Z Kościołem skupionym na samym sobie dzieje się to samo, co ze skupionym na samym sobie człowiekiem: dotyka go swoista paranoja, autyzm. Publikujemy fragment wywiadu-rzeki z kard. Jorge Bergoglio, obecnym papieżem Franciszkiem. Książkę "Jezuita" wydał Dom Wydawniczy Rafael.
A przy okazji: jakie Ksiądz Kardynał ma zdanie na temat tak zwanej teologii wyzwolenia?
- Teologia wyzwolenia była owocem interpretacji II Soboru Watykańskiego i, jak każdy owoc pewnego przewrotu w Kościele, wiązała się z określonymi problemami – w niektórych aspektach była umiarkowana, w innych przesadzała. Jak zapewne pamiętamy, Jan Paweł II zlecił w swoim czasie ówczesnemu kardynałowi Ratzingerowi zbadanie teologii wyzwolenia, co doprowadziło do opublikowania dwóch instrukcji, dwóch książek. Zawierają one opis tej ideologii oraz wyznaczają jej granice (jedną z nich stanowi odwołanie do marksistowskiej interpretacji rzeczywistości); pokazuje się też jej aspekty pozytywne. Innymi słowy, postawa Kościoła w tej sprawie jest złożona.
Chce Ksiądz powiedzieć, że wbrew powszechnej opinii nie było całkowitego potępienia?
- Oczywiście. Nie używałbym też słowa „potępienie”, może raczej „ostrzeżenie”. Opcja na rzecz ubogich stanowi mocne przesłanie posoborowe. Nie pojawiło się ono dopiero wtedy, ale tendencje posoborowe go zaakcentowały. Większa troska o ubogich charakteryzująca katolicyzm lat sześćdziesiątych stanowiła pożywkę dla rozwoju różnych ideologii. Mogło to prowadzić do zdewaluowania tego, o co Kościół prosił na II Soborze Watykańskim, i co od tamtego czasu ciągle powtarza: trzeba wejść na drogę sprawiedliwości, aby odpowiedzieć na fundamentalny wymóg ewangeliczny, którym jest troska o ubogich. Wydaje mi się, że na konferencji biskupów w Aparecidzie kwestia ta osiągnęła już dojrzałość.
Czyli Ksiądz Kardynał uważa, że byli tacy teolodzy wyzwolenia, którzy zboczyli z drogi?
- Wypaczenia rzeczywiście miały miejsce. Ale pojawili się też kościelni działacze, księża, zakonnicy, zakonnice, świeccy młodzi, dorośli i starsi, którzy zaangażowali się tak, jak tego chce Kościół, i dali nam powód do dumy, są dla nas źródłem radości. Niebezpieczeństwo ideologicznej infiltracji zanikało w miarę, jak rosła świadomość posiadanego przez nasz lud wielkiego bogactwa: pobożności ludowej. Moim zdaniem najlepsza myśl, jaką napisano na temat religijności ludowej, zawarta jest w adhortacji apostolskiej Pawła VI Evangelii nuntiandi i powtórzona w dokumencie z Aparecidy na najpiękniejszej, według mnie, jego stronie. W miarę więc, jak kościelni działacze odkrywają pobożność ludową, ideologia traci moc, bo zbliżają się oni do ludzi i ich problemów, interpretując je prawdziwie, tak jak czuje sam lud.
No dobrze. A na ile Kościół powinien ingerować w aktualną rzeczywistość – na przykład piętnując przejawy niesprawiedliwości – aby nie popaść w niepożądane upolitycznienie?
- Myślę, że słowo „partykularny” najbardziej będzie pasowało do odpowiedzi na to pytanie. Chodzi o to, żeby nie włączać się w politykę partykularną, lecz w wielką politykę, która wynika z przykazań i ewangelii. Piętnować gwałcenie praw człowieka, przejawy wykorzystywania ludzi czy wykluczania społecznego, braki w edukacji, głód i ubóstwo – to nie jest działanie w partykularnych interesach. W kompendium nauki społecznej Kościoła ciągle trafiamy na piętnowanie pewnych zjawisk, a przecież nie wyraża ono polityki partykularnej. Kiedy zaczynamy wypowiadać się na jakiś temat, wielu ludzi oskarża nas o uprawianie polityki. Ja im wtedy odpowiadam: „Owszem, uprawiamy politykę w ewangelicznym, a nie partyjnym, partykularnym tego słowa znaczeniu”. Co innego, gdy ktoś zaczyna uprawiać politykę partykularną; mam tu na myśli przypadki, które zdarzały się w środowisku kapłanów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).