"W dziedzinie pokory, tak jak i we wszystkim, brak umiaru rodzi pychę, a ta pycha jest tysiąc razy subtelniejsza i niebezpieczniejsza od pychy świata, która jest tylko próżną chwałą."
Ważne jest, aby w osobie, w której się już dokonało spotkanie z prawdziwą pokorą, bez względu na to, jakim jest typem osobowości, nadal kształtować tę cnotę, choć może bardziej dotyczy to tych, którzy się nisko oceniają. Jeśli jednak formuje się osobę z zachwianą pewnością siebie i będzie się jej wmawiać, że jedynym jej problemem jest wyniosłość, ryzykuje się wówczas pozostawienie jej w poczuciu niskiej wartości, w którym jeszcze bardziej się utwierdzi, podczas gdy celem formacji powinno być przede wszystkim nauczenie jej poznawania siebie, akceptowania i kochania się taką, jaką jest. To tak jakby zwracać uwagę komuś nieśmiałemu, że się czerwieni. Czyż nie byłoby skuteczniejsze pomóc mu to zbagatelizować? W ten sposób taka osoba mogłaby łatwiej otworzyć się na innych, a w konsekwencji nie zamykałaby się w sobie, z góry przekreślając każdą perspektywę miłości. Kładąc nacisk jedynie na pokorę, rozumianą wyłącznie jako skromność, można doprowadzić taką osobę do zniechęcenia.
Prawdziwa pokora wyklucza niepokój czy lęk, owe zgryzoty czyhające na duszę, która nie akceptuje własnych ograniczeń i wpada w kompleksy, gdy zostaje poddana próbie jej wartość i zdolności. Oczywiście jeśli postępujemy za przykładem i nauką Chrystusa, chętnie zajmiemy niższe miejsce niż to, które nam się naturalnie należy, ale nigdy nie powinno być tak, abyśmy stracili z oczu horyzont własnej godności.[3] Nie chodzi przecież o to, by zrzekać się swoich praw z powodu tchórzostwa czy poczucia niższości. Przeciwnie, chodzi o to, by dobrowolnie oddać je na służbę innym i już nie przywiązywać wagi do tego, jak się nas ocenia, powierzając z ufnością te sprawy w ręce Boga. Dlatego pokora zakłada dobrą relację z samym sobą, która na poziomie osobistym uniemożliwia zarówno wyolbrzymianie swoich cnót, jak i przecenianie własnych wad, a w kontakcie z innymi pozwala uniknąć tak wyniosłości, jak i fałszywej skromności.
Można być dumnym, nie będąc przy tym próżnym. Duma związana jest z tym, co sami o sobie myślimy, próżność zaś z tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli.[4]
Być pokornym to dużo więcej, niż zachowywać się w sposób pokorny, bowiem pokora dotyczy przede wszystkim postawy wewnętrznej.
Jeśli pokorę błędnie pojmuje się jako odruch niskiego oceniania siebie, ryzykuje się, że pod pozorem cnoty będzie się ukrywało coś, co w istocie ma ten sam korzeń, czyli pychę. Może się nawet zdarzyć, że pycha, która chowa się za fałszywą skromnością, będzie bardziej wyniszczająca niż zarozumiałość. Georges Bernanos trafnie to ukazuje w sztuce teatralnej zatytułowanej Dialogi karmelitanek. Jedna z młodych zakonnic nagle odczuwa pragnienie ukrycia się i zniknięcia, aby wzrastać w pokorze. Tak to wyjaśnia przeoryszy: „Ja właśnie chciałabym pozostać niezauważona”. Odpowiedź jest pełną mądrości refleksją nad rzeczywistością, która może ukrywać się pod aspiracją młodej zakonnicy:
Niestety, można to uzyskać dopiero po długim czasie, a zbyt silne pragnienie tego nie ułatwia sprawy. [...] O tak, płoniesz chęcią zajęcia ostatniego miejsca. Wystrzegaj się także i tego, moje dziecko [...]. Chcąc zejść zbyt nisko, ryzykuje się przekroczenie miary. Otóż w dziedzinie pokory, tak jak i we wszystkim, brak umiaru rodzi pychę, a ta pycha jest tysiąc razy subtelniejsza i niebezpieczniejsza od pychy świata, która jest tylko próżną chwałą.[5]
Pokora jest prawdą zawieszoną między dwiema skrajnościami
Wpadła mi kiedyś do ręki książka Marka Kinzera, Żyda nawróconego na chrześcijaństwo.[6] Zaczyna się anegdotą o pewnym wariactwie jednego z jego przyjaciół, tak samo jak on nawróconego, sprowokowanym błędną interpretacją tekstu św. Pawła, w którym ten mówi, by „w pokorze oceniać jedni drugich za wyżej stojących od siebie” (Flp 2, 4). Wyjmując z kontekstu radę apostoła na temat ducha służby, ów przyjaciel doszedł do wniosku, że najlepszym sposobem wprowadzenia jej w życie jest przekonanie samego siebie, że wszyscy inni są lepsi od nas. Zatem gdy się z kimś spotykał, zawsze starał się wprowadzać tę tezę w życie. W rezultacie zamieniło się to w jego obsesję – bardziej żałosny już być nie mógł. Niestety, nie był w stanie urzeczywistnić swojej idei, przede wszystkim dlatego, że spotykał „zbyt wielu ludzi, którzy obiektywnie nie wydawali mu się lepszymi od niego”, a następnie dlatego, ponieważ zdał sobie sprawę, że „nigdy nie tracił aż tyle czasu na myślenie o sobie samym i porównywaniu się z innymi”.[7]
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).