Komorowski w Łucku: pojednanie oparte na prawdzie pozwala stawiać na to, co jednoczy.
"Pojednanie oparte na prawdzie pozwoli stawiać to, co jednoczy, o wiele wyżej niż to, co jest źródłem podziałów i nieufności. Warto pamiętać, że z konfliktów polsko-ukraińskich zawsze korzystał ktoś trzeci, ktoś kto zawsze czyhał na naszą niepodległość, na naszą wolność" - powiedział prezydent RP Bronisław Komorowski podczas uroczystej Mszy św. w Łucku z okazji 70. rocznicy Rzezi Wołyńskiej.
Prezydent w przemówieniu wygłoszonym w katedrze pw. Apostołów Piotra i Pawła w Łucku podkreślił, że przeszłość, najbardziej nawet dramatyczna, nie musi dzielić na zawsze. "Uczciwie potraktowana może służyć pojednaniu i współpracy naszych narodów i naszych dwóch niepodległych państw" - zaznaczył.
"Razem oddajemy hołd wszystkim pomordowanym. Razem przepraszamy Boga za zbrodnie i krzywdy prostymi słowami: «Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom». Jesteśmy tu razem w odpowiedzi na wezwanie skierowane do wszystkich Polaków i do wszystkich Ukraińców o chrześcijańskie dzieło pojednania - mówił prezydent RP.
Bronisław Komorowski nawiązał do wspólnej deklaracji podpisanej 28 czerwca br. w Warszawie przez zwierzchników Kościołów: rzymskokatolickiego i greckokatolickiego w Polsce, Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego i Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie. "Ta wspólna deklaracja o pojednaniu polsko-ukraińskim na gruncie Kościołów jest wydarzeniem niezwykle ważnym, a może stać się przełomowym wydarzeniem, o ile jego treść dotrze do szerokich rzesz wiernych na Ukrainie i w Polsce" - stwierdził szef państwa i dodał, że "jeśli zostanie głęboko przeżyta i głęboko przemyślana, jest tego warta".
Przypomniał, że deklaracja otwarcie i prawdziwie mówi o zbrodniach na Wołyniu i jednoznacznie stwierdza, że ofiarami "zbrodni i czystek etnicznych stały się dziesiątki tysięcy niewinnych osób, w tym kobiet, dzieci i starców, przede wszystkim Polaków, ale także Ukraińców oraz tych, którzy ratowali zagrożonych sąsiadów i krewnych".
Niedzielną mszę św. w intencji ofiar zbrodni ukraińskiej odprawił nuncjusz apostolski na Ukrainie Thomas Edward Gullickson, a przewodniczył jej arcybiskup lwowski obrządku łacińskiego Mieczysław Mokrzycki, który wygłosił homilię. Mówił on m.in., że w Polsce i na Ukrainie wiele jest "śladów rzezi, której nie sposób zapomnieć". "Znaczą one wspomnienia wielu, którzy jako dzieci byli świadkami nienawiści prowadzącej do zbrodni. Nie można takich plam przykryć milczeniem lub zamalować kłamstwem. Są ciągle zbyt bolesne, ciągle świeże, obecne w wielu domach ofiar polskich, ukraińskich, żydowskich i ormiańskich. Bo czyż można zapomnieć ludobójstwo?" - pytał metropolita lwowski.
Abp Mokrzycki podkreślił, że pierwszym i zarazem fundamentalnym warunkiem pojednania jest rachunek sumienia, "czyli właściwe nazwanie swej przeszłości, stanięcie w prawdzie, spojrzenie na to, co uczyniliśmy z miarą własnego sumienia – głosu Boga w nas". Nawiązał do przypowieść o synu marnotrawnym, który upadł na samo dno, ale podniósł się, dzięki temu, że chciał zobaczyć siebie w prawdzie i tę prawdę o sobie uznał – czyniąc ją początkiem odrodzenia.
Kaznodzieja przypomniał, że wojna ma to do siebie, że wyzwala w ludziach najprymitywniejsze instynkty. "I łatwo wtedy nagrobki wrogów zamienia się w płyty chodnikowe, domy mieszkalne i kościoły w stajnie, a zabytkowe przedmioty codziennego użytku traktuje jako złom" - powiedział arcybiskup i podkreślił, że ideologia i systemy polityczne nie ułatwiają rachunku sumienia, politycy czynią z przeszłości przedmiot propagandy, zakłamania, sporów, manipulacji.
"A historia – w statystyce ofiar – zaokrągla szkielety do zera: tysiąc i jeden to wciąż jeszcze tysiąc… Zapomina się o sumieniu tych wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do zbrodni. Ale jak żyć, gdy ktoś odebrał życie swym sąsiadom, dzieciom, kobietom, palił domostwa, czy okradał z dobytku? Chciałoby się udawać, że nic się nie stało, wierząc, że zamilkły groby, a zgliszcza porosły zielskiem i chwastami, a świadkowie odchodzą. Nie można jednak żyć z krzykiem sumienia, które każde zło wypomina i oskarża" - mówił abp Mokrzycki.
Mówiąc o kolejnym warunku pojednania jakim jest "żal za grzechy" kaznodzieja przypomniał, że tylko człowieka sumienia stać jest na autokrytykę etyczną, która objawia się żalem i wstydem przed samym sobą z powodu popełnionego zła. "Buta i pewność siebie w obszarze samooceny cechuje kogoś, kto zatracił już zdolność rozróżniania dobra i zła, stłamsił sumienie, zagłuszył jego głos. Ale sumienie dokonuje oceny nawet wówczas, gdy nikt nie widział, jak ktoś grzeszył, gdy inni już zapomnieli, świadkowie pomarli" - mówił abp Mokrzycki.
