My biali, podróżując, zwykle zamykamy się w grocie milczenia z posępnym wzrokiem i własnymi myślami. Tutaj, na Madagaksarze jest inaczej - przekonuje werbista, o. Zdzisław Grad.
- Serca Madagaskaru nie dostrzeżesz w wygodnych samochodach, bogatych restauracjach i hotelach… Trzeba zakosztować życia zwykłych ludzi, spojrzenia przez ich optykę, codziennego trudu i prostoty - pisze misjonarz.
Trzy dni w ciężarówce
Dla o. Zdzisława to naturalny sposób ewangelizowania - stać się jednym z mieszkańców Madagaskaru. - Jako duszpasterz krajowy Odnowy w Duchu Świętym mam szansę do jeszcze pełniejszego poznania wyspy i jej kolorytów: ludzi, zwyczajów, krajobrazu. Nie bez przypadku mówi się, iż Madagaskar można porównać do małego kontynentu, zważywszy na jego różnorodność - zauważa o. Grad.
W połowie października, wraz z ekipą świeckich ewangelizatorów udał się głosić rekolekcje charyzmatyczne, w północno-wschodnim zakątku Madakaskaru, w okolicach diecezji Ambanja i Diego.
- To kraina wanilii i kakao, oddalona od stolicy o ok. 1400 kilometrów drogi. Bogatsi turyści pokonują tę odległość samolotem, albo wygodną Toyotą . Prosty lud zdany jest na taxi brousse, czyli ciężarówkę przerobioną na „autobus osobowy”. Istna mordęga. Dotarcie na miejsce zabrało nam „tylko" 38 godzin. Powrót z przygodami „tylko" 52 godziny. To oznacza 3 dni i dwie noce w ciężarówce. Nie ma postoju na nocleg!
Jak transport wołów
Ojciec Zdzisław przyznaje, że w grupie ponad 60 osób "zbitych jak sardynki w metalowym pudełku" doświadcza się wielu zabawnych historii i wydarzeń.
- Nasza podróż rozpoczyna się w stolicy Madagaskaru, Antananarivo. Odjazd był przewidziany na 16.00, ale miał miejsce 3 godziny później! W Europie chyba byś się spalił z nerwów. Tutaj jeśli chcesz przeżyć musisz mieć cierpliwość we wszelkich sprawach.
Drugim zabawnym punktem programu podroży jest dobór miejsc i ilość osób w jednym rzędzie. - Rzadko zdarza się, aby odbyło się to na spokojnie. Organizacja nie jest mocną stroną Malgaszy. Bałagan, pomyłki, przekręty, kłótnie pomiędzy pasażerami i kierowcami. Istny Madagaskar.... Miejsca są oczywiście ponumerowane, ale w niektórych na jedną osobę nie przypada nawet 25 cm. To chyba za mało jak na 30 godzinną podróż. To podróż prawie jak transportem wołów…
Główną atrakcją jaką oferuje kierowca swoim podróżnym jest muzyka. Głośna. Bez końca. - Jako jedyny biały człowiek i ksiądz odważam się krzyczeć często, że za głośno. Inni pogodzeni z losem milczą. Kierowca puszcza więc kilka religijnych piosenek, i to katolickich. Katolicka część autobusu dołącza się i wspólnie śpiewa. Później polecą protestanckie. A w końcu światowe. Każdy gdzieś tam się odnajdzie. Jest zatem wesoło!
wiara
JESOA EOKARISTIA
Vazaha zjada deser z szarańczy
Malgasze to ludzie otwarci. - My biali podróżując zwykle zamykamy się w grocie milczenia z posępnym wzrokiem i własnymi myślami. Tutaj jest inaczej. Jestem atrakcją dla towarzyszy podroży - opisuje misjonarz. - Biały człowiek czyli "vazaha" zdecydował się na taki wymagający środek podroży. W dodatku mówi po malgasku. Nawiązują się znajomości, ludzie spontanicznie otwierają się, niektórzy przyznają się też są chrześcijanami. Jest swojsko, dzielimy wspólny los.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
13 maja br. grupa osób skrzywdzonych w Kościele skierowała list do Rady Stałej Episkopatu Polski.