Wrażliwy człowiek renesansu

GN 41/2011 Radom

publikacja 14.11.2011 07:00

O byciu u boku ordynariusza, o biskupim braku lęku przed mediami, spotkaniach z młodzieżą i spacerowaniu po lesie opowiada jego sekretarz ks. Jacek Mizak.

Wrażliwy człowiek renesansu W czasie spotkań z młodzieżą, jak tutaj na Apelu Młodych w radomskiej katedrze, biskup Jan zawsze „ładował swoje akumulatory”. GN 41/2011 Radom

Marta Deka, Krystyna Piotrowska: W 1999 r. bp Jan Chrapek został ordynariuszem naszej diecezji. Ingres do radomskiej katedry odbył się w sierpniu, a pod koniec października został Ksiądz bliskim współpracownikiem biskupa.

Ks. Jacek Mizak: – Nie ukrywam, że ta propozycja pracy była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Ukończyłem właśnie trzeci rok studiów doktoranckich z teologii moralnej na KUL-u. Ksiądz biskup Chrapek zapytał, czy mógłbym być jego kapelanem i sekretarzem. Byłem bardzo młodym kapłanem i wiedziałem, że to nie będzie dla mnie łatwe zadanie. Wyraziłem głośno obawę, czy sobie poradzę w tej pracy, bo mam dopiero cztery lata kapłaństwa. Ksiądz biskup chwilę się zastanowił i powiedział: „Gdyby ksiądz mnie o to nie zapytał, to może miałbym wątpliwości, ale tak, to sądzę, że ksiądz sobie poradzi”. Czy później tego nigdy nie żałował? Tego nie wiem, ale wkrótce rozpoczęła się nasza współpraca. Każdy dzień był dla mnie zaskoczeniem i czymś nowym, przynajmniej na początku.

Ale o biskupie Janie już wcześniej słyszeliśmy, chociażby z mediów.

– Był niewątpliwie postacią znaną w polskim episkopacie. Powiedziałbym nawet, że bardzo znaną, i to z wielu powodów. Przede wszystkim z przygotowań pielgrzymek papieskich do ojczyzny, ale także ze swego zaangażowania w środowisku mediów. Miał wykłady w Uniwersytecie Warszawskim. Widać go było w telewizji. Mówiono nam, że jest to rzeczywiście biskup bardzo aktywny i prężny, posiadający talent organizacyjny. Z czasem wszystko to okazało się prawdą.

Wspominając bp. Chrapka, często powraca się do jego motta: „Idź przez życie tak, aby ślady twoich stóp przetrwały cię”. Przetrwały, prawda?

– Owszem, tych śladów w diecezji, dzięki pracy i zaangażowaniu ks. bp. Jana, jest naprawdę dużo. Nie było takiego problemu, z którym nie chciałby się zmierzyć. Zaledwie rok od podjęcia przez niego posługi w diecezji radomskiej w naszym mieście powstał Wydział Teologiczny Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Troska o ludzi ubogich, potrzebujących i chorych przejawiała się m.in. przez powołanie do życia Radomskiego Banku Żywności i uruchamianie jadłodajni. Trzy z nich powstały w Radomiu. Kolejne dwie już po jego śmierci – jedna w Skarżysku-Kamiennej, druga w Pionkach i ta nosi imię bp. Jana Chrapka. Przy kościele św. Kazimierza w Radomiu powstał – z myślą o najuboższych – gabinet lekarski i apteka, gdzie wydawano darmowe leki.

Biskup zabiegał też o stworzenie w Jasieńcu Iłżeckim domu dla ofiar przemocy w rodzinie i o zakup mammobusu.  Ksiądz biskup napisał gdzieś takie zdanie, że nie mniejszą biedą od tej materialnej jest bieda duchowa. Określił ją jako brak duchowego pokarmu, brak nadziei i odpowiedzi na podstawowe życiowe pytania oraz brak perspektyw. Dlatego ważnym posunięciem było uruchomienie bezpłatnego telefonu zaufania „Linia Braterskich Serc” dla osób zagubionych i przeżywających różne życiowe problemy.

Oczywiście mamy świadomość, że tych wszystkich dzieł nie mógł stworzyć sam ksiądz biskup. Powstawały one we współpracy z wspierającą go grupą osób zaangażowanych w sprawy społeczne, takich „Bożych zapaleńców”, którzy dostrzegali potrzeby mieszkańców tego miasta. Biskup Chrapek był z nami zaledwie dwa lata. W tym czasie tak wiele zrobił.

