Autobus do krainy wanilii i kakao

kab/o. Zdzisław Grad SVD

publikacja 04.11.2012 07:58

My biali, podróżując, zwykle zamykamy się w grocie milczenia z posępnym wzrokiem i własnymi myślami. Tutaj, na Madagaksarze jest inaczej - przekonuje werbista, o. Zdzisław Grad.

Autobus do krainy wanilii i kakao o. Zdzisław Grad SVD Ciężarówka transportowa

- Serca Madagaskaru nie dostrzeżesz w wygodnych samochodach, bogatych restauracjach i hotelach…  Trzeba zakosztować życia zwykłych ludzi, spojrzenia przez ich optykę, codziennego trudu i prostoty - pisze misjonarz.

Trzy dni w ciężarówce

Dla o. Zdzisława to naturalny sposób ewangelizowania - stać się jednym z mieszkańców Madagaskaru. - Jako duszpasterz krajowy Odnowy w Duchu Świętym mam szansę do jeszcze pełniejszego poznania wyspy i jej kolorytów: ludzi, zwyczajów, krajobrazu. Nie bez przypadku mówi się, iż Madagaskar można porównać do małego kontynentu, zważywszy na jego różnorodność - zauważa o. Grad.

W połowie października, wraz z ekipą świeckich ewangelizatorów udał się głosić rekolekcje charyzmatyczne, w północno-wschodnim zakątku Madakaskaru, w okolicach diecezji Ambanja i Diego.

- To kraina wanilii i kakao, oddalona od stolicy o ok. 1400 kilometrów drogi. Bogatsi turyści pokonują tę odległość samolotem, albo wygodną Toyotą . Prosty lud zdany jest na taxi brousse, czyli  ciężarówkę przerobioną  na „autobus osobowy”. Istna mordęga. Dotarcie na miejsce zabrało nam „tylko" 38 godzin. Powrót z przygodami „tylko" 52 godziny. To oznacza 3 dni i dwie noce w ciężarówce. Nie ma postoju na nocleg!

Jak transport wołów

Ojciec Zdzisław przyznaje, że w grupie ponad 60 osób "zbitych jak sardynki w metalowym pudełku" doświadcza się wielu zabawnych historii i wydarzeń.

- Nasza podróż rozpoczyna się w stolicy Madagaskaru, Antananarivo. Odjazd był przewidziany na 16.00, ale miał miejsce 3 godziny później! W Europie chyba byś się spalił z nerwów. Tutaj jeśli chcesz przeżyć musisz mieć cierpliwość we wszelkich sprawach.

Drugim zabawnym punktem programu podroży jest dobór miejsc i ilość osób w jednym rzędzie. - Rzadko zdarza się, aby odbyło się to na spokojnie. Organizacja nie jest mocną stroną Malgaszy. Bałagan, pomyłki, przekręty, kłótnie pomiędzy pasażerami i kierowcami. Istny Madagaskar.... Miejsca są oczywiście ponumerowane, ale w niektórych na jedną osobę nie przypada nawet 25 cm. To chyba za mało jak na 30 godzinną podróż. To podróż prawie jak transportem wołów…

Główną atrakcją jaką oferuje kierowca swoim podróżnym jest muzyka. Głośna. Bez końca. - Jako jedyny biały człowiek i ksiądz odważam się krzyczeć często, że za głośno. Inni pogodzeni z losem milczą. Kierowca puszcza więc kilka religijnych piosenek, i to  katolickich. Katolicka część autobusu dołącza się i wspólnie śpiewa. Później polecą protestanckie. A w końcu światowe. Każdy gdzieś tam się odnajdzie. Jest zatem wesoło!

wiara JESOA EOKARISTIA

Vazaha zjada deser z szarańczy

Malgasze to ludzie otwarci.  - My biali  podróżując zwykle zamykamy się w grocie milczenia z posępnym wzrokiem i własnymi myślami. Tutaj jest inaczej. Jestem atrakcją dla towarzyszy podroży - opisuje misjonarz. - Biały człowiek czyli "vazaha" zdecydował się na taki wymagający środek podroży. W dodatku mówi po  malgasku. Nawiązują się znajomości, ludzie spontanicznie otwierają się, niektórzy przyznają się też są chrześcijanami. Jest swojsko, dzielimy wspólny los.

Atrakcją są postoje pośród dzikich pól, lasów czy stepu. Inne odmierzane są potrzebą posiłku w tradycyjnych buszowych barach, czyli „Hotely malagasy”.  

