Co teraz będzie? To pytanie zadaje sobie chyba coraz więcej obserwatorów europejskiej sceny politycznej. Kryzys ogarniający Unię Europejską przy zadziwiającej bezczynności jej przywódców to bolesna nauczka i wyzwanie.
Nie ma co ukrywać. Trochę to wszystko przypomina historię Titanica. Unia miała być wielka, mocna i niezatapialna. Miała wyznaczać świetlane ścieżki przyszłości. Jeszcze dziś w Durbanie, podczas obrad konferencji klimatycznej, apeluje o zmniejszenie, kosztem gospodarczych wyrzeczeń, emisji CO2. Ale wbiła się w pychę i pozwoliła na powszechne lekceważenie zdrowych zasad gospodarki. Czyli zadłużanie się ponad rozsądną miarę. Bo żeby taką kupę wielkich i ważnych krajów dotknął poważny kryzys, to przecież niemożliwe, prawda? Przecież nawet jeśli my wydamy za dużo, inni pomogą, czyż nie?
Niestety, choć wszyscy wiedzą, że powszechny dobrobyt dzięki finansowym piramidom to mrzonka, europejscy przywódcy (i nie tylko oni) jakby o tym zapomnieli. Zamiast realnie szukać dziś oszczędności, powtarzają, że trzeba wprowadzić mechanizmy wymuszające respektowanie przyjętych kiedyś zobowiązań dotyczących zadłużania się. A kto spłaci dzisiejsze długi? Europejski Bank Centralny dodrukowując pieniądze? Przecież nawet taki laik ekonomiczny jak ja wie, że drukowanie nie mającego pokrycia we wzroście gospodarczym pieniądza to najlepszy sposób na rozpędzenie inflacji. Czy tak ma wyglądać ratowanie Eurolandu?
Zgryźliwie można dziś dodać, że to stadne przekonanie "jeśli inni, to my również" obowiązywał nie tylko w sprawach gospodarczych, ale też światopoglądowych. Czyli tych, w których Unia miała zostawić państwom wolną rękę. Zapatrzeni w ... no właśnie... w kogo? w co? ... unijni decydenci za oczywiste przyjmowali rozwiązania wcale nie tak oczywiste dla wielu swoich współobywateli. Czy ich kompetencje były w tym względzie większe niż w sferze gospodarki? Ośmielam się wątpić.
Dla nas, chrześcijan, to ważna chwila. Właśnie naocznie przekonujemy się, że guru dzisiejszego świata potrafią się strasznie mylić. Tym bardziej nie musimy się dziś wstydzić naszych starych i wypróbowanych wartości – szacunku dla człowieka, dla rodziny, tolerancji, która nie jest wyrzeczeniem się własnych poglądów, uczciwości czy powściągliwości w korzystaniu z dóbr materialnych i szukaniu zysku i jeszcze paru innych. One stanowią całkiem atrakcyjną alternatywę przeciwko krótkowzroczności "nowoczesnych" pomysłów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.