Mówi się, że tak intensywnie pracował, bo przeczuwał, że ma przed sobą mało czasu. Jakby się spieszył…

– Być może, ale wydaje mi się, że jest to raczej nasza interpretacja wydarzeń, które miały miejsce później. Jest jednak faktem, że robił wszystko, żeby czas dany mu od Boga był jak najlepiej wykorzystany. Jest to też dla mnie samego, ale chyba i dla nas wszystkich cenna wskazówka, bo czas różnie wykorzystujemy. Wydaje się nam, że mamy go jeszcze wiele, bo jesteśmy młodzi. Tymczasem nie wiemy, kiedy przyjdzie ten moment, gdy będzie trzeba zdać sprawę z kapitału, który otrzymaliśmy.

Dni biskupa były wypełnione od rana do wieczora. Zajęć miał mnóstwo. Wśród nich wizytacje kanoniczne, posługi w parafiach, wykłady na uczelniach, spotkania w kurii z różnymi osobami. Trzeba podkreślić, że bp Jan Chrapek mocno angażował się też w życie Kościoła w Polsce i na świecie, należał m.in. do Komisji Episkopatu Polski ds. Mediów, był konsultantem Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu i wiceprzewodniczącym Konferencji Biskupów Europy ds. Środków Masowego Przekazu. Widzieliśmy jako najbliżsi współpracownicy jego zmęczenie i budziło to nasz niepokój. Próbowałem nawet sugerować, żeby ksiądz biskup troszkę zwolnił albo odpoczął, ale wtedy usłyszałem: „Księże Jacku, ja i tak mam wyrzuty sumienia, że za mało pracuję”. Oczywiście ja, będąc świadkiem tego, jak dużo ksiądz biskup pracuje, wiedziałem, że te wyrzuty nie były w żadnym stopniu uzasadnione.

Jedną z głównych cech biskupa, które zapisały się w pamięci diecezjan, była otwartość na człowieka.

– Otwartość, ale też umiejętność dostrzeżenia w drugim człowieku dobra. Nawet jeśli się z kimś nie zgadzał, bo ten ktoś prezentował zupełnie inne poglądy, potrafił oddzielić poglądy tego człowieka od niego samego. Nigdy go nie przekreślał, nie potępiał, ale potrafił i chciał z tym człowiekiem rozmawiać po to, żeby pomóc mu dotrzeć do prawdy. Tu nasuwa mi się odniesienie do Ewangelii. Chrystus nie utożsamiał nigdy grzechu z grzesznikiem. Kochał każdego człowieka, mimo że potępiał ludzkie słabości i grzechy. Podobną zasadą kierował się ksiądz biskup Jan. Nawet jeśli ktoś był niekoniecznie blisko Kościoła, z czasem – jeśli nawiązywała się jakaś bliższa znajomość – dzięki temu ksiądz biskup mógł tę osobę także zbliżyć do Chrystusa. To było ważne, bo myślę, że nigdy nie zapominał o tym że jest kapłanem,  biskupem, pasterzem, a więc osobą powołaną do tego, aby pomóc innym się zbawić.

W obecności księdza biskupa człowiek czuł się dobrze, bo był on osobą bezpośrednią, kontaktową i życzliwą. Często żartował. Bywało, że gdy starał się powołać do istnienia jakąś inicjatywę, zapraszał wtedy przedstawicieli władzy z Warszawy, z różnych środowisk, które tak naprawdę z Radomiem nie miały nic wspólnego. Przyjeżdżali do nas jednak, ponieważ prosił o to bp Jan Chrapek, a oni nie potrafili mu odmówić. Naprawdę nieraz to widziałem, że bp. Chrapkowi po prostu się nie odmawia.

Czasami pojawiają się głosy, że ksiądz biskup szczególnie umiłował młodzież i że to jej poświęcał najwięcej uwagi w swojej pracy duszpasterskiej. Czy tak rzeczywiście było?

– To nie do końca prawda. Był wrażliwy na każdego człowieka. Pochylał się nad chorymi, starszymi, cierpiącymi. Pamiętam, jak odwiedzaliśmy szpitale, chociażby z okazji Światowego Dnia Chorego. Z każdym rozmawiał, każdego pytał o zdrowie, przytulał. To było autentyczne, szczere i wcale nie na pokaz, chociaż często towarzyszyły mu media. Ale rzeczywiście sprawy młodzieży leżały księdzu biskupowi na sercu. Kiedy bierzmował i przemawiał do młodych ludzi, często powracała myśl, żeby potrafili inwestować w siebie w sensie duchowym, bo ta inwestycja będzie procentować przez całe życie. Żeby solidnie przykładali się także do nauki i w ten sposób inwestowali w swoją przyszłość. Ksiądz biskup ubolewał, że młodzi ludzie po ukończeniu studiów nie wracają do Radomia. W 1999 roku było to miasto typowo robotnicze. Bezrobocie wynosiło tu 25 procent, a tylko 3 procent mieszkańców miało wyższe wykształcenie. Dlatego jednym z priorytetów i wielkim marzeniem księdza biskupa było powstanie uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Radomiu. Chciał, żeby młodzi ludzie studiowali na miejscu i z tego miasta nie uciekali.

