O byciu u boku ordynariusza, o biskupim braku lęku przed mediami, spotkaniach z młodzieżą i spacerowaniu po lesie opowiada jego sekretarz ks. Jacek Mizak.
Dni biskupa były wypełnione od rana do wieczora. Zajęć miał mnóstwo. Wśród nich wizytacje kanoniczne, posługi w parafiach, wykłady na uczelniach, spotkania w kurii z różnymi osobami. Trzeba podkreślić, że bp Jan Chrapek mocno angażował się też w życie Kościoła w Polsce i na świecie, należał m.in. do Komisji Episkopatu Polski ds. Mediów, był konsultantem Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu i wiceprzewodniczącym Konferencji Biskupów Europy ds. Środków Masowego Przekazu. Widzieliśmy jako najbliżsi współpracownicy jego zmęczenie i budziło to nasz niepokój. Próbowałem nawet sugerować, żeby ksiądz biskup troszkę zwolnił albo odpoczął, ale wtedy usłyszałem: „Księże Jacku, ja i tak mam wyrzuty sumienia, że za mało pracuję”. Oczywiście ja, będąc świadkiem tego, jak dużo ksiądz biskup pracuje, wiedziałem, że te wyrzuty nie były w żadnym stopniu uzasadnione.
Jedną z głównych cech biskupa, które zapisały się w pamięci diecezjan, była otwartość na człowieka.
– Otwartość, ale też umiejętność dostrzeżenia w drugim człowieku dobra. Nawet jeśli się z kimś nie zgadzał, bo ten ktoś prezentował zupełnie inne poglądy, potrafił oddzielić poglądy tego człowieka od niego samego. Nigdy go nie przekreślał, nie potępiał, ale potrafił i chciał z tym człowiekiem rozmawiać po to, żeby pomóc mu dotrzeć do prawdy. Tu nasuwa mi się odniesienie do Ewangelii. Chrystus nie utożsamiał nigdy grzechu z grzesznikiem. Kochał każdego człowieka, mimo że potępiał ludzkie słabości i grzechy. Podobną zasadą kierował się ksiądz biskup Jan. Nawet jeśli ktoś był niekoniecznie blisko Kościoła, z czasem – jeśli nawiązywała się jakaś bliższa znajomość – dzięki temu ksiądz biskup mógł tę osobę także zbliżyć do Chrystusa. To było ważne, bo myślę, że nigdy nie zapominał o tym że jest kapłanem, biskupem, pasterzem, a więc osobą powołaną do tego, aby pomóc innym się zbawić.
W obecności księdza biskupa człowiek czuł się dobrze, bo był on osobą bezpośrednią, kontaktową i życzliwą. Często żartował. Bywało, że gdy starał się powołać do istnienia jakąś inicjatywę, zapraszał wtedy przedstawicieli władzy z Warszawy, z różnych środowisk, które tak naprawdę z Radomiem nie miały nic wspólnego. Przyjeżdżali do nas jednak, ponieważ prosił o to bp Jan Chrapek, a oni nie potrafili mu odmówić. Naprawdę nieraz to widziałem, że bp. Chrapkowi po prostu się nie odmawia.
Czasami pojawiają się głosy, że ksiądz biskup szczególnie umiłował młodzież i że to jej poświęcał najwięcej uwagi w swojej pracy duszpasterskiej. Czy tak rzeczywiście było?
– To nie do końca prawda. Był wrażliwy na każdego człowieka. Pochylał się nad chorymi, starszymi, cierpiącymi. Pamiętam, jak odwiedzaliśmy szpitale, chociażby z okazji Światowego Dnia Chorego. Z każdym rozmawiał, każdego pytał o zdrowie, przytulał. To było autentyczne, szczere i wcale nie na pokaz, chociaż często towarzyszyły mu media. Ale rzeczywiście sprawy młodzieży leżały księdzu biskupowi na sercu. Kiedy bierzmował i przemawiał do młodych ludzi, często powracała myśl, żeby potrafili inwestować w siebie w sensie duchowym, bo ta inwestycja będzie procentować przez całe życie. Żeby solidnie przykładali się także do nauki i w ten sposób inwestowali w swoją przyszłość. Ksiądz biskup ubolewał, że młodzi ludzie po ukończeniu studiów nie wracają do Radomia. W 1999 roku było to miasto typowo robotnicze. Bezrobocie wynosiło tu 25 procent, a tylko 3 procent mieszkańców miało wyższe wykształcenie. Dlatego jednym z priorytetów i wielkim marzeniem księdza biskupa było powstanie uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Radomiu. Chciał, żeby młodzi ludzie studiowali na miejscu i z tego miasta nie uciekali.
Można też powiedzieć, że ksiądz biskup w kontaktach z młodzieżą ładował swoje akumulatory. Jako przykład mogę podać Apele Młodych, kiedy było to dla mnie szczególnie widoczne. Apele odbywały się w piątki. W te dni ksiądz biskup miał wykłady w Warszawie i musiał bardzo się spieszyć, żeby na czas dojechać do Radomia. Po całym dniu był bardzo zmęczony. Ale proszę wierzyć, to spotkanie z młodymi ludźmi, ten zapał, który widział w ich oczach, ta atmosfera radości i ta namacalna obecność Ducha Świętego sprawiały, że po takim wieczorze wracał do domu pełen entuzjazmu, bez śladów wcześniejszego zmęczenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Leon XIV do abp Wachowskiego: będą cię poznawać nie po słowach, ale po miłości
"Gdy przepisywałam Pismo Święte, trafiałam na słowa, które odniosłam do siebie, do swojego życia".
Nikt nie jest powołany do rozkazywania, wszyscy są powołani do służenia.