Z Kościołem skupionym na samym sobie dzieje się to samo, co ze skupionym na samym sobie człowiekiem: dotyka go swoista paranoja, autyzm. Publikujemy fragment wywiadu-rzeki z kard. Jorge Bergoglio, obecnym papieżem Franciszkiem. Książkę "Jezuita" wydał Dom Wydawniczy Rafael.
Nadszedł dzień, w którym mieliśmy konkretnie rozmawiać o sprawach religijnych, o różnych aspektach katolickiej doktryny i o tym, w jaki sposób Kościół realizuje swoje zadania we współczesnym świecie. Od czego jednak zacząć? Temat to niezwykle obszerny. Oczywiście nie mieliśmy ambicji przeprowadzać wyczerpującej analizy, nic w tym stylu. Chcieliśmy się tylko dowiedzieć, jakie zdanie ma kardynał w kwestiach kluczowych dla wiary, a drażliwych z perspektywy społeczeństwa.
Jeden z głównych wątków poruszanych w rozmowach przy rodzinnym stole czy ze znajomymi przy kawie dotyczy oddalania się wiernych od religii, a szczególnie od Kościoła katolickiego. Ludzi często przyciągają rozmaite propozycje ze strony wspólnot protestanckich. Dobrze znamy też zjawisko „prywatyzacji wiary” – religię przeżywa się bez pośrednictwa Kościoła. W języku potocznym można to wyrazić stwierdzeniem: „Wierzę w Boga, ale nie w księży”. Człowiek przyjmuje niektóre zasady, a inne odrzuca, i niewiele wagi przywiązuje do sprawowania kultu czy do roli świeckich w Kościele.
Książkę można wygrać w naszym konkursie
Oczywiście wszelkie uogólnienia niosą ze sobą ryzyko błędu. Rzeczywistość Kościoła katolickiego jest zupełnie inna w Europie, gdzie Kościół przeżywa poważne problemy, niż w niektórych rejonach Afryki czy Azji – tam doświadcza wyraźnego rozkwitu. Także w Stanach Zjednoczonych mamy do czynienia z bardzo zróżnicowaną sytuacją katolicyzmu. Być może jednak Ameryka Łacińska stanowi świetną syntezę – choć niepozbawioną wewnętrznych różnic i odcieni – rozlicznych wyzwań wyrosłych na katolickim podłożu, które co prawda uległo erozji, ale którego istnienia nikt nie podaje w wątpliwość. To prawda, że niedostateczna ilość wiarygodnych danych dotyczących liczebności wiernych utrudnia przeprowadzenie analizy. Chyba jednak nie będzie zbyt śmiałe stwierdzenie oparte na wyliczeniach ekspertów powołanych przez Radę Biskupów Ameryki Łacińskiej (CELAM) podczas konferencji w Aparecidzie, że w ostatnich dekadach Kościół stracił w tym regionie 20 procent wiernych i że „odpływ” do innych wyznań lub bez wyboru innej religii będzie jeszcze wzrastał.
Podobnie jak w całej Ameryce Łacińskiej, w Argentynie również obniżyła się liczba katolików, choć w mniejszym stopniu niż wynosi średnia w tym regionie. Zgodnie z wynikami ankiety przeprowadzonej na początku 2008 roku przez Narodową Radę do Spraw Badań Naukowych i Technologicznych (CONICET) oraz cztery uniwersytety publiczne 76,5 procenta ankietowanych deklaruje się jako katolicy, podczas gdy powszechny spis ludności z 1960 roku – ostatni, w którym pojawiło się pytanie o przynależność religijną – wykazał, że 90,5 procenta przyznawało się do tego wyznania. Choć oczywiście pod względem rzetelności ankieta nie może się równać ze spisem powszechnym, zestawienie powyższych wyników prowadzi do wniosku, że Kościół katolicki stracił w ciągu niecałych czterech dekad na tym terenie około 14 procent wiernych. Innymi słowy, trzech na czterech Argentyńczyków to katolicy (choć uczestnictwo w niedzielnych obrzędach – podobnie jak w wielu innych krajach – nie sięga nawet 10 procent parafian).
Księże Kardynale, czy Kościół dobrze spełnia swoją funkcję?
Kard. Jorge Bergoglio: - Będę mówił o Kościele argentyńskim, bo ten znam najlepiej. Linie Przewodnie Duszpasterstwa dla Nowej Ewangelizacji , które my, biskupi, ogłosiliśmy w 1990 roku, zaczynały się od podkreślenia wagi „życzliwego podejścia”. My, księża, łatwo możemy ulec pokusie bycia zarządcami, a nie pasterzami. Potem ktoś idzie do parafii, żeby poprosić o sakrament czy cokolwiek innego, i nie przyjmuje go kapłan, tylko sekretarka, która może się okazać niekiedy prawdziwą harpią. W pewnej diecezji była sekretarka, którą parafianie nazywali Tarantulą. Problem w tym, że tego rodzaju osoby nie tylko odstraszają ludzi od księży i od parafii, ale w ogóle od Kościoła i Jezusa. Nie powinniśmy zapominać, że dla wielu najbliższa parafia jest „bramą wjazdową” do religii katolickiej, tak wielkie ma znaczenie…
No tak, a w większości wspólnot protestanckich panują serdeczne, bezpośrednie stosunki; do każdego mówi się po imieniu... Nie czeka się też, aż ludzie przyjdą do wspólnoty, tylko wychodzi się na zewnątrz, by ich szukać.
- Jest sprawą najwyższej wagi, byśmy my, katolicy – zarówno osoby konsekrowane, jak i świeccy – wychodzili do ludzi. Mówił mi kiedyś pewien bardzo mądry ksiądz, że mamy obecnie do czynienia z sytuacją całkiem odwrotną do tej opisanej w przypowieści o Dobrym Pasterzu. W Ewangelii pasterz miał w owczarni dziewięćdziesiąt dziewięć owiec i poszedł szukać jednej, która zaginęła; my mamy w owczarni jedną owcę, a na zewnątrz dziewięćdziesiąt dziewięć, których nie szukamy. Ja po prostu uważam, że obecnie sprawą najważniejszą dla Kościoła nie jest łagodzenie czy znoszenie jakichś norm, ułatwianie tego czy tamtego, ale wychodzenie na ulice w poszukiwaniu ludzi, poznawanie ich po imieniu. I to nie tylko dlatego, że na tym polega misja Kościoła – na głoszeniu Ewangelii – ale też ze względu na szkodę, jaką przynosi Kościołowi zaniedbywanie tego aspektu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).