Powtarzam często, że kiedy pójdziemy do Pana Boga, On nie zapyta: „Ty, Stuligrosz, a ile masz odznaczeń, jakie masz wykształcenie?”, tylko zapyta: „Coś ty zrobił dobrego w życiu? Ze Stefanem Stuligroszem, założycielem Poznańskich Słowików, Chóru Chłopięco-Męskiego im. W. Gieburowskiego, rozmawia Józef Augustyn SJ
Śpiewał Pan ze swoimi chłopcami na beatyfikacji i na kanonizacji siostry Faustyny...
Siostra Faustyna pamięta o nas. Mam osobisty kontakt z nią, kontakt bardzo serdeczny.
Słuchałem śpiewów Pańskiego chóru na beatyfikacji siostry Faustyny. Byłem wówczas redaktorem Radia Watykańskiego i robiłem bezpośrednie sprawozdanie z tej Mszy św.
Beatyfikacja i kanonizacja siostry Faustyny to były wielkie przeżycia. Radość wielka...
Kiedy Barbarka zmarła (18 listopada 1999 roku), to od razu miałem telefon z Watykanu, że Ojciec Święty zaprasza Poznańskie Słowiki na kanonizację siostry Faustyny (30 kwietnia 2000 roku). Myślę sobie: i tam w niebie jest kumoterstwo. Wzięły się obie pod rękę i powiedziały: „Słuchaj, pojedzie twój mąż do Watykanu”. To jest moje silne oparcie. Nie tracę radości życia. Mam problemy zdrowotne. Sztuczne biodro, nie mówiąc o trzecim komplecie zębów, rozruszniku serca.
Nasuwa mi się pewna anegdota. Przed jubileuszem 80-lecia urodzin zaczęło się coś niedobrze dziać z moim sercem. Na kilka dni przed uroczystościami dostałem jakiegoś ataku. Czułem, że umieram. Na szczęście był przy mnie mąż bratanicy mojej żony. Naprawiał komputer. Wezwał reanimacyjną karetkę. Przyjechali i wiozą mnie do szpitala. Jadą jednak jakąś okrężną drogą. Zajechali na wielkie osiedle, a ja umieram im w tej karetce: „Panowie, gdzie wy jedziecie, ja dobrze znam drogę do szpitala”. A oni mówią mi, że w tym wieżowcu mieszka jadąca z nami pani pielęgniarka. Pobiegła po aparat fotograficzny, bo przy okazji chciała sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie ze mną. Zajeżdżamy przed szpital, wychodzę z karetki, słaniam się, a oni: „Chwileczkę, chwileczkę”. Podtrzymują mnie, żebym porządnie pozował do zdjęcia. Naprawdę tak było.
Na trzy dni przed uroczystościami jubileuszowymi na własną odpowiedzialność wyszedłem ze szpitala, aby poprowadzić próby. Po ostatnim koncercie jubileuszowym wstawiają mi rozrusznik serca. Zrobiono mi miejscowe znieczulenie i leżę na prawym boku przykryty jakąś serwetą, żebym nie widział, co ze mną wyrabiają. W pewnym momencie doktor zaklął siarczyście (przepraszam za to słowo): „Cholera, jak przez taką cienką żyłę przecisnę tę elektrodę”. A ja mówię w sercu: „Barbarko, pomóż!”. Doktor podejmuje drugą próbę. Tym razem prześlizgnęło się łatwo! „Czy to jakiś cud, czy co?” – mówi lekarz. No i jak tu nie wierzyć w pomoc? W świętych obcowanie? Czasem córki czegoś szukają. „Mamusiu, gdzie to może być?”. Sięgają – jest. Naprawdę tak jest. Trzeba tylko mieć ufność, wierzyć. Dla mnie to jest to wielka siła i radość.
Pytają mnie nieraz, co robię, że jestem taki pogodny. Jak idę po sprawunki do marketu, podchodzą do mnie ludzie i witają się: „Dzień dobry, panie profesorze”. Odpowiadam: „Dzień dobry” i naturalnie ze wszystkimi się witam. I mówię do siebie: Nie mógłbym sobie nawet publicznie jednego głębszego łyknąć, żeby... (śmiech). Ale się cieszę, że ludzie mnie szanują. Ja też ludzi bardzo kocham. Ludzie to czują, tak mi się zdaje.
* * *
Podczas rozmowy z o. Józefem Augustynem prof. Stefan Stuligrosz podzielił się ogromną radością, jaką było dla niego otrzymanie doktoratu honoris causa Papieskiego Instytutu Muzyki Sakralnej 18 stycznia 2001 roku w Rzymie. Poniżej zamieszczamy tekst przemówienia, jakie wygłosił on z tej okazji.
Zostań z nami Panie, bo już się zmierzcha i dzień nachylił się ku wieczorowi (por. Łk 24, 29).
Ekscelencjo, Panie i Panowie, Drogie Siostry i Bracia,
26 sierpnia 2000 roku minęła osiemdziesiąta rocznica moich urodzin. Dzień mojego życia nachylił się ku wieczorowi... Piękny dzień dał mi mój Pan!... On trwał i nadal trwa przy mnie... Nieustannie... W radościach i smutkach. W najboleśniejszych godzinach mego życia. Nie opuszczał mnie nawet w chwilach zwątpień i moich upadków.
Jakże wdzięczny jestem mojemu Panu, że stale czuwa nade mną!... Otacza mnie ojcowską miłością... Darzy czerstwym zdrowiem, a serce moje wypełnia niewygasłym jeszcze ogniem twórczej energii. Podążam więc za Nim z radością drogą powołania, jaką mi wyznaczył. Od młodości śpiewam Mu... Gram i komponuję... Zbliżam ku Niemu chłopców i dorosłych śpiewaków mojego chóru, którym dyryguję od ponad 60 lat.
Byliśmy Mu wierni w najtragiczniejszych okresach hitlerowskiej i stalinowskiej niewoli, kiedy prześladowano także w mojej ojczyźnie Boga i Jego wyznawców. Sakralnymi śpiewami pokrzepialiśmy serca zniewolonych.
Drogie Siostry i Bracia!
Nasz Pan obdarzył mnie mocą Swego Ducha. Pozwolił mi zachować jasne oblicze. I teraz jestem z Wami, chociaż dzień mojego życia skłonił się ku wieczorowi. I cudownym blaskiem zajaśniała nade mną nowa gwiazda... Jest nią honor, jakim mnie obdarza Papieski Instytut Muzyki Sakralnej.
Całe me życie wypełniłem twórczą pracą Ad Maiorem Dei Gloriam. Nie oczekiwałem tak wysokiego zaszczytu! Tym bardziej jestem wzruszony i szczerze wdzięczny. Zaszczyt ten jest bowiem znakiem mojego Pana, że z ojcowskim przyzwoleniem przyjmuje spełnianą wobec Niego moją muzyczną służbę.
Wierzę, że po wieczorze mojego życia zajaśnieje także dla mnie dzień wiecznej radości wypełniony śpiewem i niebiańską muzyką tak piękną, jakiej nikt z nas tu na ziemi nie słyszał.
A nasz Pan pozostanie z nami!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).