Pytanie o rację jest egoistyczne i niepotrzebne. Ważne jest tylko pytanie o dobro.
Zmarł kard. Józef Glemp. Jego działania przez lata oceniano przeróżnie. Zarzucano mu – i w latach 80. XX w. i po roku 1989 - że wzywając do spokoju społecznego, w istocie realizuje program obozu władzy. Najlepiej oceni go historia i kolejne pokolenia – słyszę pojednawczo. To nieprawda.
Wezwanie do oceny wynika z pragnienia, by ludzkie decyzje sprowadzić do prostego dylematu: dobro czy zło. Odpowiedź poprawna czy błąd? Zasługa czy wina? Tymczasem w życiu nie jest tak prosto. Owszem, istnieje obiektywne dobro i obiektywne zło. Prawda i fałsz. Biel i czerń. Rozmazywanie ich w szarość nie ma sensu. Nie ma szarości. Jest mozaika.
Każda sytuacja składa się z wielu – bardzo wielu – elementów. Każda sytuacja dotyka wielu ludzi. Jeśli podzielić ją na pojedyncze elementy, można powiedzieć prosto: dobro lub zło. Ale gdy spojrzeć z perspektywy konkretnego rozwiązania widzimy elementy białe lub czarne. Zwykle i jedne i drugie. Każdy innej wagi. Niezmiernie rzadko istnieje rozwiązanie idealne.
Bóg nie zostawił nam algorytmów, tylko drogowskazy przykazań i Ducha Świętego, by uczył nas rozeznawania. Ale decyzja zawsze należy do nas. I w wielu sytuacjach nie jesteśmy w stanie jej ocenić – ani my dzisiaj, ani przyszłe pokolenia. Nie wiemy i nie będziemy wiedzieli „co by było gdyby”. Wszelkie hipotezy pozostaną tylko hipotezami, opartymi na nie do końca pewnych założeniach. Możemy zastanawiać się co najwyżej nad tym, czy podjęto ją uczciwie – czyli z myślą o dobru nas wszystkich.
Trzeba się pogodzić z tym, że w wielu przypadkach nie zgodzimy się co do dobra konkretnych rozwiązań. I tych historycznych i współczesnych. Będziemy wybierać różne drogi, ale nasza rzeczywistość będzie wynikiem nakładających się działań nas wszystkich.
Nie wiem, co by było, gdyby postawa Prymasa była inna. Nie wiem, co by było, gdyby zabrakło tych, którzy się z nim nie zgadzali. Jestem jednak przekonana, że jedni i drudzy byli w Bożym planie konieczni. I męczeństwo ks. Popiełuszki i wezwanie do spokoju.
To także wskazówka na dziś. Wybieramy w Kościele i społeczeństwie różne drogi. Ważne, by wybierać je uczciwie i z myślą o maksymalnym dobru. Ważne też, by zgodzić się, że inni mogą je postrzegać skrajnie inaczej. Oni też mają miejsce w Bożym planie.
Nie będziemy wiedzieli co by było, gdyby nie było tych, którzy się z nami nie zgadzają. Nie będziemy mogli ocenić ich decyzji, jeśli nie stoją w wyraźnej sprzeczności z drogowskazami. Nie do nas to należy i nie do następnych pokoleń, tylko do Boga, który wie wszystko. Trzeba się pogodzić z tym, że nie jesteśmy najmądrzejsi (co nie oznacza, że inni z pewnością są mądrzejsi od nas). Pytanie o rację jest egoistyczne i niepotrzebne. Ważne jest tylko pytanie o dobro.
Trzeba tylko - przyglądając się biegowi wydarzeń - w swoim postępowaniu się utwierdzać lub je korygować. Nie możemy nic więcej. Ale też niczego więcej nie trzeba.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.