O konieczności bycia gorącym, Duchu Świętym, który uwalnia i uzdrawia, z Marcinem Zielińskim, liderem Wspólnoty Uwielbienia działającej przy parafii Miłosierdzia Bożego na Zadębiu, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Słuchając tego, co mówisz, ktoś stojący z boku mógłby powiedzieć: „Chłopie, z czego ty się nawracałeś? Chodziłeś do kościoła, modliłeś się. Nie potrzebowałeś żadnego nawrócenia”.
– W Apokalipsie jest napisane: „Bądź zimny albo gorący, bo jeśli będziesz letni, wypluję cię z moich ust”. Jeżeli nie idziesz za Jezusem w 100 proc., możesz być religijny i zostaniesz wypluty. Miałem grzechy, którym ulegałem, i nie było mi z tym źle. Pismo Święte mówi: „Kogo Syn Człowieczy uwolni, ten będzie wolny”. Ja potrzebowałem tego uwolnienia, nawet o tym nie wiedząc. Myślę, że letniość jest największym zagrożeniem dla chrześcijanina. Ani nie jesteś z Bogiem, ani przeciw Niemu. To się diabłu udało w dzisiejszych czasach. Tłum ludzi uwierzył, że jest to złoty środek.
Tak było na początku. Zmieniłeś stan swojej duszy z letniego na gorący. A jak jest dziś? Nadal Jezus jest dla Ciebie najważniejszy?
– Półtora roku po nawróceniu założyliśmy wspólnotę, w której chcieliśmy uwielbiać Boga. Przez pierwszy rok nie znaliśmy się. Zbieraliśmy się na wspólną modlitwę uwielbienia, po której rozchodziliśmy się i już. Potem to wszystko zaczęło rosnąć. W tym roku w maju nasza wspólnota będzie obchodziła 5-lecie. Jest nas już znacznie więcej. Wiemy o sobie dużo. Jesteśmy gronem przyjaciół, które sobie wzajemnie pomaga. Mamy wspólny cel, którym jest niesienie Jezusa tam, gdzie Go nie znają. Bóg zaczął z mocą przychodzić, kiedy Go uwielbiamy. Mamy we wspólnocie ludzi uzdrowionych z kurzej ślepoty, z choroby serca i innych dolegliwości. Doświadczamy spełniania się słów, jakie Jezus wypowiedział w Ewangelii św. Marka: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Tym, którzy uwierzą, takie znaki będą towarzyszyć: w moje imię będą wyrzucać demony, będą mówić nowymi językami, węże będą brać do rąk i choćby wypili coś zatrutego, nie zaszkodzi im. Będą na chorych kłaść ręce, a ci zostaną uzdrowieni”. Bóg się nie zmienił. I my na to patrzymy.
Mówisz tak naturalnie o uzdrowieniach, o ciągłej modlitwie i żywym Jezusie, którego doświadczasz. Nie spotkałeś się z zarzutem, że Ty i Twoja wspólnota jesteście grupą nawiedzonych ludzi?
– Zdarza się, że ludzie pytają mnie, w jakiej sekcie jestem (śmiech). Zawsze wtedy odpowiadam, że jestem członkiem Kościoła katolickiego. Pierwszy Kościół, o którym czytamy w Dziejach Apostolskich, każdego dnia doświadczał tego typu znaków. Tak, jak już mówiłem, mój Bóg jest żywy i wciąż ten sam, a Kościół – tak, jak przed wiekami – jest miejscem, gdzie Duch Święty chce działać.
Czym jest dla Ciebie Rok Wiary i jak go przeżywasz?
– Cieszę się, że papież go ustanowił. Kościół potrzebuje ożywienia swojej wiary. Potrzebujemy na nowo uwierzyć, a te wiarę może dać tylko Duch Święty. Wiara to połączenie sił. To jest coś, co daje Bóg, ale wtedy nie możesz zachować tego tylko dla siebie. A gdy idzie o moje przeżywanie tego czasu, to każdego dnia czytam słowo Boże, modlę się, korzystam z sakramentów i świadczę o Bogu tam, gdzie jestem – w kościele, na ulicy, na uczelni, w sklepie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.