W niebie las jest piękniejszy

- Trzeba angażować się w to, co mamy zrobić. Wtedy nie przeszkadza brak prądu i dróg, że jest parno i gorąco, że czarownik grozi śmiercią, a węże wpełzają przez okna – mówi w rozmowie z Agnieszką Kocznur siostra Teodora Grudzińska, misjonarka, która od 26 lat żyje w Kamerunie.

Reklama

Agnieszka Kocznur: Od wielu lat przebywa Siostra na misjach. Czy czary i czarownicy nadal są tak mocno zakorzenieni w życiu afrykańskich plemion?

S. Teodora Grudzińska: – Nic się nie zmieniło. Ostatnio miałam zawieźć małego chłopca do szpitala oddalonego o 200 km. Lekarz już czekał, wszystko było gotowe na jego przyjazd. Byłam wtedy po operacji i nie mogłam prowadzić samochodu, więc poprosiłam o pomoc kierowcę miejscowego burmistrza. Wszystko ustaliliśmy i umówiliśmy się o określonej godzinie, ale… kierowca nie przyszedł. Minęła noc i nad ranem chłopiec zmarł. Po kilku godzinach przyszedł szofer i mówi: „Teraz mogę jechać. Wczoraj zapomniałem zamknąć okno przed zachodem słońca i zamieniłem się w koguta, w okiennicy swojego domu”. Dorosły i wykształcony człowiek, a tak się zachował. Byłam bardzo zdenerwowana. Ale potem zaczęłam myśleć, dlaczego rodzina tego chłopca nie skarżyła się, nie miała pretensji do tego kierowcy. Powiedzieli mi, że on nie mógł wyjść z domu, bo tradycja jest najważniejsza. Gdyby złamał ten przepis, rzuciłby na przodków przekleństwo.

Skoro Kameruńczycy na co dzień wciąż żyją wśród wierzeń pogańskich, jak Siostra im mówi o Bogu? Czy jest sens podejmowania misji?

– Znowu odpowiem przykładem. Kilka lat temu poznałam 13-letniego chłopca, Wiliego, który miał marskość wątroby. Choć choroba była zaawansowana, robiliśmy wszystko, żeby mu pomóc. Gdy tak leżał w naszej przychodni, długo wpatrywał się na wiszący na ścianie krzyż, aż zapytał: „Kto to jest?”. Odpowiedziałam: „To jest twój i mój Przyjaciel, największy Przyjaciel”. I tak z każdym dniem, dopytywał się coraz więcej, aż zaczął razem z nami się modlić. Za zgodą rodziców przyjął chrzest i Pierwszą Komunię Świętą. Po dwóch tygodniach, jego rodzice przynieśli go do mnie na plecach. Pochyliłam się nad nim i stwierdziłam, że jego stan jest bardzo ciężki. Wtedy spojrzał się na mnie i powiedział: „Są rzeczy ważniejsze niż zdrowie. Znam tradycję mojego plemienia i wiem, że rodzice, po mojej śmierci zaniosą mnie do czarownika. On przetnie moje serce i będzie szukał winowajcy, a ja niedawno przyjąłem Chrystusa do serca. Nie chcę, żeby ruszali mojego Jezusa i żeby ktoś przeze mnie został ukarany”. Gdy usłyszałam te słowa z ust małego chłopca, przysiadłam. Willi miał w sobie wielką mądrość i odwagę. Wiedział, że umrze, i chciał złamać tradycję. Poznał i pokochał Chrystusa w chorobie i cierpieniu. Umierał, ale nie myślał o sobie. Bał się, że po jego śmierci, ktoś będzie uznany za winnego. Wkrótce zmarł, ale rodzice uszanowali jego wolę. Mały chłopiec, a miał w sobie wielką wiarę i miłość. To był mocny znak wiary.

Co jest dla Siostry najtrudniejsze w pracy misjonarza?

– W moim przypadku najtrudniejsze nie jest to, że nie ma prądu, że jest tam inna mentalność, że mi grożą karami, ale to, że nie zawsze mogę pomóc. Często ludzie zwracają się do nas o pomoc, gdy jest już za późno. Ktoś przynosi mi dziecko, wpatruje się i mówi: „Ratuj, Ty możesz, musisz, bo ciebie tu Bóg przysłał”, ale dziecko jest już umierające i wówczas niewiele możemy pomóc. Wtedy zderzają się ze sobą ich wielkie zaufanie z naszą bezradnością – to jest najtrudniejsze.

Siostra żyje wśród różnych plemion. Które z nich wydaje się najprzyjaźniejsze?

– Pigmeje. Są bardzo szlachetnym plemieniem. To ludzie lasów, którzy na przykład nigdy nie zrywają małżeństw. Są wierni sobie do końca, do śmierci. Poza tym w innych plemionach nigdy się nie widzi, że ojciec opiekuje się dziećmi, a u Pigmejów – to bardzo częsty obrazek. Zachowują swoją tradycję, mieszkają w lesie w charakterystycznych domkach z liści. Mają swoje stare zwyczaje, ale nie są one tak brutalne jak u innych plemion. Nie biegają, tak jak inni do czarowników, za to uwielbiają las. Zapytali mnie kiedyś: „Czy w niebie będzie las?”. Odpowiedziałam: „Jeszcze piękniejszy niż ten wasz”. Co ciekawe, wykształciłyśmy jedną dziewczynę, która została dziennikarką w radiu, ale później wróciła do lasu. To jest silniejsze, bo to ich druga natura. Są urodzeni i wychowani w lesie. Nie kształcą się, mają swoje bogactwo wiedzy, naturalne z dziada pradziada.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ, MISJE

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama