Po raz piąty wyruszyli na plaże naszej diecezji. O żebraczym chlebie i bez pieniędzy. Zaufali Panu, a On ich prowadził.
Ewangelizacja nadmorska powoli staje się akcją, koło której nie sposób przejść obojętnie. Bo trudno usiedzieć w miejscu, kiedy Bóg przez tylu młodych ludzi zaprasza do swojego Kościoła.
Ustronie Morskie Miejscowość nadmorska pogrążona w wakacyjnym zgiełku. Spotkać tu można całe rodziny i kolonistów. Ludzi z różnych zakątków Polski. Przyjechali nad morze odpocząć. Na plaży trudno znaleźć choć jedno wolne miejsce, żeby się rozłożyć. Wszędzie leżaki i parawany, zza których słychać rozmowy i śmiech. Nagle w tym sielankowym klimacie ktoś zaczyna mówić o Bogu. Pyta o życie wieczne, wręcza obrazek i zaprasza na wieczorną Mszę św. Ktoś inny śpiewa piosenkę mówiącą o Bożej miłości. Turyści z zaciekawieniem podnoszą głowy. Ożywiają się, zaczynają machać. Niektórzy wdają się w dyskusję. O wierze. Są zdziwieni, że Kościół przyszedł do nich... na plażę.
Dominik, 34-letni przedsiębiorca z Krakowa, o letniej akcji ewangelizacyjnej dowiedział się na 2 tygodnie przed jej rozpoczęciem. Jak sam przyznaje, jest „świeżakiem” w sprawach wiary, ale czuł ogromną potrzebę serca, żeby przyjechać.
– Mój powrót do Kościoła miał miejsce w lutym tego roku. Poszedłem na Mszę św., gdzie młodzież śpiewała i modliła się w taki sposób, który bez reszty mnie pochłonął. Wtedy coś w środku drgnęło, bo zobaczyłem nowe, odmłodzone oblicze Kościoła. To mnie zbliżyło do Boga – mówi. Zostawił swoją firmę, żeby na ten krótki czas w całości oddać się Jezusowi. – To było ogromne wyzwanie, bo jestem przyzwyczajony do posiadania pieniędzy, którymi mogę zapłacić za to, czego potrzebuję. A tu idę bez portfela i pewności, że jutro zjem. Najbardziej zaskakujące jest to, że się tym nie martwię. Zyskałem wewnętrzny spokój, bo wiem, że dostanę to, co Bóg uzna, że jest mi niezbędne – dodaje Dominik.
Dni, które spędził na plażach naszej diecezji, uważa za najlepsze rekolekcje, w jakich mógł uczestniczyć. – Wątpię, abym w Krakowie zdecydował się przez taki czas, dzień w dzień, uczestniczyć w jakiś spotkaniach – wyjaśnia. Jak na nowicjusza, świetnie sobie radzi z ewangelizacyjną robotą. – Myślałem, że na plaży spotkam samych wrogo nastawionych do Boga ludzi, którzy będą nam wypominać, że zakłócamy ich wypoczynek. A tu takie pozytywne zaskoczenie. Oni chcą nas słuchać – mówi. Zdecydował się nawet, że będzie podchodził do tych wczasowiczów, którzy wyglądają na zupełnie zobojętniałych w stosunku do Jezusa. Bo pozory potrafią mylić. – I mylą. Wielu z zainteresowaniem przyjmowało ulotki, dopytując się o naszą akcję i mówiąc, że to fajnie, że Kościół się ożywia – przyznaje przedsiębiorca. Przekonał się również, że ewangelizować może każdy. – Wydawało mi się, że jest to zastrzeżone dla wybranych, ale teraz wiem, że tutaj odnajdzie się każdy, posiadający Boga w sercu – mówi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.