Jaką droga powinien podążać Kościół? Niby wiadomo. Czasem jednak trzeba o tym przypominać. I to dosadnie.
„Podczas Światowego Dnia Młodzieży papież Franciszek da jasny sygnał, jak powinien dalej podążać Kościół – prościej i ubogo” – stwierdził tuż przed rozpoczęciem wizyty papieża w Brazylii kardynał Claudio Hummes, emerytowany arcybiskup São Paulo, a swego czasu także prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa. Czy jego intuicja jest słuszna?
Patrząc na zachowanie papieża Franciszka w pierwszy dzień jego pielgrzymki do Brazylii trudno pewnych rzeczy nie zauważyć. Ot, taka teczka, z którą papież wchodził do samolotu. Niepotrzebna ostentacja? Ostentacja na pewno. Tyle że zdaniem papieża widać potrzebna. Coś w stylu świętego Franciszka, na rynku w Asyżu zdejmującego ubranie i zostawiającego je ojcu, by już nie mówić „ojcze mój, Piotrze Bernardone”, ale „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”.
A potem ta podróż przez miasto. Ludzie podchodzący do jego samochodu i wrażenie kompletnego chaosu, wręcz zagrożenia dla zdrowia i życia papieża. W przyszłości do takich sytuacji ochrona już nie dopuści? Może. Jan Paweł Wielki też się w końcu poddał. Ale czy to też nie jakiś sygnał? Że choć jest ojcem świętym pamięta, że jeden jest nasz Ojciec, a my jesteśmy braćmi?
Na koniec przemówienie Franciszka podczas oficjalnego powitania z władzami Brazylii. „Nie mam złota ani srebra, ale przynoszę to, co dostałem najcenniejszego: Jezusa Chrystusa! Przybywam w Jego Imię, aby ożywić płomień braterskiej miłości, który pali się w każdym sercu i pragnę, aby do was wszystkich i do każdego oddzielnie dotarło moje pozdrowienie: «Pokój Chrystusa niech będzie z wami!»”. Przynieść Chrystusa to o wiele więcej niż zbudować mocne instytucje.
W tym miejscu można by komentarz skończyć, ale… Kardynał Hummes powiedział coś jeszcze. Zwrócił mianowicie uwagę na sposób, w jaki powinna być głoszona Ewangelia. Jego zdaniem nie wystarcza już tylko mówienie do młodych i sprawowanie liturgii, ale umożliwienie im współudziału. Pozwolę sobie zacytować.
„Chodzi o to na przykład, że katecheta krótko przedstawia temat i potem pozwala stawiać młodym pytania na podjęty temat lub na inne kwestie. To młodzi sami muszą nam powiedzieć i pokazać, czego chcą się dowiedzieć i jakie wielkie pytania leżą im na sercu i w głowach, pytania które stale ich nurtują, a których nie mieli jeszcze okazji postawić. Ta wolność, danie młodym okazji dojścia do głosu, uczyni katechezę bardzo pozytywnym doświadczeniem”.
Z jednym się w tym stwierdzeniu nie zgadzam. Że to dzisiejsi młodzi potrzebują takiego podejścia. Nieprawda. Takiego podejścia zarówno młodzi i jak i nieco wcześniej urodzeni potrzebują już od dawna. Wiedział o tym np. ks. Franciszek Blachnicki, wprowadzając w ruchu oazowym tzw. rozmowy ewangeliczne. Co istotne, animowane przez rówieśników tych, którzy uczestniczyli w spotkaniu. O podobnym podejściu można przeczytać dziś w relacjach z Franciszkańskich Spotkań Młodych w Kalwarii Pacławskiej: animatorzy grup przeszli parodniowe przeszkolenie. Tylko tyle? Bez studiów teologicznych i misji kanonicznej? Ano bez. Tak trzeba. Nawet ryzykując że ktoś będzie się poruszał na granicy herezji. Zadaniem mądrego duszpasterza jest skorygować ewentualne błędy. Ale nie powinien zapominać, że to, co ktoś sam w rozmowie odkrył, będzie w nim tkwiło znacznie mocniej niż najmądrzejsze nauki, które jednym uchem wpadają, a drugim wylatują.
Czy papież Franciszek podczas ŚDM da radę zrobić coś takiego? Nie sądzę. Nie da się rozmawiać z wieloma ludźmi na raz. To już raczej zadanie dla katechetów i animatorów. Ale trzeba o tym pamiętać. Tak na serio.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.