Jej bezcennym skarbem były dwa różańce. Jeden prosty, drewniany, ponadstuletni - był pamiątką po mamie. Drugi podarował jej z wdzięczności papież Paweł VI.
Wśród szkolnych pamiątek pani Antoniny jest też gruby szary zeszyt, szczelnie wypełniony wklejonymi dowodami nadania paczek, które przez lata wysyłała na misje. Trafiały najczęściej do Indii, do sióstr Matki Teresy z Kalkuty. Pomagały w tym dzieci, które uczyła, a także ich rodzice.
- Pomysł takiego wspierania misji podsunęła mi siostra ks. proboszcza Kurowskiego z Oświęcimia. Bardzo mi się spodobał. Przez lata widziałam wielkie zaangażowanie osób, które pomagały tak samo jak ja. Dopiero w latach 80., w czasie stanu wojennego, musieliśmy zaprzestać tej pracy - mówiła. Tak spełniło się i misyjne powołanie.
Na ścianach jej mieszkania w Brzeszczach wiszą pamiątkowe fotografie z uczniami, zdjęcia z pielgrzymek, spotkań z Janem Pawłem II, którego poznała tuż po wojnie w Krakowie, gdy jeszcze był katechetą.
Różaniec od papieża
Była jedną z polskich delegatek na uroczystościach beatyfikacji o. Maksymiliana Kolbego w Rzymie w 1971 r. Znała go dobrze z opowieści jednego z jego współbraci z Niepokalanowa i na długo przed beatyfikacją opowiadała uczniom o jego ofierze na lekcjach katechezy.
Papież Paweł VI chciał oddać cześć św. Maksymilianowi i wszystkim ofiarom KL Auschwitz, ale w tamtym czasie nie był możliwy jego przyjazd do komunistycznej Polski. Wiedząc o tym, zawiozła do Rzymu szczątki oświęcimskich męczenników - ukradkiem odszukane na terenie byłego obozu kości zmieszane z popiołem z krematorium. - Oficjalnie nie było wolno. Wiedziałam, że była taka papieska prośba, więc zaryzykowałam, wzięłam dużą łyżkę i zabrałam trochę tej ziemi z prochami ludzi. Później w urnie znalazła się na ołtarzu - wspominała.
Po zakończeniu uroczystości beatyfikacyjnych niespodziewanie udało jej się znaleźć blisko wychodzącego z auli Ojca Świętego. Wbrew wszelkim regułom podeszła i uklęknęła przed nim. Wzruszony i zaskoczony papież zapytał kard. Wojtyłę, kim jest, a potem wyjął swój różaniec i dał go pani Antoninie.
- Doznałam tylu wspaniałych przeżyć. A największe z nich to te, kiedy najbardziej odczuwałam bliskość Pana Boga - mówiła pani Antonina, gdy jeszcze w mieszkaniu w Brzeszczach opowiadała mi o swoim niezwykłym życiu, które postanowiła całkowicie oddać Chrystusowi.
Wspierał ją w tym duchowym oddaniu jej kuzyn, nieżyjący już bp Albin Małysiak z Krakowa. - To prawdziwe cuda, których doświadczyłam: ja, biedna dziewczyna z góralskiej rodziny, mogłam być w tylu świętych miejscach, dzięki pomocy dobrych ludzi. Ale najważniejsze było to, że tylu ludziom mogłam mówić o Panu Bogu - podkreślała zawsze.
W ostatnim roku mieszkała w zakładzie opiekuńczo-leczniczym pod opieką oświęcimskich sióstr serafitek.
Jej pogrzeb odbędzie się w sobotę 24 sierpnia o 11.00 w kościele Wniebowzięcia NMP w Oświęcimiu.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.