. męskie i kobiece, mogą się w pewien sposób mieszać w jednym człowieku i nikt nie może mieć do nikogo o to pretensji. Obraz Rembrandta jest tego świetną ilustracją.

Osobiście nie przeszkadza mi, że naukowcy na uniwersytetach badają różne wyglądające na mniej lub bardziej egzotyczne zagadnienia. Pamiętam, jaki mieliśmy ubaw, kiedy gdzieś chyba na czwartym roku studiów wpadliśmy z grupą (przyznam, że dość przypadkowo) na zajęcia z feministycznej teorii literatury. To dopiero był kosmos. Dowiedziałem się wtedy np, że dla kobiet – autorek pióro czyli podstawowe narzędzie pisarza może być substytutem fallusa. Poznałem również teorię, w myśl której proces twórczy jest podobny do cyklu owulacyjnego kobiety, z dojrzewaniem pomysłu (jak komórka jajowa), a potem uwalnianiem go w procesie miesiączkowania, z krwią własną. Trzeba przyznać, że odlot. Słuchaliśmy wtedy tego, otwierali szeroko oczy, zdumiewali się. Ale wydawało się to raczej pewnym rozumowym wygibasem. Było generalnie, przyznam, dość śmiesznie. O temacie zapomniałem.

Aż do tej pory. Bo dopóki o takich rzeczach mówi się w kręgach akademickich i prezentuje się je jako teorie, z którymi można dyskutować, z którymi można się łaskawie zgodzić lub nie, to nie ma większej afery. Problem się zaczyna, kiedy podobne historie zaczynają być głoszone – niekoniecznie przez naukowców z krwi i kości – jako dogmaty. Często przejmują pałeczkę tutaj fascynaci, którzy coś tam usłyszeli, zachwycili się i teraz z misyjną gorliwością chcą zaszczepić swoje odkrycie całemu światu.

O takiej sytuacji będzie można przeczytać m.in. w najnowszym numerze Gościa Katowickiego. Sprawa dotyczy przedszkola w Rybniku-Chwałowicach. Rodziców bardzo zaniepokoiło,  kiedy ich dzieci zaczęły pytać, czy (w uproszczeniu mówiąc) mogą na zmianę zakładać chłopięce i dziewczęce ciuszki. Po prawdzie sprowadzanie kwestii równouprawnienia tylko i wyłącznie do tego, jak się kto ubierze, czy będzie paradować w portkach w kratkę czy w kiecce w groszki, to jest taki trochę „gender dla ubogich”. Widowiskowy, owszem. Ale czy chcemy w przyszłości oglądać świat, w którym powiedzmy dwumetrowy facet, 120 kilo żywej wagi, idzie ulicą w spódniczce mini, na szpilkach i prezentuje swój kosmaty dekolt?

Najgorsze, że taka łopatologia nie jest dokładnie zbadana. Eksperymentuje się tutaj „na żywym organizmie” i w dodatku twierdzi się przy tym, że odkryło się skuteczne lekarstwo. A to jest trochę tak, jak wprowadzanie na rynek leku bez zbadania skutków ubocznych. Ktoś ma jakieś rzetelne informacje, jaką szkodę można wyrządzić dzieciom, którym zaburzy się rozumienie własnej płci? Nie wydaje mi się. Nie ma tu żadnej ostrożności, nie ma pytania, czy to na pewno jest dobra droga. Przeciwko takiemu brakowi refleksji zdecydowanie protestuje Kościół.

Dzisiaj gender w takiej uproszczonej formie pchane jest do szkół i przedszkoli. To nie fair, bo dzieci samodzielnie nie są w stanie rozgryźć, co tu można ewentualnie zaakceptować, a co jest kompletnie niedopuszczalne.

Proszę wybaczyć, ale to trochę tak, jakby mi ktoś nagle zaproponował, żebym sobie wybrał, jakim organizmem żywym chcę być. Powiedziałbym, że orłem i wystartował do lotu ze skalnej półki. Efekt raczej opłakany, bo warunków fizycznych nijak nie posiadam. I co by zrobił taki ideolog, gdyby zobaczył rozsmarowany na skałach mózg? Może by się zasmucił, że się tak brzydko poobijałem, ale życia by mi nie przywrócił. No i tego się najbardziej boję, że szkody genderowego pędu będą w przyszłości nieodwracalne. Dlatego nie dziwię się protestom nie tylko biskupów, ale także rodziców dzieci. Moim zdaniem rozsądek Kościoła w kwestii równouprawnienia płci, ale też wyjątkowości kobiet i mężczyzn jest w chrześcijaństwie od dawna rzeczą znaną. Obraz Rembrandta jest tylko dowodem, że o takim dyskursie mamy pojęcie i nawet całkiem nieźle się w temacie orientujemy. Holenderski mistrz bezbłędnie to wyczuł.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| GENDER, REMBRANDT

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama