Jeśli przemoc nie ustanie, utracimy kruchą, dopiero rodzącą się wolność, a nasz kraj pogrąży się w błędnym kole nienawiści – oświadczył w związku z ostatnimi zamieszkami religijnymi w Birmie arcybiskup stolicy kraju Charles Bo.
Konflikt między stanowiącymi większość w prawie 60-milionowej Birmie buddystami a muzułmanami przybrał na sile od marca tego roku. W ostatnich trzech miesiącach zginęło już kilkadziesiąt osób, spłonęły meczety, muzułmańska szkoła, liczne domy i sklepy. Birmańskie służby bezpieczeństwa nie panują nad wzbierającą falą przemocy. Co więcej, oskarża się je o „ciche przyzwolenie” na atakowanie muzułmańskiej mniejszości. W ubiegły wtorek 30 kwietnia do walk doszło również na północy kraju, gdzie mieszkają także chrześcijanie.
Abp Bo wezwał rząd do zdecydowanych działań celem zapewnienie bezpieczeństwa w państwie. „Eskalacja nienawiści i nietolerancji w Birmie łamie moje serce” – wyznał hierarcha.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.