Problemy finansowe, dług, „ratowanie się” kradzieżami, wreszcie marcowa noc 1993 r. Splot zaskakujących wydarzeń, nieplanowane użycie broni i... z ręki Janusza ginie policjant; drugi jest ciężko ranny. Gdy jako zabójca w więzieniu odsiaduje dożywocie, nie spodziewa się, że właśnie tu znajdzie życie.
Historia Janusza Kulmatyckiego – człowieka który spotkał Boga za kratami – opowiedziana jest jego własnymi słowami w książce pt. „Wolność za murami”, która właśnie została wydana przez wspólnotę Koinonia Jan Chrzciciel. Zasadnicza część publikacji to zapis rozmowy więźnia i Marka Maja – lidera wrocławskiej Koinonii, która już od blisko 14 lat pełni posługę w wołowskim zakładzie karnym.
Niespodzianka z Filipem
Janusz, opatrzony przez prokuratora pseudonimem „Diabeł”, pod ciężarem popełnionej zbrodni zaczynał pogrążać się w rozpaczy. By zagłuszyć mroczne myśli, malował, rysował, a nawet... hodował szczura. Niespodzianie kolega poprosił go o namalowanie Chrystusa na krzyżu. Skazaniec często odtąd na Niego spoglądał. Dalszy bieg wydarzeń – w tym rozmowy z kapelanem, pewna książka, Msza św. w więziennej kaplicy w towarzystwie uśmiechniętych młodych ludzi, przybyłych tu z zewnątrz – doprowadziły ostatecznie więźnia do powrotu na łono Kościoła katolickiego (z którego przed laty wystąpił, przyłączając się do Świadków Jehowy).
W książce opowiada o kolejnych etapach swojej drogi, przebytej już po tym, jak wyrok śmierci zamieniono mu na dożywocie, a potem przeniesiono do ZK w Wołowie. Tu opatrznościowo ulokowano go w celi razem ze skazańcem, który opiekował się kaplicą więzienną. Wkrótce zaczął pełnić funkcje ministranta, a potem lektora. Przełomowym momentem okazało się właśnie spotkanie z Koinonią Jan Chrzciciel – radośnie wielbiącą Boga pieśnią i tańcem – oraz udział w prowadzonym przez nią za kratami kursie „Filip”. Wspomina swój początkowy dystans wobec ich radosnych podskoków i wielbienia Boga, a także wobec słów, że Bóg ma wobec jego życia wspaniały plan. „Tere fere – wspaniały plan, a ja mam przed sobą dożywocie za zabójstwo” – myślał. „Czy chciałbyś dostać nowe życie, nie to stare, które masz (…), ale całkiem nowe, wolne od lęku, nienawiści, pułapek, porażek”? – pytano go. „Oczywiście, że chciałbym, ale czy to jest możliwe?” – zastanawiał się. A jednak, na końcu kursu, przeżył doświadczenie tak głębokiego spotkania z Panem, że rzeczywiście stał się kimś zupełnie nowym.
Szczęśliwy skazaniec
„Grupka zapaleńców, którzy poczuli powiew Ducha Świętego i zapłonęli płomieniem ewangelizacji, dzieląc się radością i doświadczeniem z innymi więźniami” – tak opisuje to, co się działo z nim i pozostałymi członkami tzw. Domu Modlitwy, który powstał w Wołowie po kursie „Filip”. Przyjął bierzmowanie i coraz bardziej angażował się w budowanie w więzieniu struktur Koinonii i w głoszenie Chrystusa, odkrył znaczenie wspólnoty z innymi wierzącymi – nawet jeśli nie zawsze relacje z nimi są bezproblemowe. Koledzy pukali się w czoło. „Jedni mówili, że mi odbiło, inni, że wyrok mnie pokonał, jeszcze inni uważali, że to moja ucieczka przed rzeczywistością, bądź że zacząłem ćpać” – wspomina. Radość w sercu człowieka odsiadującego dożywocie trudno uznać za stan normalny. A jednak Januszowi nie przeszło. Od wspomnianego kursu w 2000 r. mija już kilkanaście lat. – Jesteśmy naocznymi świadkami przebudzenia tego człowieka do żywej więzi z Chrystusem, jego głębokiej przemiany życia – mówi Marek, który zresztą na kartach książki także dzieli się własnym świadectwem spotkania z Bogiem. – W pewnym momencie doświadczył w więzieniu prawdziwej wolności; zaczął być świadkiem Jezusa także dla ludzi z zewnątrz. Stąd okładka książki ukazująca światło padające z wnętrza więzienia.
M. Maj podkreśla, że – podobnie jak więzienny kapelan, ks. Stanisław Małysa, i wiele innych osób – jest przekonany, że w przypadku Janusza nastąpiła całkowita resocjalizacja, umożliwiającą zmianę dożywocia na łagodniejszą karę, a kiedyś opuszczenie zakładu karnego. Jeśli się tak stanie, na pewno nie zostanie pozostawiony sam sobie. Książka, zawierająca również wypowiedzi innych więźniów, którzy w Wołowie doświadczyli spotkania z Bogiem, dostępna jest w Księgarni Archidiecezjalnej. Stanowi cegiełkę na utrzymanie Domu Miłosiernego Ojca przy ul. Jedności Narodowej we Wrocławiu, przeznaczonego dla więźniów opuszczających Zakład Karny. Wrocławska Koinonia Jan Chrzciciel, przez pełnomocnictwo udzielone ze strony Stowarzyszenia Bractwo Więzienne, przejęła niedawno prowadzenie domu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.