Przestrzegał przed światem „bez Boga”, który prowadzi do "moralnie nieuprawnionego usprawiedliwiania zbrodni". "Obojętnie zgadzamy się na różne wojny i „czystki” – zawsze związane z koniecznością strat wśród ludności cywilnej. Kolejne śmierci kobiet i dzieci tłumaczymy wprowadzaniem ładu w świecie. Gdy toczy się walka, nikt nie zwraca uwagi na jej ofiary. A później częściej broni się dobrego samopoczucia katów niż prawdy i pamięci o zabitych, wypędzonych, skrzywdzonych" - powiedział kaznodzieja i dodał: "Opamiętanie i żal oprawców przychodzą zdecydowanie za późno dla ofiar, często po latach kłamstw, niekiedy nad zdewastowanymi już grobami".
Nawiązując do kolejnego warunku pojednania, mocnego postanowienia poprawy arcybiskup wskazał na znaczenie przykazania miłości Boga i bliźniego. Przywołał zasadę sformułowaną przez papieża Piusa X, która mówi, że wolno własny naród kochać mocniej i więcej niż inne narody, ale nie wolno żadnego nienawidzić!' Zwrócił uwagę, że tragedią współczesnego chrześcijaństwa jest rozdźwięk między przykazaniem miłowania Boga, a przykazaniem miłowania bliźnich. "Gdy kochamy Boga, nie miłując bliźniego, lub kochamy bliźniego, nie miłując Boga, zdradzamy naukę Chrystusa: słowo miłości, o pojednaniu, o sprawiedliwości, o dobru nie przekuwamy w czyn" - powiedział kaznodzieja.
Odnosząc się do warunku szczerej spowiedzi abp Mokrzycki zwrócił uwagę, że człowiek bardzo szybko przywyka do zła. "Z czasem z trudem zauważa nawet grzechy ciężkie. Nie przerażają go, bo świat je akceptuje, stają się trwałym elementem życia, tak bardzo, że nawet przestaje się je nazywać złem" - powiedział i podkreślił, "jak jest trudno żyć w Prawdzie, zarówno jednostkom, jak i całym społeczeństwom".
Arcybiskup przypomniał, że Kościół wielokrotnie przestrzegał przed tzw. „grzechem strukturalnym” bądź przed „strukturami grzechu” – to znaczy takim złem, którym wszyscy w danym środowisku są w jakiś sposób naznaczeni i dlatego bez wyrzutów go akceptują. "Ale każdy grzech ma swoje konsekwencje – indywidualne, ale też społeczne. A przy tym gromadzenie indywidualnych grzechów w różnych instytucjach przez długi czas powoduje niemożność rozeznania, kto za nie jest odpowiedzialny" - zaznaczył kaznodzieja i wezwał: "Trzeba szukać sprawiedliwości, prawdy i pokoju. Trzeba umieć wyznać swe winy, by mieć udział w radości powrotu do Ojca".
Mówiąc o kolejnym warunku pojednania jakim jest "zadośćuczynienie" arcybiskup podkreślił, że każde zło wymaga zadośćuczynienia, naprawienia tego, co możliwe, wynagrodzenia zła. "A czyż zatem formą zadośćuczynienia nie powinno być upamiętnienie ofiar rzezi z 1943 roku? Bo nadal oczekują na właściwe groby, na upamiętnienie, postawienie krzyży w miejscach kaźni, odnalezienie śladów ich życia, ocalenie nazwisk i imion. Mają oni prawo do naszej pełnej pamięci o nich, tak jak mają prawo do naszej modlitwy" - powiedział. kaznodzieja.
Na zakończenie abp Mokrzycki wskazał na potrzebę przemiany – matanoi, która jest stałym elementem życia Kościoła. Przestrzegł przed utopiami i ideologiami politycznymi, obietnicami wolności, także powstania własnego państwa za wszelką cenę, nawet kosztem innych. "Ale jedynie Bóg zna winę politycznych demagogów, którzy wzywali do zbrodni w imię szczęścia, rzekomej wolności i patriotyzmu. Jednak za ich hasłami poszły ku zbrodniom – karmione instynktami, nieprawością, zemstą – rzesze tych, którzy zapomnieli o powołaniu do bycia dzieckiem Bożym, bratem i siostrą dla bliźnich. Posłuchali demona pychy, który prowokuje „walkę o byt”, wojny, zbrodnie, czystki, ludobójstwa" - powiedział arcybiskup i wezwał: "Dzisiaj przepraszamy Boga za ich zło! Modlimy się o zbawienie niewinnych ofiar, łaskę skruchy i nawrócenia dla zaślepionych, dar prawdy dla wątpiących i zwiedzionych. I wołamy o pojednanie, by nigdy więcej człowiek nie stał się dla człowieka zbrodniarzem. By zwyciężył Chrystus, który po to za nas umarł i zmartwychwstał, byśmy `mieli życie i mieli je w obfitości` we wspólnocie braci i sióstr".
Po uroczystościach w Łucku prezydent Komorowski udał się do Kisielina, gdzie upamiętni ofiary zbrodni wołyńskiej. W tej miejscowości w niedzielę 11 lipca 1943 r. zostało zabitych 90 Polaków uczestniczących we Mszy św. w miejscowym kościele.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.