To nie tylko odrzucanie Boga. To także traktowanie Go, jakby był ludzką własnością.
Kościół musi być otwarty na świat. Otwarty także po to, aby w imię miłości i prawdy mówić prorockie „nie” temu, co bezbożne. Nazywanie zła po imieniu ma jeden cel: pokazanie drogi do nawrócenia, do uleczenia, do pobożności.
Nie do bezbożności należy ostatnie słowo i nie w nieobecności Boga dopełniają się doczesne dzieje.
Bóg i Jego sprawa są godne tego, żeby postawić życie na jedną kartę, na kartę Ewangelii. Kapłański celibat jest tego znakiem. Prawdziwym i ostatecznym kalectwem w życiu nie jest bezżenność, ale bezbożność, życie bez Boga.
Nie byłoby dobrze, gdyby ktoś potraktował tę książkę jako zachętę do zrezygnowania z terapii, tak jak nie byłoby dobrze, gdyby ktoś zrezygnował z leczenia nowotworu, pozostając tylko na modlitwie. Ale...
„Szczere przywiązanie do Kościoła nie może służyć do sankcjonowania naszych uprzedzeń ani podnoszenia naszych stronniczych sądów do rangi absolutu powszechnej wiary”.
Zdumiewa mnie, jak można umrzeć za kogoś, kto jest niegodziwcem, niewdzięcznikiem, a nawet winnym czyjegoś cierpienia.
„Co ty zrobisz, gdy głodujących i chorych są miliony, a ty jesteś sam jeden?” – pytał świecki misjonarz Krzysztof Szałata świętokrzyskich parafian na płockich Podolszycach.
Toczy się walka – uderzają na alarm niektórzy gorliwi katolicy. Owszem, słychać nawet bitewne odgłosy. Obawiam się jednak, że główna bitwa rozgrywa się na zupełnie innym polu.
Papież odprawił Pasterkę, a papieski jałmużnik przygotował wieczerzę wigilijną dla bezdomnych.
Patron kongresów eucharystycznych przyszedł na świat 16 maja 1540 r. w miejscowości Torre Hermoza w Hiszpanii.