Można też powiedzieć, że ksiądz biskup w kontaktach z młodzieżą ładował swoje akumulatory. Jako przykład mogę podać Apele Młodych, kiedy było to dla mnie szczególnie widoczne. Apele odbywały się w piątki. W te dni ksiądz biskup miał wykłady w Warszawie i musiał bardzo się spieszyć, żeby na czas dojechać do Radomia. Po całym dniu był bardzo zmęczony. Ale proszę wierzyć, to spotkanie z młodymi ludźmi, ten zapał, który widział w ich oczach, ta atmosfera radości i ta namacalna obecność Ducha Świętego sprawiały, że po takim wieczorze wracał do domu pełen entuzjazmu, bez śladów wcześniejszego zmęczenia.

Można śmiało powiedzieć, że ksiądz biskup był człowiekiem mediów. Chętnie współpracował z dziennikarzami, ale jednocześnie stawiał im wymagania.

– Niewątpliwie w jego podejściu do mediów była widoczna wielka otwartość, zapewne również dzięki profesjonalnemu przygotowaniu. Wykładał na Uniwersytecie Warszawskim na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. Rzeczywiście był w tym obszarze specjalistą cenionym nie tylko w Polsce, ale także w Europie i na świecie. To profesjonalne przygotowanie sprawiło, że nie odczuwał lęku przed mediami. Wiemy, że nie zawsze tak jest. Niektórzy raczej stronią od mediów, ponieważ nie mają przygotowania, boją się, że nie będą potrafili kompetentnie odpowiedzieć na postawione pytania czy też że ich wypowiedź zostanie w jakimś stopniu zmanipulowana. A bywa różnie. Takiego lęku u księdza biskupa nigdy nie zauważyłem.

Zdarza się, że dziennikarz, stawiając pytanie, tak je formułuje, by uzyskać taką odpowiedź, jaką chce usłyszeć. Ale nasz ksiądz biskup był na tyle człowiekiem doświadczonym w kontaktach z mediami, że tego rodzaju historie się nie zdarzały. Mówił zawsze to, co chciał powiedzieć. W jego wypowiedziach dominowało poszukiwanie prawdy i autentyczności. Swoją postawą ujmował także dziennikarzy i bardzo często media miał po swojej stronie. Chciał, żeby w mediach nie ukazywały się tylko informacje mówiące o wydarzeniach złych czy dramatycznych, ale głęboko pragnął, żeby media promowały przede wszystkim dobro.

Pomimo tak rozlicznych obowiązków bp Jan musiał przecież kiedyś odpoczywać.

– Bardzo lubił las. Gdy tylko pojawiała się taka możliwość, jeździliśmy tam. To umiłowanie przyrody sięgało zapewne swymi korzeniami jeszcze okresu dzieciństwa. W rodzinnej miejscowości, Woli Skolankowskiej, ksiądz biskup miał las na wyciągnięcie ręki. Kiedyś wspominał, jak chodził do niego z tatą, który opowiadał mu o przyrodzie, i razem palili ognisko. Potrafił zachwycać się pięknem natury. Miał również wielu przyjaciół, korespondował z nimi. Niekiedy przyjeżdżali odwiedzić księdza biskupa, co sprawiało mu wiele radości. Starał się być także na bieżąco z prasą. To była jego praca, ale i jego pasja. Z jednej strony był człowiekiem renesansu – wykształconym, posiadającym wiele różnych talentów, a z drugiej strony – człowiekiem prostodusznym, kochającym przyrodę, która była dla niego odskocznią od codziennych zajęć. Przy całym bogactwie osobowości był zwyczajnym człowiekiem. Miał świat swoich uczuć i emocji.

A jakie ślady biskupa Jana trwają w Księdzu, jego osobistym sekretarzu?

– Po pierwsze umiłowanie Kościoła, zarówno w wymiarze Kościoła powszechnego, jak i tego lokalnego. Po drugie jak najlepsze wykorzystanie danego nam czasu. I po trzecie – chyba najważniejsze – wrażliwość na każdego człowieka, szczególnie tego, który jest w potrzebie, w trudnej sytuacji życiowej. Są to takie ślady, które stanowią dla mnie równocześnie zadanie do realizacji i chciałbym, żeby one pozostały we mnie na zawsze.