- Trzeba angażować się w to, co mamy zrobić. Wtedy nie przeszkadza brak prądu i dróg, że jest parno i gorąco, że czarownik grozi śmiercią, a węże wpełzają przez okna – mówi w rozmowie z Agnieszką Kocznur siostra Teodora Grudzińska, misjonarka, która od 26 lat żyje w Kamerunie.
Czy wobec tak mocno zakorzenionych miejscowych tradycji misjonarka nie zniechęca się pracą i misją, którą podejmuje?
– Gdy wyjeżdżałam pierwszy raz na misje, otrzymałam od znajomego księdza 100 dolarów. Tam było bardzo dużo potrzeb, więc byłam bardzo szczęśliwa. Wyjechałam do Kamerunu i udałam się na rozpoczęcie roku szkolnego, w którym uczestniczyło 300 uczniów. Wśród nich wyróżniał się chłopiec w wyblakłym i pocerowanym mundurku. Miał ciągle spuszczoną głowę. Pomyślałam, że musi mu być naprawdę ciężko. W głowie pojawiła się myśl: „Oddaj te pieniądze, które dostałaś, bo on na pewno tej szkoły nie opłaci”. Zaczęłam się zmagać z myślami. W końcu zdecydowałam, że dam mu połowę. Po uroczystości podeszłam do niego i powiedziałam: „Widzę, że jesteś w potrzebie, ktoś dobry dał ci te pieniądze. Wykorzystaj je dobrze”. Chłopiec był zszokowany i nic nie powiedział. Pożegnałam go i odeszłam. Minęło 20 lat. W ubiegłym roku wróciłam do tego miasta. Zaparkowałam samochód, a gdy wróciłam, zobaczyłam zablokowane koło, a za wycieraczką mandat. Przybiegli strażnicy i kazali mi jechać na komisariat. Tłumaczyłam im, że nigdzie nie pojadę, bo złamałam tylko zakaz zatrzymywania. Drugą stroną ulicy szedł bardzo elegancki pan. Podszedł, pokazał strażnikowi wizytówkę. Kazał odblokować koło, a mandat wystawić na siebie. Zapytałam: „Czym się tak panu zasłużyłam?”. A on do mnie „Siostro, poznać to się nie poznamy, ale ja siostrę po głosie rozpoznałem. Czy siostra sobie przypomina, jak 20 lat temu dała mi przy szkole pieniądze?”. Został prokuratorem i pracował w najważniejszej instancji w mieście Bertua. Powiedział, że te pieniądze dodały mu skrzydeł. Wtedy mieszkał tylko z babcią, mundurek wziął ze śmietnika i bardzo wstydził się kolegów. Za pieniądze, które mu dałam, kupił ubranie, książki, opłacił szkołę, a za resztę zaczął sadzić orzeszki i zarabiać na nich. Potem poszedł na studia. Dobrze się uczył i zaliczał dwa lata w ciągu roku. Ucieszył się, że mnie spotkał, i powiedział, że pragnie się odwdzięczyć. To dzięki niemu wyciągnęłam z więzienia chłopca z mojej miejscowości, który został skazany na dwa lata za kradzież banana. Wiem, że dobro zawsze daje dobre owoce. I wiem, że pomagając innym, pomagamy też sobie.
Czy praca misyjna może przerosnąć siły człowieka? Gdzie wtedy szukać ratunku?
– Są misjonarze świeccy i zakonni, ale jedno powinno towarzyszyć wszystkim: wiara i wierność modlitwie. Jeżeli ktoś nie będzie pogłębiał codzienną modlitwą swojej wiary, to nie będzie w stanie dobrze czynić. Potrzeba zaangażowania, aby świadomie postawić sobie pytanie: „Jakiego zachowania w tej sytuacji Pan Bóg by się po mnie spodziewał?”. Bardzo ważne jest nawiązanie dialogu, poświęcenie czasu drugiej osobie, nawet wtedy, gdy jest nawał innych prac. Kiedyś w naszej miejscowości zatrzymał się pewien ksiądz i przyszedł prosić o pomoc. Był cały zakurzony i zdenerwowany, bo jego samochód złapał gumę. W tym momencie miałam pacjentkę w ciężkim stanie, która prosiła o kapłana. Przed śmiercią wyspowiadała się, przyjęła Komunię św. Ten ksiądz widział jej wielkie pragnienie wiary i nasze zaangażowanie, by jej pomóc. Gdy później naprawiliśmy koło, ksiądz wyznał: „A wie siostra, dokąd ja jadę? Chcę uciec z dotychczasowej parafii. Tam nikt nie przychodzi do kościoła, nie widzę żadnej poprawy, ja już nie mam siły. Chyba jestem tam niepotrzebny. Ale teraz zrozumiałem, że powinienem tam wrócić. Ja na nich czekałem, a powinienem ich szukać”. Historia jak z bajki, ale ten ksiądz wrócił. Jeżeli codziennie by się modlił, pokonałby te trudności, bo miałby wiarę i siłę. A to jest największa pomoc. Dlatego trzeba misjonarzy wspierać modlitwą, żeby się nie zniechęcali.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.