Nie proś mnie o sprawdzian

O wierze, która rosła wraz ze stratą najbliższych, o Bogu, który jedno zabiera, a drugie daje, i o rodzicach, którzy z nieba pomagają w klasówkach, z 18-letnią Moniką Kędzierską rozmawiała Monika Augustyniak.

Czy śmierć drugiego rodzica również utwierdziła Cię w wierze?

Zdecydowanie tak. W trudnych chwilach, kiedy jest beznadziejnie i wpadam w „doła”, czytam słowo Boże. Otwieram na „chybił trafił” i staram się odnaleźć siebie w tym fragmencie. I naprawdę Bóg przychodzi z pocieszeniem. Po jakimś czasie okazuje się, że problemy nie były wcale takie wielkie, jak mi się wydawało na początku. Poza tym ogromnym oparciem jest dla mnie Kościół. Tak, jak powiedziałam, czuję się tam, jak w domu. Dla mnie to miejsce, w którym – oprócz Boga – spotykam wspaniałych ludzi, zawiązuję cenne relacje. Czuję też ogromne wsparcie od strony naszego księdza proboszcza, pana organisty. Wiem, że zawsze mogę zadzwonić i zwrócić się do nich z prośbą. Często pytają mnie, jak się mam, czy daję sobie radę. Bóg stawia na mojej drodze wspaniałych ludzi. Mam takie wrażenie, że zabrano mi jedno, ale dostałam drugie.

Skąd masz w sobie tyle siły?

Od Boga. Żyję sakramentami, często z Nim rozmawiam, czuję Jego stałą obecność i opiekę. Poza tym czuję wsparcie moich rodziców. Często mówię do mamy: „Mamo, pilnuj mnie, mam sprawdzian” lub coś innego. I pomaga. Ostatnio miałam zabawny sen. Moja mama stanęła nad łóżkiem i powiedziała: „Monika, jadę na Mazury, nie proś mnie o żaden sprawdzian”. W tamtym tygodniu nauczyciele w szkole odwołali wszystkie zapowiedziane klasówki. Wierzę, że rodzice są w niebie i wstawiają się za nami. A jak jest naprawdę beznadziejnie, zwracam się do Maryi. Jest dla mnie ostatnią deską ratunku. Wtedy krzyczę: „Mamo, pomóż!”. I mam wrażenie, że dzięki Niej moje marzenia zamieniają się w rzeczywistość. Czasem układają się inaczej niż zaplanowałam, ale okazuje się, że lepiej.

A o czym marzysz?

Mam proste marzenia. Na przy- kład ostatnio bardzo chciałam zdać na prawo jazdy. I zdałam. Ale najbardziej marzyłam o tym, żeby ludzie mieli dreszcze, kiedy śpiewam. I to też się spełniło. Często słyszę, że kogoś przechodziły ciarki, kiedy mnie słuchał. Śpiew to moja największa pasja. Bywam na warsztatach, przeglądach i widzę, jak Bóg mi błogosławi. Często jest tak, że z wielkiego tłumu śpiewających, jaki przewija się przez festiwale i przesłuchania, to właśnie ja zostaję polecona gdzieś dalej, na warsztaty, spotkania. Podczas śpiewania mogę wyrazić siebie, swoje emocje. Gdyby nie Bóg, pewnie by to tak nie wyglądało. Ale nie tylko to. Po śmierci mamy musiałyśmy z siostrą ogarnąć sprawę spadkową, zmagałyśmy się z urzędami, sądem. I gdyby nie ludzie, których Bóg stawiał na naszej drodze, nie dałybyśmy rady. Gdyby nie pomoc innych, moja siostra nie zostałaby moją rodziną zastępczą i mogłabym wylądować w domu dziecka.

Tak było z wieloma sprawami. Dlatego wręcz namacalnie czuję, że Bóg się nami opiekuje, że nie jesteśmy same. Mam też takie wrażenie, że Bóg posyła mnie do innych ludzi, żeby nieść ulgę w ich cierpieniu, dać im nadzieję. Ostatnio w pociągu spotkałam pana, który wyszedł z więzienia po 25 latach. Miałam wrażenie, że nasza rozmowa pozwoliła mu uwierzyć w to, że dostał od życia drugą szansę. To Bóg wyznacza moją drogę, wiem, że zapala mi czerwoną lampkę, kiedy coś idzie nie tak, jak powinno. Wiem też, że nie jestem Bogu obojętna. Czuję się przez Niego bardzo kochana. Oczywiście, czasem jest mi trudno, płaczę, chciałabym spojrzeć w oczy moim rodzicom, ale nie pytam Boga: „Czemu mnie to spotkało?”. Jest tak, jak jest. I może to zabrzmi paradoksalnie, ale mam w sobie dużo radości. Umiem cieszyć się życiem, spotykam ludzi, z którymi się bawię, śmieję. Spełniam swoje marzenia, patrzę w przyszłość z nadzieją. To wszystko sprawia, że jestem szczęśliwa.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11