- Normalny żołądek białego nie stawi czoła takiemu wyzwaniu. Dzięki  Bogu w powołanie misyjne wpisana jest łaska strawienia wielu lokalnych potraw. Mimo, źe jestem zaprawiony w korzystaniu z przydrożnych restauracji, to jednak ze względu na podróż wybieram standard tj. rosołek z malgaskiego kurczaka. Najbezpieczniejsza potrawa dla podróżnych. Problem w tym, że podróż trwa 3 dni i zwykle je się 3 razy w ciągu dnia… Za każdym razem rosołek? Dla odmiany dałem się po raz pierwszy namówić na deser z szarańczy. A co!

Haracz i akty strzeliste

Trzeci rodzaj postojów jest wymuszony. To posterunki policji i żandarmerii. Ojciec Zdzisław naliczył ich na całej trasie ok. 40.  - Czemu służą? To sformalizowany pobór symbolicznego haraczu przez oficjalnych stróży prawa. Żadna taxi brousse nie prześliźnie się. W zależności od ciężaru „przestępstwa”, albo aby uniknąć nie potrzebnych kontroli, wszyscy kierowcy z góry przygotowują stożek banknotów, którymi będą obdarowywać poszczególne posterunki policji. Przegląd dokumentów jest jedynie okazją, aby dyskretnie pobrać „ofiarę” z taxi. I tak dzieje się na całym Madagaskarze. Na posterunkach dróg tłumy stróżów prawa, zaś w buszu nie ma kto bronić przed napadami zbójów malgaskich. Taka sytuacja to układ umowny i zmowny, na który rząd nie reaguje.

Po nowych drogach kierowca grzeje "ile fabryka daje". - Nie przeszkadza mu, że hamulce ciężarówki mają wiele uchybień. Nadrabia stracony czas, a my pomnażamy bezpieczeństwo drogi aktami do Jezusa Miłosiernego. Nasz wehikuł musi zwalniać przy każdej dziurze, a wybojów i dziur na całej trasie jest 90%. Obijamy się o siebie i ściany ciężarówki, od wieczora do rana. O spaniu trudno mówić, skoro głowa i tułów lata ci jak w koszykówce. Na pół drzemiąc nadrabiam nie odmówiony brewiarz zastępując go różańcem i wszelkiej maści koronkami. To jedyny plus tej podróży. Cale zmęczenie ofiaruję, aby rekolekcje, które są przed nami przyniosły obfity owoc nawrócenia. Opatrzność Boża daje nam wiele okazji, aby nasze oddanie sprawie Bożej było autentyczne. Zatem się nie dziwimy, ze jakieś przygody się trafiają wymagając poświęcenia. To nasz chleb codzienny.

Tutaj raczej się śpiewa niż mówi

W misyjną podróż wpleciona jest niedziela. Ojciec Zdzisław zastanawia się gdzie odprawić Mszę świętą.

- Przy jednym postoju na posiłek, w mieście Port Berge, decyduję się aby odprawić Mszę na wolnym straganie, tuż przy ulicy. Do naszej grupki dołącza się zaledwie dwóch innych pasażerów. To uświadamia mi, że Madagaskar to nadal teren pierwszej ewangelizacji - pisze misjonarz.

Dla nowicjuszy taka podróż to odkrycie fauny i flory Madagaskaru. - Ze stolicy Antananarivo, gdzie panuje klimat umiarkowany (w zimie do 5 stopni plus) udajemy się na zachód. Tu jest klimat najbardziej gorący i suchy, co od razu widać po przyrodzie, chatach malgaskich, rysach twarzy i sposobie ubierania się. Zmienia się szczególnie akcent mówienia. Niby to malgaski, ale z trudem niekiedy łapię sens. Tutaj raczej się śpiewa niż mówi…

Kapłan z grupą charyzmatyczną udają się następnie w strefę innego klimatu, w okolice Sambava, tuż nad Oceanem Indyjskim. - Klimat wilgotny i dosyć gorący. Dużo deszczu i malarycznie. To kraina wanilii. Jej zapach rozchodzi się po całym miasteczku, gdzie jest wiele magazynów wanilii. Jeśli jest się gościem u znajomych, to w prezencie otrzymuje się wiązankę wanilii. Tak też się stało i ze mną. Dotarłszy do celu wspólnota Sióstr Serca Jezusowego na pamiątkę za trud podróży ofiaruje mi dzbanuszek upleciony z pachnącej wanilii. Tradycji stało się zadość.

Rozmowa z o. Gradem z: Jak zostać królem