O konieczności bycia gorącym, Duchu Świętym, który uwalnia i uzdrawia, z Marcinem Zielińskim, liderem Wspólnoty Uwielbienia działającej przy parafii Miłosierdzia Bożego na Zadębiu, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Agnieszka Napiórkowska: Zanim jeszcze zaczęliśmy rozmawiać, zapytałeś mnie, czy możemy się wspólnie pomodlić. Zawsze tak zaczynasz spotkania z ludźmi?
Marcin Zieliński: – Kiedy wiesz, kim jesteś, czyli że jesteś dzieckiem Boga, nie ma sytuacji, kiedy przestajesz z Nim być. Owszem, każdemu zdarza się upadać i czasem swoim życiem zaprzeczać tej prawdzie, ale sednem jest to, że gdy wstajesz, wiesz, że stało się to dzięki Niemu. Każdego dnia staram się o tym pamiętać. Wstając rano, proszę Boga, by pobłogosławił każdą sytuację i rozmowę. Jednym słowem – wszystko, co robię.
Zawsze byłeś tak gorliwy i ufający Bogu?
– Od zawsze byłem katolikiem. Zawsze modliłem się, chodziłem na Msze święte i nabożeństwa. Tak było do maja 2007 r., kiedy poszedłem na czuwanie modlitewne, które na Widoku, przed Zesłaniem Ducha Świętego, prowadził ks. Marcin Borządek. Powiedział on wówczas, że można być religijnym, codziennie uczestniczyć w Eucharystii i nigdy nie spotkać żywego Chrystusa. „Jeśli chcesz Go spotkać, wyjdź na środek kościoła i pomodlimy się o to”. Jak się domyślasz, wyszedłem wtedy z ławki i – klęcząc na środku świątyni – po raz pierwszy w życiu świadomie, z głębi serca, pomodliłem się. Mówiłem: „Boże, jeżeli jesteś, Jezu, jeżeli żyjesz, to ja od dziś chcę Ci służyć i oddaję Ci moje życie”. Po tej modlitwie wróciłem na miejsce. Kiedy klęczałem, podszedł do mnie inny ksiądz z Najświętszym Sakramentem i powiedział mi: „Wiesz co, Marcin? Jezus cię kocha”. To zdanie mnie tak przeszyło, że nie miałem wątpliwości, iż nie wypowiedział go ksiądz, tylko sam Jezus. I wtedy rozpłakałem się. Gdy wróciłem do domu, położyłem się spać, ale nie mogłem zasnąć. Czułem, wiedziałem, że coś się zmieniło. Od tamtego momentu wszystko zaczęło przyspieszać...
Co to znaczy przyspieszać? Stałeś się gorliwszy, związałeś się z jakąś wspólnotą?
– Najważniejszy był fakt, że zacząłem doświadczać Boga. Miałem pragnienie, żeby Go spotykać, a On dawał mi siebie. To było tak mocne, że przez pierwszy rok codziennie chodziłem do kościoła, modliłem się na przerwach w szkole, chodziłem do szpitala i modliłem się za chorych. Grzechy, z którymi borykałem się przez lata, odeszły jak za pstryknięciem palcami. Wtedy zobaczyłem, co to znaczy darmowa łaska Boża. Dziś, nawet gdy upadnę, nie zmienia to tego, kim jestem w Bogu. Wiem, że jestem Bożym dzieckiem. Elementem przyspieszenia był też zbieg okoliczności – choć ja uważam, że zbiegów okoliczności nie ma. Mój znajomy zaprosił mnie na spotkanie Odnowy w Duchu Świętym. Oprócz tego trafiłem na spotkania biblijne, które prowadził ks. Marcin Borządek. I tak wzrastałem przez ten pierwszy czas po nawróceniu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.