Powtarzam często, że kiedy pójdziemy do Pana Boga, On nie zapyta: „Ty, Stuligrosz, a ile masz odznaczeń, jakie masz wykształcenie?”, tylko zapyta: „Coś ty zrobił dobrego w życiu? Ze Stefanem Stuligroszem, założycielem Poznańskich Słowików, Chóru Chłopięco-Męskiego im. W. Gieburowskiego, rozmawia Józef Augustyn SJ
Teraz się dowiedzą...
Wieczorem polecam Miłosierdziu Bożemu Barbarkę, rodziców, rodzeństwo, dziadków, wszystkich krewnych, wszystkich nauczycieli i wychowawców, koleżanki i kolegów, zmarłych śpiewaków... I za tych, którzy mnie nienawidzili. Zmarłych wymieniam po imieniu i po nazwisku...
Pańską żonę jako pierwszą?
Oj tak, tak. Zawsze modlę się za Barbarkę. Zostawiła mi piękną modlitwę, którą znalazłem w jej modlitewniku po jej śmierci dwa lata temu: „Wszyscy święci, święte Pańskie, z łaski Boga trwajcie z nami, prosimy w solidarnym i aktywnym świętych obcowaniu”. To jedna.
I druga: „Zmazy doczesne wypal w nas, Panie, a światłość wieczna niechaj im świeci i pełnia życia niech ich ogarnia”. To też jest piękne...
Gdy mówimy: „Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci”, mógłby ktoś wówczas pomyśleć, że zmarli śpią i nigdy się nie obudzą. A w modlitwie Barbarki jest: „Pełnia życia niech ich ogarnia”. To jest ta moc, ta wiara. To mnie bardzo pokrzepia. Mimo że jestem nieraz zmęczony, zawsze do tego dodaję dziesiątek różańca za dusze w czyśćcu.
Doznałem wiele miłości od ludzi. Miałem szczęście do przyjaciół, do dobrych przyjaciół, do szlachetnych przyjaciół, takich jak – pozwolę sobie wymienić – znakomita pianistka poznańska prof. Gertruda Konatkowska (kazała mi mówić do siebie „Matulu”, taka moja matka artystyczna), potem była pani prof. Maria Trąmpczyńska. Wielu jest takich, którym dużo zawdzięczam. Uważam, że prawdziwa przyjaźń, prawdziwa miłość nie kończy się wraz z odejściem. Istnieje jakaś fantastyczna nić, zapewniająca łączność tego świata – jeszcze pielgrzymującego – z tamtym światem wiecznej szczęśliwości. W to wierzę. Człowiek się boi śmierci. Ja nie wiem, jaka ta śmierć będzie, chciałbym zasłużyć na dobrą...
W wywiadzie, o którym wspominałem, uderzył mnie Pana stosunek do chłopców z chóru: z jednej strony wyczułem, że traktuje ich Pan z wielką ojcowską dobrocią i życzliwością, ale z drugiej strony – jest Pan bardzo wymagającym mistrzem...
Jestem strasznym despotą...
Jak Pan łączy miłość i dobroć z surowymi wymaganiami. Nie obrażają się ci młodzi ludzie, kiedy wymaga Pan od nich tak wiele, kiedy uświadamia im Pan, że życie jest trudne?
Nie, nie obrażają się. Czasem rzeczywiście jestem straszny, niegodziwy; z tego, że ich nieraz na próbach tak męczę, też się spowiadam.
Czym ich Pan tak męczy?
Jestem nieustępliwy w wymaganiach. Poza tym nie lubię głupoty i przemocy. Niektórzy chłopcy przynoszą pewne złe nawyki ze szkoły. Ostatnio zdarzyło się, gdyśmy byli za granicą, że jeden starszy chłopiec zażądał od młodszego pod groźbą pobicia 10 marek. No, to już jest straszna rzecz. Od razu usunąłem winowajcę z chóru.
Sytuacja ta miała miejsce w Pańskim chórze?
– Tak, w moim chórze. Takie rzeczy zdarzają się nawet w naszym gniazdku. Tak nie może być! Zawsze silniejszy musi pomóc młodszemu i słabszemu. Koniecznie! Oni to raczej rozumieją. Najlepiej rozumieją to ci, którzy wracają po wielu latach. We wrześniu 2000 roku był zjazd Poznańskich Słowików z okazji osiemdziesiątej rocznicy moich urodzin. Podchodzili do mnie starsi panowie, których czasem nie mogłem poznać, i w prywatnych rozmowach – bez porozumiewania się między sobą – dziękowali mi za przykład, za wiarę...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).